Prezes Presspubliki Grzegorz Hajdarowicz
Prezes Presspubliki Grzegorz Hajdarowicz Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
Reklama.
Grzegorz Hajdarowicz, po ukazaniu się tekstu o trotylu na wraku tupolewa, zwolnił nie tylko autora publikacji Cezarego Gmyza i naczelnego "Rzeczpospolitej" Tomasza Wróblewskiego, ale też dwie inne osoby. W tym wicenaczelnego Bartosza Marczuka, który w tym czasie był na urlopie. Został za to inny zastępca naczelnego: Andrzej Talaga, który miał z kolei naciskać na umieszczenie w tekście słów o trotylu.
Medialny show Hajdarowicza wokół tej sprawy – włącznie z opublikowaniem w "Rz" specjalnego dodatku pokazującego kulisy powstania artykułu o trotylu – wzbudził różne reakcje. Jedni chwalili go za bezkompromisowe podejście do sprawy, inni uznali za manipulanta i politycznego służbistę. Również fakt, że prezes Presspubliki o 1 w nocy spotkał się z rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem nie został przyjęty zbyt pozytywnie.
Głos Eryka Stankunowicza niewątpliwie jest jednym z ostrzejszych, jakie pojawiły się w tej sprawie. Wicenaczelny "Forbesa" pisze w swoim tekście, że mógłby zająć się wieloma sprawami – od PZU, przez Kulczyk Oil Investment i sukcesy PGNiG w negocjowaniu cen gazu. Stankunowicz zaznacza jednak, że chociaż mógł, to tym razem musi odnieść się do własnej branży.
Eryk Stankunowicz
Wicenaczelny "Forbes'a"

Media to też biznes, jednak trochę inny niż pozostałe. Pracując w nim przez dwie dekady, nie spotkałem się z sytuacją, by właściciel gazety nocą informował kogoś z rządu, co rano w niej znajdzie.


Stankunowicz podkreśla, że nie spotkał się też z sytuacją, by zwalniać dziennikarzy za "kontrowersyjny tekst będący nie na rękę władzy".
Eryk Stankunowicz
Wicenaczelny "Forbes'a"

Komuś się chyba pomyliła gazeta z piekarnią, z całym szacunkiem dla piekarzy. I to jaka gazeta. Osoby, które być może jeszcze nie zauważyły, chciałbym ostrzec: na mieście grasuje pan, który za pieniądze pewnego bankiera i przy pełnym wsparciu kierownictwa rządzącej partii skupuje gazety, a potem je niszczy.


Redaktor ekonomicznego magazynu zaznacza, że "można nawet spać z tabletem", ale w mediach "nie ma sukcesu bez wiarygodności". Tę zaś traci się, gdy "poświęca się niezależność dziennikarską". Na koniec zaś Eryk Stankunowicz porównuje Grzegorza Hajdarowicza do złodzieja zabawek świątecznych z filmu "Renifer Rudolf".