Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Od wielu tygodni władze Ukrainy prowadziły co najmniej "specyficzną" politykę wobec najsilniejszego państwa Unii Europejskiej. Czasem przybierało to wręcz hejterską formę, którą szczególnie chętnie posługiwał się kontrowersyjny ambasador Ukrainy w Berlinie Andrij Melnyk.
Niemcy od początku wojny hojnie wspierali Ukraińców finansowo, humanitarnie i zmieniali dla nich swoje tradycyjnie zdystansowane podejście do zaangażowania w konflikty zbrojne.
Tymczasem administracja Wołodymyra Zełenskiego nie wahała się przed podjęciem takich kroków, jak zablokowanie udziału prezydenta RFN Franka-Waltera Steinmeiera w podróży do Kijowa, którą w kwietniu organizowała polska głowa państwa.
Jak donosiły niemieckie media, po tym afroncie kanclerz Olaf Scholz miał uznać, że skoro w ukraińskiej stolicy nie szanują prezydenta federalnego, nie ma sensu, aby osobiście pojawiał się tam tam inny przedstawiciel Berlina.
Wygląda jednak na to, że w czwartek 5 maja doszło do przełomu w relacjach między obiema stolicami. Zełenski odbył rozmowę telefoniczną ze Steinmeierem, po czym opublikował komunikat w bardzo pozytywnym tonie. Przywódca Ukrainy podziękował między innymi za "silne wsparcie z Niemiec".
Nieco później kanclerz Scholz na konferencji prasowej poinformował, że wkrótce w imieniu jego gabinetu w ukraińskiej stolicy zawita minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock. Niewykluczone jednak, iż niemiecka delegacja będzie miała jeszcze wyższą rangę. Chęć osobistej oceny sytuacji zgłosiła także przewodnicząca Bundestagu Bärbel Bas.
Jak wspomnieliśmy, pomimo politycznych "zgrzytów" zarówno prezydent Steinmeier, rząd Scholza, jak i niemieccy parlamentarzyści ze względu na wojnę w Ukrainie zdecydowali o zerwaniu z doktryną nieangażowania się w konflikty zbrojne.
Kanclerz Niemiec w ostatnim wywiadzie dla pisma "Stern" zwrócił uwagę, iż zaledwie trzy dni po ataku wojsk putinowskich jego ekipa uznała, że tym razem jednak należy dostarczyć broń w strefę aktywnych działań wojennych. Najpierw był to sprzęt uznawany za defensywny, ale w ostatnich dniach władze RFN zgodziły się na przekazanie Ukraińcom nawet broni ciężkiej.
W pierwszej kolejności zagwarantowano dostawę około pięćdziesięciu samobieżnych dział przeciwlotniczych Gepard i szybko znaleziono sposób na ominięcie szwajcarskiej blokady dostaw amunicji kalibru 35 mm do tego sprzętu. Kolejną ciężką przesyłką zza Odry mają być warte dziesiątki milionów euro zestawy rozpoznania artyleryjskiego Cobra.
Niektóre media podają, że realny staje się także plan przekazania Ukrainie czołgów Leopard. Według innych źródeł te legendarne niemieckie maszyny mają jednak trafić do sojuszników ze wschodniej flanki NATO, którzy swój sprzęt przekazali już Ukrainie.
Oficjalnie taki układ zawarła Słowenia. Czołgi T-72 należące do tego państwa wyjechały na Wschód, a słoweńskie bazy niedługo zasili nowoczesny sprzęt z RFN.
Prosić o podobną pomocy do Berlina pojechał niedawno premier Mateusz Morawiecki. Jak się wówczas okazało, w przypadku Polski o uzupełnienie braków w jednostkach poproszono jednak dopiero po tym, gdy Ukrainie przekazano sprzęt polskich pancerniaków.
Czytaj także: https://natemat.pl/410977,prezydent-ukrainy-spotkal-sie-z-liderem-niemieckiej-opozycji