Rosyjska doktor psychologii i była dziennikarka, Tatiana Karacuba w końcu przemówiła. Przekonuje, że ze zdjęciami nie ma nic wspólnego. Zarzuca też polskiemu rządowi złe podejście do sprawy. Jej zdaniem powinien się zająć kwestią ewentualnego zamachu, a nie żądać zablokowania stron ze zdjęciami.
Sprawa zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej wciąż nie cichnie. Zaraz po informacji o nich w polskich mediach, rozpoczęły się spekulacje, kim jest rosyjski bloger, który umieścił je w internecie. Okazało się, że zdjęcia opublikował 51-letni Anton Sizych. Podkreślał, ze tylko agregował wpisy innej blogerki - 57 letniej doktor psychologii Tatiany Karacuby.
Rosjanka w końcu przerwała milczenie i ustosunkowała się do zarzutów pod swoim adresem. Jak podaje RMF24.pl, ich korespondent w Moskwie otrzymał od Karacuby dwa oświadczenia. Rosjanka stanowczo zaprzecza, że ma coś wspólnego ze zdjęciami. Pisze, że od kilku dni otrzymuje naglące pisma od polskich dziennikarzy proszących, by sprzedała zdjęcia lub opowiedziała o nich. Tatiana Karacuba przekonuje, że nie wie, kto
wrzucił je do internetu. Dziwi ją medialne zamieszanie wokół swojej osoby. Tłumaczy, że fotografie wyglądają profesjonalnie, dlatego o ich pochodzenie należy spytać tych, którzy dokumentowali miejsce katastrofy.
Tatiana Karacuba dodaje, że ma własne problemy na głowie. Opowiada o swoim byłym "mężu kryminaliście", który z pomocą milicji przejął jej dom na Krymie. Tłumaczy, że strony internetowe na których publikuje czytają tysiące osób i to jest jej przedmiotem zainteresowania, a nie "Polska i jej rząd, który zginął". Blogerka jest nie tylko psychologiem, ale także byłą dziennikarką. W swoim drugim oświadczeniu cytowanym przez RMF24.pl przedstawia swoją własną analizę tej sytuacji.
Najważniejszą tezą blogerki po obejrzeniu zdjęć jest przypuszczenie, że ich publikacja jest potrzebna Polsce, a nie Rosji. Jej zdaniem ten wyciek był niezbędny, by pokazać ślady przestępstwa Rosjan. Dodaje, że wielu Polaków nie zgadza się z działalnością polskich śledczych. Tłumaczy też, że jeśli wierzyć tym fotografiom, polski rząd nie powinien być oburzony publikacją zdjęć, lecz tym, co sugerują, czyli zamachem. Blogerka twierdzi, że polskie służby nie potrafią same znaleźć autora tych zdjęć dlatego wyręczają się Rosjanami.
Tatiana Karacuba pisze, że Polakom jest bardzo nie na rękę publikacja tych zdjęć, bo wiąże się ona z koniecznością dokładnego śledztwa i ekshumacji ofiar. Krytykuje nawoływania polskiego rządu do moralności i usunięcia zdjęć. "Czyżby można było zablokować przestępstwo pod pretekstem moralności? Potworne!" - pisze blogerka. Dodaje, że publikacja zbiegła się w czasie z zamieszaniem wokół przeciągających się ekshumacji w Polsce. Sugeruje, że jednym z celów tych fotografii było wytrącenie rządzącym z rąk możliwości zablokowania ekshumacji.
Blogerka stwierdziła też, że polski rząd źle podchodzi do całej sprawy. Powinien żądać powtórnego śledztwa, a nie wykasowania zdjęć. Jej zdaniem Polska wywołała międzynarodowy skandal, co zmniejszyło jego znaczenie międzynarodowe, bo ani USA, ani inny kraj nie zablokują tych zdjęć tylko ze względu na Polskę. Cały wywód kończy stwierdzeniem, że to wina polskich służb specjalnych, które "pozwoliły całemu rządowi, w pełnym zestawie wsiąść do jednego samolotu".
Zaręczam, że nie mam nic wspólnego ze zdjęciami smoleńskiej katastrofy. Nie mam pojęcia skąd się wzięły i kto je wrzucił do internetu. Katastrofa polskiego rządu mnie nie interesuje, nie interesują mnie zdjęcia z miejsca katastrofy, mnie w ogóle ten temat nie niepokoi. To nie mój "konik" i nie mój temat. CZYTAJ WIĘCEJ