Unia Europejska ma "mały" problem. Strefa euro właśnie wpadła w gospodarczy dół – recesję. Ostatni raz stało się to w 2009 roku. Co gorsze, Polsce również to grozi – już w 2013 roku. I chociaż politycy twierdzą, że Europa ma tylko chwilowe problemy, to ekonomiści przewidują kilka miesięcy poważnej zapaści.
Słyszałeś/aś w ciągu ostatnich kilku miesięcy zapewnienia polityków Unii, że będzie dobrze, że żegnamy kryzys? Wsadź ich słowa między bajki. 14 listopada wyszło bowiem szydło z worka – według danych Eurostatu okazało się, że strefa euro po raz drugi wpadła w recesję. Pierwszy raz stało się to w 2009 roku i trwało aż rok i trzy miesiące.
W trzecim kwartale 2012 roku PKB siedemnastu krajów wspólnej waluty spadło o 0,1 proc. w porównaniu z drugim kwartałem. W którym to również odnotowano spadek w
Recesja – z czym to się je?
Potocznie słowa "recesja" często używa się dla określenia silnego spowolnienia gospodarczego, choć z naukowego punktu widzenia jest to niepoprawne.
Technicznie bowiem recesja to spadek PKB przez co najmniej dwa kolejne kwartały.
wysokości 0,2 proc. Dwa najważniejsze państwa eurozony, co prawda, zdołały utrzymać wzrost – Francja malutkie 0,1 proc. i Niemcy trochę lepsze 0,9 proc. Politycy już zapowiadają, że odbicie i wzrost gospodarczy czekają eurozonę w 2013 roku. Czy aby na pewno?
Odbicie? Wątpliwe
– Co do odbicia w 2013 roku to jestem umiarkowanym optymistą – mówi nam polski członek Komisji Europejskiej Janusz Lewandowski. – Strefa euro to jedno, ale na pewno nie należy się spodziewać odbicia w niektórych państwach. Przez to na pewno w 2013 mapa Europy jeszcze bardziej się zróżnicuje – prognozuje komisarz.
Ekonomista prof. Krzysztof Rybiński idzie jeszcze dalej i twierdzi: – To nie będzie króciutka recesja, na kwartał czy dwa, ale początek poważnych problemów, które dotkną również Polski.
Rację przyznaje mu Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. Zapytany przez nas czy wierzy w zapowiadane przez polityków odbicie, ekspert odpowiada: – Matematyka to nie kwestia wiary, tylko nauki. Trzeba rzetelnie spojrzeć na bilans strat i zysków UE. Ten bilans od dawna jest ujemny, a rządy pokrywają go kolejnymi pożyczkami. Hiszpania i Francja spowodują, że będziemy mieli jeszcze większą przewagę zobowiązań nad wpływami – twierdzi Sadowski.
Wszystko przez polityków. Niepoważnych
Niestety, unijni urzędnicy zdają się ignorować powagę sytuacji. – Politycy oszukują obywateli. Mówią, że będzie wzrost, że to koniec kryzysu, a mijają kolejne kwartały i ich wypowiedzi są weryfikowane przez rzeczywistość. Skala pomyłek w prognozach polityków wyklucza, że są to zwykłe błędy, oni to robią świadomie – ocenia prof. Rybiński i podkreśla, że politycy idąc w zaparte dezinformują ludzi.
Andrzej Sadowski z kolei porównuje unijnych decydentów do mistycznych kapłanów. – Chociaż są poważnymi przywódcami dużych państw, zachowują się jak szamani. Zaklinają rzeczywistość, chcieliby ją zaczarować – mówi Sadowski.
