W Polsce skupiamy się głównie na tym, co podają rodzime media. Mało kto zastanawia się, jak o kraju nad Wisłą piszą portale naszych sąsiadów. Prześledziłem, co o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej mówiły media reżimu Aleksandra Łukaszenki. To, co zobaczyłem, to nie tylko zwykła propaganda.
O sytuacji na granicy polsko-białoruskiej napisano już wiele, być może zbyt wiele, skoro rząd rękami prezydenta Andrzej Dudy zdecydował się wprowadzić na tym terenie stan wyjątkowy. Dzięki temu władza skutecznie pozbyła się z granicy mediów, które śledziły i opisywały działania wojska oraz Straży Granicznej wobec migrantów.
To w sumie dobry moment, aby pokazać drugą stronę medialnego przekazu i przyjrzeć się, jak białoruski reżim komentował i opisywał wydarzenia na granicy z Polską. Wybraliśmy więc dwa źródła "informacji": agencję BiełTA oraz stację telewizyjną Białoruś-1. Sprawdziliśmy jak od 19 sierpnia do teraz przedstawiano tam sytuację migrantów na granicy polsko-białoruskiej.
19 sierpnia
Wtedy polskie media po raz pierwszy zaczęły tak szeroko pisać o sytuacji na granicy z Białorusią za sprawą odkrytego obozu migrantów nieopodal miejscowości Usnarz Górny. Początkowo mówiono, że przebywają oni na "ziemi niczyjej", ale szybko wyjaśniono, że taki termin w odniesieniu do granicy polsko-białoruskiej nie istnieje, a migranci znajdują się po białoruskiej stronie pasa granicznego.
W tym czasie BiełTA już nakręcała nagonkę na Polskę. Powołując się na informacje z Państwowego Komitetu Granicznego Białorusi twierdziła, że "Polska nie przestaje próbować wypierać uchodźców i wyrzuca się nawet osoby niepełnosprawne".
Z kolei Białoruś-1 stwierdziła tego dnia, że "Polska stara się jak najszybciej pozbyć imigrantów z Afganistanu". O Usnarzu Górnym pisano, że "lokalni funkcjonariusze organów ścigania sprowadzili grupę migrantów na granicę polsko-białoruską i próbują wyrzucić ich na terytorium Białorusi".
Stacja przytoczyła też rzekomą relację samych migrantów, którzy twierdzili, że byli w drodze do Niemiec przez Polskę i nie chcieli dotrzeć na Białoruś. Jeden z nich miał przekazać, że jego grupa była przetrzymywana w polskim mieście, po czym została przewieziona na granicę z Białorusią.
W kolejnym materiale podkreślono, że migranci z Afganistanu utworzyli obóz spontaniczny na terenie Polski, co odnotowały białoruskie służby graniczne. Podano, że to polscy pogranicznicy kilkoma pojazdami wojskowymi przywieźli w to miejsce uchodźców i próbowali ich "wcisnąć" na Białoruś.
"Jednocześnie Polska stara się zafałszować prawdziwy obraz: aby to usprawiedliwić przed społecznością międzynarodową, zaproszono nawet dziennikarzy – w ich obecności migrantom rozdawano wodę. Poinformowano także przedstawicieli polskich mediów, że uchodźcy przebywali na granicy od kilku dni" – czytamy w tekście do materiału na Kanału Białoruś-1.
Tego dnia Kancelaria Premiera poinformowała, że Mateusz Morawiecki rozmawiał z szefami rządów Litwy, Łotwy i Estonii o sytuacji na białoruskim pograniczu, gdzie koczuje grupa imigrantów. "Na granicy zewnętrznej UE z Białorusią nie ma 'ziemi niczyjej', w rzeczywistości jest to terytorium białoruskie" – wyjaśniono w komunikacie KPRM.
Tymczasem Białoruś-1 "zaserwowała" swoim widzom materiał z granicy polsko-białoruskiej autorstwa Kseni Lebiediew, która stwierdziła, że osoby koczujące nieopodal Usnarza ubiegały się o azyl z Warszawy, ale zostały przymusowo wywiezione na granicę wojskowymi ciężarówkami.
Zasugerowała, że to sama Polska swoją deklaracją przyjęcia uchodźców z Afganistanu wezwała do siebie migrantów takich jak ci z Usnarza. "Tutaj pojawia się pytanie: dlaczego zostali wezwani? Czy ten cynizm nie graniczy z nazizmem?" – zapytała w swoim materiale Lebiediew.
