Sumienie Petersburga, które nie odpuści żadnej manifestacji. Kim jest staruszka zatrzymana w Rosji?
Alicja Cembrowska
04 marca 2022, 14:38·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 04 marca 2022, 14:38
Wieści o walecznej 77-letniej Jelenie Osipowej, która "przeżyła 900-dniowe oblężenie Leningradu", a teraz manifestuje w Sankt Petersburgu przeciw wojnie w Ukrainie, rozniosły się po polskich mediach z prędkością światła. Tyle że nie wszystko jest tutaj prawdą, a ta – paradoksalnie jest ciekawsza niż naciągane doniesienia o przetrwaniu leningradzkiego lodowego piekła.
Jelena Osipowa to malarka i symbol petersburskiego ruchu protestacyjnego.
Kobieta od lat manifestuje sama, ale i uczestniczy w dużych akcjach.
Nazywana jest "sumieniem Petersburga" i jest to jej rodzinne miasto, nieprawdą jest natomiast, że przeżyła blokadę Leningradu – jest to niemożliwe, bo wtedy jeszcze nie żyła.
2 marca 2022
"Sumienie wypędza mnie na ulicę" – mówiła w wywiadzie, ale zawsze podkreślała, że "przede wszystkim jest artystką". Dlatego jej udział w manifestacji zawsze związany jest z przyniesieniem prac – oryginalnych, niepokojących, walących między oczy. I tak Jelena Osipowa stała się symbolem petersburskiego ruchu protestacyjnego.
"Malarka Jelena Osipowa zatrzymana" – mieszkańców Petersburga ten nagłówek już nie zaskakuje. Prędzej pytają: co tym razem? A od jakiegoś czasu nazywają ją "sumieniem Petersburga", ponieważ nie ma akcji protestacyjnej, na której 77-latka by się nie pojawiła. Jeżeli natomiast manifestacja nie jest akurat organizowana – kobieta robi jednoosobową pikietę. Już nie martwi się, że nikt do niej nie dołącza.
W polskich mediach zrobiło się o Jelenie głośno z powodu antywojennych protestów, do których doszło 2 marca w Rosji. Najwięcej ludzi wyszło na ulice Moskwy i Petersburga. To drugie miasto łączy Władimira Putina i aktywistkę-malarkę. On się tu urodził, ona tu się sprzeciwia jego polityce.
Nieprawdą jest natomiast informacja, która trafiła do kilkunastu nagłówków, jakoby Jelenie udało się przetrwać oblężenie Leningradu. Głównie dlatego, że kobieta jeszcze wtedy się nie urodziła. Ma 77 lat, a hitlerowska blokada trwała od września 1941 do stycznia 1944 roku.
Faktem jest natomiast, że Osipowa nadal mieszka w mieszkaniu komunalnym, które jej dziadek, ceniony grawer, otrzymał w 1910 roku. Do tej pory w środku budynku między piętrami stoi mała ławka, na której omal nie umarła z głodu matka artystki. Miała chleb, ale nie miała już siły, by wejść po schodach. To było w czasie blokady.
Ławkę zbudował dziadek Jeleny. Ona napisała na niej: "Nikt nie jest zapomniany, nic nie jest zapomniane". Regularnie kładzie na niej kawałek chleba.
26 kwietnia 2020
Na Prospekcie Litiejnym stoi kobieta. To jednak z głównych ulic w centrum Petersburga. Biegnie od Mostu Litiejnego do Newskiego Prospektu. Niedaleko jest Ermitaż. Świetnie się składa, bo kobieta stoi z czymś, co zapewne sztuką można nazwać.
Na jednym plakacie wielka planeta Ziemia odbija się od czarnego tła. Wokół niej latają aniołki z maskami przeciwgazowymi. Na drugim namalowana jest elektrownia czarnobylska, któremu towarzyszy napis, że Ziemia przeżyła 5 miliardów lat, ale może umrzeć dzisiaj. Na trzecim są przerażające postaci. Nad ich głowami pojawia się pytanie: a naród milczy? To rocznica katastrofy w Czarnobylu.