Francja ciągnie na dno
W tym szamańskim zaklinaniu przoduje Francois Hollande. Swoich wyborców prezydent zapewniał, że Francja osiągnie wzrost gospodarczy i zmniejszy deficyt budżetowy, a także zwiększy liczbę miejsc pracy. A to wszystko bez wprowadzania cięć i dużych reform strukturalnych. Już wtedy wiadomo było, że to gruszki na wierzbie, ale nikt nie spodziewał się, że Francja tak szybko zostanie uznana za
Afera o francuską okładkę
Prestiżowy "The Economist" napisał tekst o tym, że francuska gospodarka to tykająca bomba strefy euro. I zobrazował tę tezę widoczną powyżej bagietkową bombą. Zarówno tekst jak i okładka oburzyły francuskich polityków, którzy uznali tezy pisma za "chybione".
zagrożenie dla strefy euro. Tak stwierdzili ostatnio niemieccy politycy, m.in. jeden z doradców Angeli Merkel. Francja już teraz ledwo wyciągnęła 0,1 proc. wzrostu gospodarczego, ale Niemców bardziej przeraża, że Hollande nadal nie planuje żadnych reform ani cięć, które mogłyby polepszyć sytuację. Wręcz przeciwnie, obecny prezydent wciąż ma zamiar utrzymać rozdmuchany socjal.
– W świetle danych z ostatnich miesięcy, faktycznie to Francja najbardziej utraciła konkurencyjność. Nie wiadomo jednak do jakiego stopnia polityka socjalistów przywróci tę konkurencyjność. Na pewno Hollande będzie musiał zrezygnować z kilku swoich obietnic wyborczych. To będzie kryzysowy rok dla Francji – przyznaje komisarz Lewandowski. Andrzej Sadowski zaś twierdzi, że z polityki Hollande'a nie będzie ani gruszek, ani nawet wierzby. – Najsłabszymi ogniwami strefy euro nie są dziś ani Grecja ani Hiszpania, które dla strefy euro i tak się ewentualnie poświęci. Jest to Francja, ale nikt sobie nie wyobraża, by znalazła się ona poza gronem państw z wspólną walutą. W efekcie albo więc nastąpi zwrot w polityce Francji, albo kraj ten będzie w końcu prowadził politykę niemalże wojenną, prawie całkiem kontrolowaną przez rząd. Tak jak po wojnie w Wielkiej Brytanii, gdzie wówczas doprowadziło to do poważnej zapaści – prognozuje ekspert Centrum im. Adama Smitha.
Cięcia już nie pomogą
Obawy Niemców, oczywiście, są uzasadnione, ale z drugiej strony nie da się ukryć, że lata cięć, zaciskania pasa i podwyższania podatków i tak nie uratowały strefy euro. – Dotychczasowe metody walki z kryzysem były patologiczne. Cięcia ograniczają wydatki prywatne, to z kolei ogranicza konsumpcję, a co za tym idzie, pogłębia recesję. Widać to na przykładzie Hiszpanii, gdzie dług publiczny wynosił 40 proc. PKB, a niedługo sięgnie 100 proc. PKB – dowodzi prof. Rybiński. I podkreśla, że teraz walczyć z kryzysem trzeba inaczej.
Do tej tezy przychyla się również Janusz Lewandowski: – Mamy wystarczające sygnały polityczne na ulicach, że doszliśmy do granic cięcia. I wiemy już, że nie jest to recepta na kryzys. Ta polityka musi być uzupełniana jednak nie o slogany o wzroście, ale realne instrumenty dające wzrost gospodarczy, a także strukturalne reformy. Te ostatnie dają jednak efekty po kilku, kilkunastu latach, a trzeba też funduszy na teraz – przekonuje komisarz.
Podatkowy impas
Oczywiście, rządy mogą pozyskiwać fundusze po prostu podnosząc podatki, ale jak tłumaczy profesor Krzysztof Rybiński, teraz już nikomu się to nie opłaca. – Dziś jesteśmy w takiej sytuacji, że z jednej strony nie można podnieść podatków, bo zabierze się ludziom pieniądze z kieszeni, a z drugiej nie można ich obniżyć, bo to znacznie
Szwedzka ziemia obiecana
Szwecja siedmiokrotnie przebiła prognozy gospodarcze Bloomberga w drugim kwartale 2012 roku. Uzyskała wówczas wzrost PKB o 1,4 proc., zamiast przewidywanego 0,2 proc., a my wówczas wyjaśnialiśmy skąd taki dobry wynik. CZYTAJ WIĘCEJ
Zaledwie dwa miesiące później gabinet Frederika Reinfeldta, wykorzystując gospodarczą koniunkturę, zapowiedział, że obniży podatki. CZYTAJ WIĘCEJ
zmniejszy wpływy do budżetu, spowoduje wzrost deficytu i tym samym powiększenie długów publicznych – mówi nam prof. Rybiński. Tym samym wiele krajów strefy euro popada w podatkowy impas, którego nie sposób rozwiązać. Wyjątkiem jest tu Szwecja, która szybko wykorzystała sprzyjającą koniunkturę i obniżyła podatki. Jak jednak podkreśla prof. Rybiński, Szwedzi mogli sobie na to pozwolić, bo to "dobrze zarządzany kraj".
