Kiedyś Dnia Zwycięstwa nie obchodzono w Rosji zbyt hucznie. Wszystko zmieniło się, kiedy do władzy doszedł Władimir Putin. To prezydent Rosji uczynił z Dnia Zwycięstwa najważniejsze rosyjskie święto. Trudno uwierzyć, że robił to bezinteresownie. Oto, jakie przyświecały mu cele.
Reklama.
Reklama.
Odwrócenie uwagi od wewnętrznych problemów Rosji
Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna, brutalność rosyjskiej armii, wojna w Ukrainie, tajemnicze zgony dziennikarzy i wrogów politycznych Putina — wydaje się, że Rosjanie mają wiele powodów do zmartwień. Nie oznacza to jednak, że są to tematy poruszane w mediach. Dzień Zwycięstwa to świetna okazja, by zatuszować niektóre sprawy.
Putin potrzebował hucznych obchodów Dnia Zwycięstwa zarówno w 2005 roku, kiedy doszło do dymisji rządu Fredkowa i zaostrzenia II wojny czeczeńskiej, jak i w 2015 roku, kiedy po ataku na Ukrainę odwróciła się od niego społeczność międzynarodowa, a społeczeństwo rosyjskie cierpiało z powodu kryzysu.
Podobnie było w 2020 roku, kiedy wybuchła pandemia koronawirusa, a poparcie dla rządów Putina drastycznie spadło. Obchody Dnia Zwycięstwa zorganizowano wtedy z dużym opóźnieniem, ale ich cel był jeden — konsolidacja społeczeństwa wokół Putina i wspólna walka z COVID-19. Cel został osiągnięty. Po Dniu Zwycięstwa poparcie dla Putina gwałtownie wzrosło.
Stworzenie kultu wojny, czyli wzmocnienie mitu WWO
Każdy naród ma wspomnienia, ideały i tradycje tworzące jego tożsamość. W Polsce jest to np. Cud nad Wisłą (1920) albo Chrzest Polski (966). Natomiast jednym z najsolidniejszych filarów tożsamości narodowej Rosjan jest Wielka Wojna Ojczyźniana (WWO) w latach 1941-1945.
Rosjanie Wielką Wojną Ojczyźnianą nazywają tę część II wojny światowej, w której wojska radzieckie walczyły z Niemcami. Po kapitulacji Niemiec 8 maja 1945 roku Rosjanie zaczęli postrzegać swoje wojska jako „wyzwolicieli od brutalnej zarazy".
Od tamtej pory władze Kremla usiłują stworzyć wrażenie, jakoby Europejczycy byli Rosjanom coś winni — to wszystko ma usprawiedliwiać atak Putina na Ukrainę i brutalne egzekwowanie „szacunku" na arenie międzynarodowej.
Jednocześnie Kreml wypiera się współodpowiedzialności za wybuch II wojny światowej, niechętnie mówi o stalinowskich represjach i gwałtach Armii Czerwonej. Zamiast tego z żalem wspomina 20 milionów poległych i zachęca Rosjan do świętowania Dnia Zwycięstwa.
Russkij mir, czyli spełnienie imperialistycznych marzeń Putina
Rosyjski Świat to idea od lat propagowana przez władze Kremla. Odnosi się do stworzenia wrażenia, że Rosjan i mieszkańców bliskiej zagranicy (np. Ukraińców, Kazachów) łączy historyczna przeszłość i kulturowa wspólnota. W myśl tej idei „narody sowieckie" powinny się połączyć i działać razem na rzecz Rosji — jedynego prawowitego spadkobiercy ZSRR.
Putin już od 2000 roku, kiedy pierwszy raz został prezydentem Rosji, próbuje przekonać Stany Zjednoczone i inne kraje zachodnie, że ma specjalne prawa wobec państw znajdujących się na terenie dawnego ZSRR. Powołując się na russkij mir rosyjski rząd usprawiedliwia i bagatelizuje brutalne ataki na Gruzję i Ukrainę.
W wyniku wieloletniej propagandy Putina znaczna część Rosjan wierzy, że naród ukraiński nie istnieje, a Ukraina to "Pindostan", czyli „niby-kraj". Wypowiedzi w podobnym tonie pojawiają się w kontekście Kazachstanu, Uzbekistanu, a także Litwy i Armenii. Niektórzy uważają, że to zdradza imperialistyczne plany Putina, ale trudno jednoznacznie ocenić, ile w tym prawdy.
Sfałszowanie historii i wybielenie wizerunku Rosji
Dzień Zwycięstwa jest znakomitą okazją do rozpowszechniania fałszywej propagandy. Zacznijmy od tego, że Rosjanie za datę wybuchu II wojny światowej nie uznają 1 września 1939 roku, czyli daty napaści Niemiec na Polskę, a 22 czerwca 1941 roku, czyli datę napaści Niemiec na ZSRR.
Rozbieżność w tych datach wynika z zaangażowania ZSRR w atak Niemców na Polskę i wspólnych ustaleń z Niemcami w pakcie Ribentrop-Mołotow. Na mocy dokumentu podzielono Europę Środkową między dwa mocarstwa i uniemożliwiono sowiecką interwencję w obronie Polski (o ile w ogóle by do niej doszło). Rosjanie mieli w zamian otrzymać Kresy Wschodnie stanowiące połowę ówczesnej Rzeczpospolitej.
