Samobójcza śmierć zawsze jest owiana pewną tajemnicą. Człowiek targający się na własne życie jest zazwyczaj sam i nikt nie jest w stanie określić dokładnego przebiegu tragedii. Emocje wokół samobójstwa są tym większe, gdy osoba która je popełniła była uwikłana w świat przestępczy lub pełniła funkcje publiczne. Jedno jest pewne. Każda samobójcza śmierć może budzić podejrzenia o udział osób trzecich.
Śmierć technika rządowego Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 r. lądował w Smoleńsku, według wielu nie jest przypadkowa. Wiedza, którą posiadał sprawia, że prawicowe media i blogosfera mnożą wątpliwości dotyczące śmierci Remigiusza Musia. Czy stawianie pytań jest w tym przypadku uzasadnione?
Dziś została przeprowadzona sekcja zwłok technika Jaka-40, wstępnie wynika z niej, że w śmierci nie brały udziału osoby trzecie. Dla wielu komentatorów nie ma to jednak kompletnie żadnego znaczenia. Jedni i tak będą twierdzić, że było to samobójstwo, drudzy zaś nie dadzą się przekonać o przypadkowości tej śmierci.
Słownik Języka Polskiego PWN
Suicydologia – nauka zajmująca się problematyką samobójstw.
Nawet eksperci nie chcą komentować okoliczności śmierci Remigiusza Musia. Brunon Hołyst, prezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego niechętnie wypowiada się na ten temat. – Nie jestem prokuratorem, jeśli nie znaleziono śladów działania osób trzecich, to śmierć jest naturalna – mówi badacz tematyki samobójstw. O ile sam jako naukowiec nie może dokonywać osadów, nie dziwią go podejrzenia internautów. – Nie dziwię się, że ludzie zadają pytania. Są różne samobójstwa, które budzą podejrzeń – mówi suicydolog.
Tajemnicze samobójstwa w Polsce zdarzają się bardzo często
Na kartach historii III RP zapisało się wiele podejrzanych targnięć na własne życie. Robili to również ludzie z tak zwanego świecznika. Prof. Brunon Hołyst wspomina, że w ostatnim czasie duże wątpliwości budziła śmierć generała Sławomira Petelickiego.
Ciało twórcy jednostki GROM, podobnie jak w przypadku technika Jaka, znalazła żona w domowej piwnicy. Zdarzenie miało miejsce w czerwcu tego roku. Obok ciała Petelickiego znaleziono broń, z której miał oddać do siebie strzały. Samobójstwo generała poddawał w wątpliwość nawet jego przyjaciel Gromosław Czempiński. Jak twierdził, było dla niego całkowicie niezrozumiałe, dlaczego Petelicki mógłby to zrobić. Targnięcie się na własne życie przez człowieka o tak twardym charakterze budziło także wątpliwości byłych żołnierzy GROM. – Zwyczajnie nie wierzę w jakieś samobójstwo – mówił w rozmowie z Wirtualną Polską ppłk Krzysztof Przepiórka, b. żołnierz GROM-u, prezes Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych "GROM". Śledztwo w sprawie śmierci generała wciąć trwa.
Czytaj także: Po śmierci Remigiusza Musia. Minister Cichocki: Udział osób trzecich? Najważniejsza hipoteza, którą trzeba wykluczyć
– Atmosfera wokół śmierci Remigiusza Musia zaczyna być symetryczna do tej, po śmierci Petelickiego – komentuje Piotr Pytlakowski, dziennikarz śledczy tygodnika "Polityka". – Znałem dosyć dobrze generała i nie mieści mi się w głowie, że tak silny człowiek zdecydował się na taki krok. Nie mogę jednak twierdzić, że ktoś przyczynił się do jego śmierci – dodaje.
Pytlakowski zajmuje się największymi zagadkami kryminalnymi ostatnich lat i jak twierdzi, wiele samobójstw może budzić i budzi wątpliwości. – Pytania zawsze należy zadawać, jednak w przypadku Musia, jest jeszcze zbyt mało danych, aby wyciągać wnioski – twierdzi dziennikarz.
Publicysta polityki zauważa jednak, że w ludzkim umyśle są impulsy, które mogą sprawić, że osoby słabsze psychicznie decydują się na odebranie sobie życia. – Wielu i tak będzie jednak przekonanych, że to nie było samobójstwo, ale że technik Jaka został zamordowany – uważa Piotr Pytlakowski. Zbyt śmiałe tezy o udziale osób trzecich w domniemanym samobójstwie dziennikarz nazywa rodzajem histerii opinii publicznej. – Ja jako dziennikarz muszę mieć więcej danych, aby podzielać takie teorie – dodaje.