Zanim jednak przejdzie się do zwiększania konkurencyjności, pracowania nad wzrostem i dłubania przy podatkach, trzeba najpierw zażegnać główny problem eurozony: nadmierne długi publiczne – twierdzi prof. Rybiński. – W tej sprawie trzeba usiąść do stołu i porozmawiać o tym, jak je zmniejszyć, bo to będzie dotykać kolejnych krajów i będzie to bolesny proces. W przypadku Grecji politycy wzięli się za to zdecydowanie za późno – ocenia ekonomista. I podsumowuje: – To wszystko wciąga Polskę w wir kryzysu. W 2013 roku będzie u nas recesja.
Recesja eurozony a sprawa Polska
Profesor Rybiński potwierdza tym samym prognozę BRE Banku, opublikowaną kilka dni temu, która wprost stwierdza: w 2013 nawiedzi Polskę realna recesja. To już nie medialne straszaki, a normalne, ekonomiczne analizy. I chociaż Janusz Lewandowski daleki jest od potwierdzenia tej tezy, to przyznaje, że recesja strefy euro ma dla Polski "ogromne znaczenie". – Właśnie bijemy rekord 16 miliardów euro sprzedaży produktów spożywczych i rolniczych, a recesja na pewno na to wpłynie. Wykruszą się też bodźce od Polaków za granicą – wyjaśnia komisarz UE.
Chwilowo jednak można być dobrej myśli, bo to Niemcy są naszym największym
Recesja po polsku
Ostatni raz Polska znajdowała się w recesji na początku lat 90-tych. W 1990 r. polskie PKB spadło o 11,6 proc., rok do roku, a w 1991 r. zmalało o 7 proc. Sytuacja ta poprawiła się dopiero w 1992 roku, gdy wzrost gospodarczy wyniósł 2,6 proc.
Nawet jeśli prognozy BRE Banku się sprawdzą, to nie będzie to aż taki dramat, jak 20 lat temu. Analitycy banku przewidują, że polskie PKB skurczy się o 0,5 proc. w pierwszej połowie 2013 r., ale w całym roku Polska i tak ma osiągnąć wzrost gospodarczy – na poziomie 0-0,5 proc.
partnerem handlowym. – A tam sytuacja nie wygląda najgorzej – przypomina Lewandowski. Na szczęście dla nas, Niemcy w trzecim kwartale 2012 utrzymały wzrost na poziomie 0,9 proc., a Eurostat przewiduje, że dodatni wynik utrzyma się u naszych zachodnich sąsiadów.
– Poza tym, nie zawsze kryzys oznacza brak popytu na produkty z tańszego kraju – podkreśla komisarz tłumacząc, że przy pierwszej recesji mieszkańcy strefy euro zwrócili się ku tańszym produktom m.in. z Polski. – Teraz też możemy na to liczyć – twierdzi Lewandowski.
Polski biznes musi uciekać
To jednak tylko niepewna nadzieja. Zdaniem Andrzeja Sadowskiego, o wiele lepiej i pewniej jest przekierowywać sprzedaż na rynki poza Europę. – Wiele przedsiębiorców, na przykład producenci kosmetyków, robi to już od wielu miesięcy. Przekierowują swoją sprzedaż do Ameryki Południowej i Azji – wskazuje ekspert z Centrum im. Adama Smitha.
– Unilever na przykład zmienił swoją strategię marketingową dla Europy na taką, jaką stosuje w biednych krajach azjatyckich. My może jeszcze tego nie widzimy wewnętrznie, ale z perspektywy globalnych marek widać już spadek dobrobytu Europejczyków – wyjaśnia Sadowski. I prognozuje: – Ci, którzy w Polsce odpowiednio wcześniej się przekierują, będą zwycięzcami. Reszta albo będzie potrzebowała pomocy, albo po prostu odpadnie.