
Jak zauważa Kazimierz Kutz, atmosferę w mediach i polityce podgrzała jeszcze w tamtym czasie sprawa śladów trotylu na prezydenckim tupolewie. W konsekwencji temperatura sporów o “Pokłosie” była niesłychanie wysoka. – Pasikowski zrejterował, nie udzielając się w mediach i na placu boju pozostał tylko Maciej Stuhr. To on wziął całe odium na siebie i dlatego niedawno wsparł go Daniel Olbrychski – ocenia Kutz.
Wydaje się, że ostatni raz to, jak aktorzy dobierają role, tak duże polityczne znaczenie miało w Polsce w czasach “Solidarności”. Część aktorów po wybuchu stanu wojennego ogłosiła akcję bojkotu. Polegała ona na tym, że przestano grać w państwowych teatrach i nie brano udziału w produkcjach filmowych.
Odmówiłem roli kilka razy w życiu. Podczas stanu wojennego panował bojkot. Wówczas byłem młodym aktorem. Zaproponowano mi, abym zagrał jedną z głównych ról w filmie o dwóch milicjantach, gnębionych przez członków "Solidarności". Ten film nigdy nie powstał. Odpowiedziałem, że chętnie zagram, gdy w naszym kraju będzie można kręcić filmy o działaczach "S", gnębionych przez milicjantów. CZYTAJ WIĘCEJ
– Popularne stały się przedstawienia wystawiane w prywatnych domach. Nie brakło w nich akcentów politycznych, odwołujących się do bieżącej sytuacji w kraju. We Wrocławiu w 1984 roku wystawiono np. spektakle oparte na motywach aresztowania Władysława Frasyniuka lub działalności ks. Jerzego Popiełuszki – opowiada Dr Sebastian Ligarski ze szczecińskiego oddziału IPN.
Aktorzy nie mogą powiedzieć “jestem artystą, nie interesuje mnie o czym jest film, wykonuję po prostu swój zawód”. W sztuce, także filmowej, nie można uciec od polityki.
Film nie ucieknie przed polityką
– To było zupełnie co innego – mówi Kazimierz Kutz wspominając czasy bojkotu z lat osiemdziesiątych. – Wtedy środowisko filmowe z własnej woli, jako zorganizowana grupa, opowiedziało się po stronie “Solidarności”. Dziś wojna polsko-polska sama weszła na teren kina – ocenia.