Samobójstwa za więziennym murem
– Często samobójstwa w celach więziennych nasuwają podejrzenia o udział osób trzecich – zauważa Brunon Hołyst z Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego.
Faktycznie zakłady karne są miejscem, gdzie odebranie sobie życia zdarza się dosyć często. W 2010 roku samobójstwo w polskim więzieniu zdarzało się średnio co dziesięć dni. Wpływają na to bez wątpienia obciążenia psychiczne osadzonych, którzy nie są w stanie poradzić sobie z sytuacją w której się znaleźli. Jest jednak druga strona tych wydarzeń. Mury więzienne stwarzają także okoliczności, które mogą sprzyjać pozbywaniu się niewygodnych świadków.
Piotr Pytlakowski przypomina jedną z największych zagadek ostatnich lat, czyli sprawę porwania Krzysztofa Olewnika. 27 października, czyli dokładnie 11 lat od porwania, miał miejsce eksperyment w domu Olewników, który ma przybliżyć śledczych do wyjaśnienia tego tragicznego porwania. Sprawa jest tajemnicza i trudna do rozwiązania również dlatego, że wszyscy porywacze popełnili samobójstwa w więziennych celach. Wojciech Franiewski został znaleziony w 2007 r. martwy w olsztyńskim areszcie. Odebrał sobie życie trzy miesiące przed rozpoczęciem procesu. Niecały rok później znaleziono ciało drugiego porywacza, Sławomira Kościuka. Jego cela była monitorowana, za wyjątkiem kącika sanitarnego. Ostatnią żyjącą osobą, która była odpowiedzialna za porwanie Olewnika, był Robert Pazik. Odebrał sobie życie w styczniu 2009 roku. Po tych dwóch samobójstwach Pazik był więźniem pod specjalnym nadzorem. Pomimo to zdołał powiesić się w płockiej celi.
Piotr Pytlakowski, który był jednym z autorów książki o porwaniu Krzysztofa Olewnika, również i w tym przypadku nie chce przesądzać o tym, czy ktoś przyczynił się do śmierci porywaczy i zabójców Krzysztofa Olewnika. Odejście wszystkich trzech porywaczy jest postrzegane jako porażka polskiego wymiaru sprawiedliwości. Jak mówi Pytlakowski, trzeba pamiętać o jedynym: – W więzieniu ludzie łatwo zmieniają nastawienie do otaczającej ich rzeczywistości. Nawet najtwardszy przestępca jest w stanie podjąć decyzję o ostatecznym rozwiązaniu. Czasem mają na to irracjonalne powody, a czasem po prostu brak perspektyw – zauważa dziennikarz śledczy "Polityki".
"Lepper nie mógł tego zrobić"
Śmierć Andrzeja Leppera wywołała prawdziwą burzę w świecie medialno politycznym. Była to postać pełna sprzeczności. Z jednej strony pokazał wielokrotnie, że jest w stanie wychodzić z największych kryzysów z podniesioną głową, z drugiej zaś problemy, które go dopadły, były z pewnością ogromnym psychicznym obciążeniem. Wiszące ciało byłego wicepremiera znaleziono w warszawskiej siedzibie Samoobrony 5 sierpnia 2011 roku. – Najwięcej wątpliwości miałem właśnie przy Andrzeju Lepperze – przyznaje Piotr Pytlakowski. – On do ostatniej chwili miał plany biznesowe. Wcześniej był w wielu naprawdę trudnych sytuacjach, z których zawsze znajdował wyjście – wspomina dziennikarz.
W samobójstwo byłego wicepremiera nie wierzyła także prokuratura. Rzadko się zdarza, aby w przypadku odebrania sobie życia zamawiano portret psychologiczny zmarłego. W przypadku Leppera taki portret powstał. Chodziło o wyjaśnienie, czy ktoś mógł nakłaniać byłego szefa Samoobrony do targnięcia się na własne życie. Sekcja zwłok nie wykazała udziału osób trzecich. Andrzej Lepper powiesił się na sznurze od worka bokserskiego. W jego organizmie nie znaleziono śladów alkoholu.
– Albo wierzymy, że żyjemy w praworządnym państwie, w którym nie używa się zbrodni jak w totalitarnych dyktaturach, albo chcemy wierzyć, że rządzą nim siły nieczyste. Wówczas nikt nas nie przekona do prawdy – podsumowuje Piotr Pytlakowski.
Nawet najtwardszy przestępca jest w stanie podjąć decyzję o ostatecznym rozwiązaniu.
Art. 151 Kodeksu karnego
Kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5