Staruszką dosyć szybko interesuje się policja. I Telegram. Informacje o jej zatrzymaniu podawane są co kilka minut. Ostatecznie okazuje się, że samotna Osipowa "nie przestrzega zasad izolacji i reżimu sanitarnego". Bo stała sama na chodniku. W maseczce.
26 października 2002
Jesienny wieczór. Jelena maluje obraz. Siedzi na swojej zniszczonej sofie i patrzy w ekran telewizora. Atak terrorystyczny na moskiewski teatr na Dubrowce relacjonowany jest na żywo. Cała Rosja czeka na zakończenie tego dramatu.
Jelena wspomina, że czuła, jakby była naocznym świadkiem tego horroru: "Widziałam dziewczynę z ogromnym warkoczem – była niesiona jak drewno opałowe, a warkocz zwisał z tyłu... Widziałam autobusy wypełnione ludźmi z odrzuconymi do tyłu głowami… A potem pokazali Władimira Władimirowicza, jak przybywa do szpitala, wyciąga rękę, a ludzie, którzy byli prawie zagazowani na śmierć, ściskali mu dłoń. Nie mogłam tego znieść i nie rozumiałam – dlaczego wszyscy milczeli?".
Jelena czeka na jakąś reakcję, ale nic się nie dzieje. Dziewiątego dnia bierze kartkę i pędzel. Pisze: "Panie Prezydencie, pilnie zmień kurs". Idzie pod neoklasyczną rezydencję carską – Pałac Maryjski w Sankt Petersburgu. Czeka cały dzień, ale nikt do niej nie dołącza. Tylko przechodzący obok rabin zatrzymuje się na chwilę i ściska jej dłoń.
Czterdziestego dnia po Dubrowce Jelena nadal nie może zaznać spokoju. Tym razem maluje komunikat o zdarzeniu z października na rosyjskiej fladze i idzie na plac niedaleko domu. Gromadzą się ludzie. Stoją i milczą. W końcu podchodzi mężczyzna i daje jej pieniądze. Myśli, że jest żebraczką. Inni plują w jej stronę – nie rozumieją, że ona chce, żeby z Czeczenii wszyscy wrócili żywi.
Jelena nie czuje się zniechęcona. Postanawia regularnie manifestować swoje niezadowolenie. Nawet jeżeli miałaby to robić w pojedynkę. Mieszka w Rosji – powodów do wychodzenia na ulicę ma wiele. I się nie boi.
Co roku chodzi do Soboru Kazańskiej Ikony Matki Bożej w Petersburgu, by zapalić świeczkę i zostawić nowy obraz. "Nikt nie podchodzi, boją się nawet spojrzeć, co tam namalowałam" – mówi.
Artysta w klatce
Rodzina Jeleny mieszka w Petersburgu – wtedy Leningradzie – podczas II wojny światowej. Jej matka idzie jako pielęgniarka na front. To tam wychodzi za mąż i wraca do domu z dzieckiem w brzuchu i egzemą na rękach, która odebrała jej marzenia o zostaniu lekarzem. Jedyne co mogła, to trzymać długopis, dlatego wszystkie prace domowe spadły na córkę. Ojca Jelena nigdy nie poznała.
Dziewczyna idzie do szkoły artystycznej, potem uczy malarstwa i rysunku. Jako nauczycielka pracuje przez trzydzieści pięć lat. Odchodzi, bo mówi, że nie może już tego znieść – prace dzieci są sprzedawane, młodym artystom nie poświęca się czasu i uwagi, nie dba o ich artystyczny rozwój. Liczy się to, żeby na nich zarobić. Jelena wspomina, że "dzieciom dosłownie wyrywano prace z rąk, nie pozwalano ich skończyć".
Ale wcześniej Jelena przeżywa inne zawody – sztuka zaczyna być dominowana przez traktory, kołchozy, lud pracujący, robotnicy i robotnice. Jelena staje się zatem tą ostatnią, sprząta w wodociągach, a maluje jedynie po godzinach. Później na świat przychodzi jej syn, którego ojciec, również artysta, umiera nagle, podczas podróży do Szwecji.
Jelena ma bliską relację z chłopcem. Mówi, że tylko on w pełni ją rozumie. Syn szalenie kocha matkę, a ona powtarza, że inni zazdrościli jej tej miłości. Czy z tej zazdrości potem spotyka ją nieszczęście? Nie wiadomo. Wiadomo, że chłopak uzależnia się od narkotyków, a jego matka tworzy serię plakatów przeciwko "handlarzom narkotyków i skorumpowanej policji, która im pobłaża".