"To, co widzimy w Kabulu i to, co widzimy na granicy z Litwą i Białorusią, to oczywiście nie ludobójstwo, skala nie jest taka sama, ale kiedy zabierasz i przenosisz nieprzytomną ciężarną kobietę i wyrzucasz ją na terytorium Białorusi, jak to nazwać? Kiedy zaczynasz strzelać do migrantów w plecy, żeby pobiegli na Białoruś, jak można to nazwać?" – pytał Kots.
Zapowiedział też, że takie ruchy migracyjne będą się nasilały, a Polska i Litwa nie są na to kompletnie przygotowane. Nie wyjaśnił jednak, skąd migranci biorą się w Białorusi oraz dlaczego nie są zatrzymywani, zanim wejdą na terytorium kraju.
W tym czasie po raz pierwszy sytuację na granicy polsko-białoruskiej skomentował Aleksander Łukaszenka, który powtórzył wcześniejsze wymysły o "zaproszeniu z Zachodu" dla migrantów z Afganistanu oraz o zwożeniu ich ciężarówkami i przerzucaniu ich na Białoruś.
"W ten sposób Polska zorganizowała konflikt na granicy, naruszając granicę państwową Białorusi. (...) Cały świat to widział, ale Zachód milczy, bo wyrzucają chorych, ciężarnych, półżywych ludzi, a czasem zmarłych wyrzuca się na granicę z Białorusią, zawracając ich z powrotem. Oto ich obietnice, ich polityka" – stwierdził prezydent Białorusi.
"Polskie MSZ wysłało formalną notatkę i nie czekając nawet na odpowiedź, wysłało konwój, który pojechał do granicy, jakby Białoruś nie była suwerennym państwem i nie trzeba było czekać na odpowiedź. Jeśli strona polska naprawdę zaopiekowała się uchodźcami, to mogłaby spokojnie przekazać im wszystko, czego potrzebują. Ale zamiast rozwiązać problem, zaaranżowana jest ustawka medialna" – mówił Anatolij Głaz.
"Hybrydowe bajki można wymyślać do woli, ale granica powinna być linią współpracy, a wszelkie kwestie na niej z powodzeniem rozwiązywane tylko poprzez wzajemny, pełen szacunku dialog" – dodał rzecznik resortu dyplomacji Białorusi.
"Pomimo oficjalnych oświadczeń strony polskiej o przywiązaniu do demokratycznych wartości europejskich, nadal odnotowujemy przypadki przymusowego przesiedlania grup uchodźców na granicę z Białorusią. Tak więc w ciągu ostatnich 24 godzin polscy stróże prawa próbowali zmusić do tego 15 grup około 70 osób przywożąc je potajemnie na linię graniczną" – stwierdził Filatow.
"Migranci są niezwykle oburzeni faktem, że polscy żołnierze nie pozwalają przedstawicielom europejskich mediów i organizacji praw człowieka na udzielanie im pomocy. Cudzoziemcy otwarcie deklarowali zamiar wjazdu do krajów UE, nie wyrażali chęci wyjazdu na Białoruś, w tym ubiegania się o ochronę na Białorusi" – podała białoruska agencja.
"Wylądowaliśmy w dużym mieście w Polsce, aby poprosić o azyl polityczny i bronić naszych praw. Ale polscy pogranicznicy źle nas traktowali. Nie słuchali nas, nie udzilili pomocy medycznej i nie pozwalali nam dostać się na policję. Polscy pogranicznicy przysłali nas tutaj. Zmusili nas do przekroczenia granicy. Grozili nam bronią i nie odpowiadali na nasze prośby. Po prostu wypędzili nas z terytorium Polski" – opowiedział mężczyzna, który razem z żoną i córkami miał zostać cofnięty za granicę z Białorusią.
"Biorąc pod uwagę prowokacyjne i zbrodnicze działania przywódców Polski, Litwy i Łotwy, kilkumiesięczne milczenie Zachodu w sprawie kryzysu migracyjnego, a także wyniki operacji wojskowej w Afganistanie, uważa się, że wojna hybrydowa przeciwko Białorusi nabrała długotrwałego i bardzo niebezpiecznego charakteru" – stwierdził Szczekin.
Według niego, ogłoszenie przez Polskę stanu wyjątkowego w rejonach przygranicznych wskazuje, że polskie władze starają się ukryć przed swoimi obywatelami prawdę o sytuacji na granicy.
"To wina Polski"
Widać więc jak zawoluowany i całkowicie sprzeczny był przekaz białoruskich mediów na temat tego, co się działo na granicy z Polską. Wynika z niego, że to Zachód prowadzi wojnę hybrydową z Białorusią, to Polska zwozi na granicę z państwem Łukaszenki migrantów, których sama zaprosiła do siebie z Afganistanu.