Warto wspomnieć, że w 2020 roku w Rosji pojawiła się kampania informacyjna przedstawiająca Polskę jako państwo winne wybuchowi II wojny światowej, a za mówienie prawdy na temat udziału Rosji w II wojnie światowej groziła odpowiedzialność karna. Wszystko za sprawą uchwalonej w 2014 roku „ustawy pamięciowej" mającej na celu „obronę prawdy historycznej" i zapobieganie "umniejszaniu osiągnięć w obronie ojczyzny".
Z punktu widzenia Putina to niezwykle ważne, ponieważ legitymizuje jego władze. Pozwala na ograniczenie swobody historyków i publicystów, zachęca do wzajemnego donoszenia na „zdrajców", umożliwia zwiększenie kontroli nad wolnością słowa zarówno w mediach, jak i internecie, a także tworzy wizerunek Rosji jako państwa pokojowego, którego misją jest denazyfikacja.
Dzień Zwycięstwa to w Rosji show na miarę amerykańskiego finału Superbowl. Na ulicach rozdawane są wstążki św. Jerzego, Rosjanie ubierają się w odświętne stroje i tłumnie przybywają na Plac Czerwony, gdzie odbywa się ogromna parada z udziałem rosyjskich żołnierzy.
W 2022 roku obchody Dnia Zwycięstwa mają w Rosji szczególne znaczenie. Wszystko za sprawą wojny w Ukrainie, której Rosja nie może i nie potrafi wygrać. Nie bez znaczenia są również doniesienia o rosyjskich dezerterach i skandalicznym zachowaniu żołnierzy — chodzi przede wszystkim o gwałcenie ukraińskich kobiet i okradanie opuszczonych domów.
W sieci pojawiła się nawet parodia Dnia Zwycięstwa ukazująca rosyjskie czołgi z zapakowanym na nie sprzętem AGD. Sparodiowano również uroczysty przelot śmigłowców, z których zwisały ukradzione lodówki i pralki. Na tym się nie skończyło — pod ambasady Rosji na całym świecie ludzie zaczęli przynosić zużyty sprzęt AGD oraz sedesy.
Przez lata, dzięki uroczystym paradom w Dniu Zwycięstwa, władzom Kremla udawało się utrzymywać pozory, jakoby wojsko rosyjskie było w doskonałej kondycji, jednak w obliczu ostatnich wydarzeń (gwałty, kradzieże AGD, dezercja) może być to trudne.
Podzielenie polityków na dobrych i złych
Przez lata Władimir Putin używał Dnia Zwycięstwa do rozgrywek na arenie międzynarodowej. Rosyjskie media szeroko pisały o tym, kogo Putin zaprosił na uroczystości, kto się na nich pojawił, a kto odmówił udziału w przedsięwzięciu. Według tego schematu dzielono przedstawicieli innych krajów na przyjaznych i wrogich.
W przeszłości zaproszenie na uroczyste obchody Dnia Zwycięstwa przyjęli prezydenci Kazachstanu, Mołdawii, a także premierzy Izraela i Serbii. Na Placu Czerwonym pojawiali się również przedstawiciele Chin, Ukrainy i Polski.
Wszystko zmieniło się po wybuchu wojny w Donbasie w 2014 roku. Władze wielu krajów uznały wówczas, że w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę nie będą świętować Dnia Zwycięstwa w Rosji. Po ataku Rosji na Ukrainę w 2022 roku sprawy poszły jeszcze dalej i na Rosję nałożono międzynarodowe sankcje.
Obecnie trudno jest uwierzyć, że ktokolwiek w obliczu barbarzyńskiej napaści Rosji na Ukrainę przyjąłby zaproszenie na obchody Dnia Zwycięstwa w Moskwie, jednak Dmitrij Pieskow (rzecznik prasowy Władimira Putina) uważa inaczej. Rzecznik Putina mówi w wywiadach, że Dzień Zwycięstwa to święto wszystkich Rosjan, wielki dzień dla Rosji i z tego powodu nie zaproszono zagranicznych gości.
Narracja sprzyjająca utrzymaniu władzy
Rozmach, z którym Władimir Putin organizuje obchody Dnia Zwycięstwa, ma na celu wzmocnienie mitu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i wmówienie Rosjanom, że skoro wyzwolili Europę z rąk Hitlera, to Europa jest im coś winna — najlepiej Ukrainę i inne kraje graniczące z Rosją.
W oczach wielu Rosjan są to kraje należące do „matki Rosiji” - jedynej prawowitej spadkobierczyni ZSRR i wybawicielki Europy. Taka narracja sprzyja nie tylko brutalnemu atakowi na Ukrainę, ale również utrzymaniu władzy przez Putina.
Społeczeństwo bowiem konsoliduje się wokół „silnego" prezydenta i widzi w nim nadzieję na odzyskanie świetności z czasów ZSRR. Tym samym dopomina się „szacunku" dla Rosji na arenie międzynarodowej i usprawiedliwia agresję na Ukrainę.
Jestem lingwistką, zoopsychologiem, behawiorystką i trenerką psów. Na łamach portalu naTemat doradzam, jak mądrze wychowywać czworonogi i bronię praw zwierząt. Poruszam też inne tematy, które są dla mnie ważne.