On walczy, a matka mu pomaga. Sprzedaje mieszkanie po babci, żeby wesprzeć jego przeprawę z nałogiem. I to się udaje. Chłopak wygrywa i zostaje wolontariuszem, żeby z jego pomocą i inni skończyli z wyniszczającymi używkami. Jelena jest dumna, nazywa go bohaterem. Szczęście nie trwa jednak długo.
Syn choruje na gruźlicę, potem zdiagnozowana zostaje wnuczka artystki. Kobieta zaczyna sprzedawać swoje obrazy i rysunki, żeby utrzymać rodzinę. Mówi: "To był straszny czas, ledwo przeżyliśmy". Iwan umiera w 2009 roku. Miał 28 lat.
Pokój na plakaty
Stos płócien, tekturowe plakaty. Obrazy – głównie pejzaże (artystka kocha naturę i rodzinny Petersburg) i portrety syna i wnuczki. Na wiele z nich nie ma już miejsca na ścianach. Jest natomiast miejsce na stare radyjko od syna. Stoi gdzieś wśród sztalug, a ustawione jest na "Echo Moskwy", bo jak mówi Osipowa: "żeby krytykować, trzeba znać obie strony".
Jelena poświęciła cały pokój, by przechowywać swoją twórczość, której udało się przetrwać w starciu z policją – podczas interwencji funkcjonariusze rozdzierają, łamią i konfiskują jej transparenty. I to ją wkurza najbardziej, nie same zatrzymania.
"Dobrze, że są jeszcze zdjęcia tych plakatów, zwłaszcza to, na którym dziewczynka-sumienie mówi: 'Mamo, boję się wojny'. (...) Trzy plakaty odniosły sukces, też ten z dziewczynką – ofiarą bombardowania w Aleppo i ten dla Sencowa. Swoją drogą, to chyba dzięki policjantom nie zrezygnowałem z tego zajęcia. Pamiętam, stałam z antywojennymi plakatami pod różnymi konsulatami i podszedł do mnie komendant policji. Zaczęliśmy rozmawiać. Mówię mu: 'Tak, to wszystko jest bezużyteczne, nie ma reakcji', a on mi odpowiedział: 'Nie, nie myśl, że to bezużyteczne'. Można powiedzieć, że mnie wspierał" – wspomina.
Nie wszyscy policjanci jednak wspierają "sumienie Petersburga". I mają co niszczyć. Jelena od lat nie odpuszcza żadnej manifestacji. Ma plakaty dotyczące wojny czeczeńskiej, wojny w Iraku, Syrii i w Ukrainie. W 2011 roku po wyborach do Dumy za plakat "Rosja bez Putina" trafia na komisariat. Oskarżono ją o stawianie oporu funkcjonariuszom.
Jelena pojawia się także na akcjach "Strategii-31", podczas których manifestanci bronili 31. ustępu Konstytucji dającego prawo do zgromadzeń. Jest obecna podczas wizyty "matek Biesłanu" w Petersburgu, ale i sala kilkukrotnie samotnie pikietuje po ataku terrorystycznym w Osetii Południowej. Nie zapomina również o Ukrainie – co udowodniła w 2022 roku.
Ale artystka nie potrzebuje tak naprawdę wojny czy ataku terrorystycznego, żeby podjąć próbę przebudzenia społeczeństwa. Przypomina o Pussy Riot, o zamykaniu ust obywatelom, o więźniach politycznych, o ofiarach komunistycznego terroru.
Jelena nie ma internetu i telefonu komórkowego, ale wie, że niektórzy śmieją się z jej aktywności. Nie ma jednak nic przeciwko łatce "świętego głupca". Wszak ona, "ta głupia", od lat zabiega, by jej rodacy otworzyli oczy i dostrzegli, kim jest ich prezydent – a to, kim jest, w ostatnim tygodniu pokazał brutalniej niż do tej pory. Niektórzy podchodzą i mówią "dziękujemy, naprawdę tego potrzebujemy".
Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut