Dziennikarz Cezary Gmyz, autor artykułu informującego o odnalezieniu śladów trotylu i nitrogliceryny na wraku Tupolewa na antenie Radia Wnet komentował na gorąco swój tekst. Nie oszczędzał także działań polskiego rządu w sprawie katastrofy smoleńskiej. – Jest oczywiste, że lekceważona przez prokuraturę hipoteza zamachu musi być teraz traktowana poważnie – mówił. Cezary Gmyz był także gościem TVP INFO.
Cezary Gmyz jest autorem publikacji "Rzeczpospolitej", z której dowiadujemy się, że na wraku prezydenckiego Tupolewa znaleziono ślady trotylu. Według dziennikarza dzięki tym ustaleniom potwierdzenie znajduje teoria dwóch wybuchów, którą po raz kolejny naukowcy przedstawili na ostatniej konferencji smoleńskiej w Warszawie. – Jest oczywiste, że lekceważona przez prokuraturę hipoteza zamachu musi być teraz traktowana poważnie – mówił na antenie Radia Wnet.
Dziennikarz zdradził, że aktualnie w prokuraturze trwają intensywne narady, jak sobie z tym tematem poradzić. – Takie rzeczy rzadko się robi. Wczoraj u prokuratora generalnego był sam szef mojej gazety Tomasz Wróblewski. Sprawa ma bardzo duży ciężar gatunkowy i prokuratura intensywnie zastanawia się jak o całej sytuacji informować – mówił.
Jak mówił Gmyz, wznowienie śledztwa wymagałoby od państwa nie tylko przyznania się do jednego błędu, ale do całej serii. – Ilość zaniedbań, jakie popełniła strona Polska jest powszechnie znana. Począwszy od wyboru podstawy prawnej do badania katastrofy przez daleko idące zaniechania w sprawie powrotu wraku do Polski. Mogliśmy te informacje mieć znacznie wcześniej i nie waham się powiedzieć, że rejterada Donalda Tuska jest rzeczą, którą budzi najwyższe zdumienie – wyjaśniał.
Według dziennikarza śledczego wątpliwości budzi także szybka opinia prokuratury, wykluczające udział osób trzecich przy śmierci Remigiusza Musia, technika Jaka-40. – Nie mamy jeszcze wyników badań toksykologicznych, tak szybkie wykluczanie, że ktoś go do tego zmusił jest po prostu nieprofesjonalne. On był jednym z kluczowych świadków, a to, co zeznał jest sprzeczne z ustaleniami polskich śledczych – mówił Cezary Gmyz.
Gmyz: Potwierdziłem informacje w czterech źródłach
Dzisiejsze doniesienia "Rzeczpospolitej" o wykryciu śladów materiałów wybuchowych na pokładzie Tu-154 mogą rzucić nowe światło na katastrofę smoleńską. – Są to informacje potwierdzone przeze mnie w czterech źródłach. Myślę, że jeszcze dziś prokuratura zabierze głos w tej sprawie i je potwierdzi – mówił Cezary Gmyz na antenie TVP INFO.
W teorię zamachu nie wierzy drugi gość programu, Tomasz Hypki. Cezary Gmyz stwierdził jednak, że w obliczu nowych faktów, ekspert lotniczy powinien schować się "do mysiej nory". – Kłamał pan przez dwa lata. To co pan opowiada o katastrofie, to haniebne i żenujące insynuacje – stwierdził dziennikarz "Rzeczpospolitej".
Pojawiły się teorie, ze trotyl nie musi pochodzić z samolotu, a z otoczenia lotniska w Smoleńsku. – Fakt, że samolot spadł w pobliżu lotniska, gdzie mogły znajdować się materiały wybuchowe, musi również zostać zbadane przez prokuraturę. Mamy jednak ślady materiałów wybuchowych na ciele dwóch ofiar, Przemysława Gosiewskiego i Janusza Kurtyki – zauważa Cezary Gmyz. To według niego poddaje w wątpliwość teorię, iż ślady pochodziły z otoczenia lotniska, a nie z samolotu.
– I my, i Rosjanie robiliśmy próbki, ale było ich mało i nie pochodziły z całego samolotu. Budziły wątpliwości. Dopiero po tym, jak na dwóch ciałach znaleziono podejrzane substancje, wysłano ludzi do smoleńska. Wykluczam możliwość, że prokuratura nie potwierdzi moich informacji – mówi Gmyz.
Dziennikarz "Rzeczpospolitej" uważa, że poprzednie badania wraku nie były wystarczająco dokładne. – Tym razem prokuratorzy pojechali na cały miesiąc i dzień w dzień wykonywali pracę, tak, jak powinna ona wyglądać. Z użyciem narzędzi, które powinny być użyte w takich sytuacjach – mówił Gmyz.