Rosja zadeklarowała, że nie zamierza zamykać swoich ambasad. Wciąż będziemy utrzymywać relacje dyplomatyczne – ogłosił wiceszef rosyjskiego MSZ Aleksandr Gruszko, cytowany przez RIA Novosti. Oznacza to, że oblanie farbą Siergieja Andriejewa najprawdopodobniej nie doprowadzi do poważnej eskalacji sporu między Warszawą a Moskwą.
Podczas obchodów "Dnia Zwycięstwa" ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew został oblany sztuczną krwią przez ukraińską dziennikarkę. Zdjęcia dyplomaty obiegły polskie i zagraniczne media
Chwilę po incydencie narosły obawy o możliwych konsekwencjach, jakie poniesie Polska za tak dotkliwe upokorzenie urzędnika. Kreml wciąż jednak komentuje sprawę w niezbyt agresywnym tonie
Prokremlowska agencja RIA Novosti zacytowała wiceszefa rosyjskiego MSZ, który zapewnił, że nie dojdzie do zamknięcia ani jednej placówki dyplomatycznej
Rosja nie zerwie stosunków dyplomatycznych z Polską
– Moskwa nie zamierza zamykać swoich ambasad. To nie należy do naszych tradycji. Dlatego uważamy, że praca misji dyplomatycznych jest ważna – powiedział dla RIA Novosti wiceszef rosyjskiego MSZ Aleksandr Gruszko.
Polityk podkreślił, że to nie Moskwa rozpoczęła proces wydalania pracowników z placówek dyplomatycznych. Trudno zrozumieć, skąd bierze się tak delikatna postawa propagandystów Władimira Putina.
Jak pisaliśmy w naTemat, Rosja zareagowała na incydent wyjątkowo łagodnie. Ambasada w oficjalnym oświadczeniu oprotestowała atak, a następnie zarządała od Polski umożliwienia Adriejewowi ponownego złożenia kwiatów na cmentarzu Żołnierzy Radzieckich w Warszawie.
Na ostrzejsze deklaracje postawiła jedynie rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa. – Fani neonazizmu po raz kolejny odsłonili twarze – i to krwawe – zarzuciła.
W rozmowie z naTemat były rzecznik MSZ i ambasador Polski w Kanadzie, senator Marcin Bosacki powiedział, że kadry z ataku posłużą do prowadzenia kremlowskiej propagandy.
– Jednym z ostrzy propagandy rosyjskiej jest to, że Polacy to takie dzikusy, którzy nie potrafią dotrzymać standardów, umów i klasy, wymaganych w świecie cywilizowanym. I, oczywiście, że są zoologicznymi przedstawicielami rusofobii – stwierdził.
Chwilę po zdarzeniu szef polskiej dyplomacji natychmiast zorganizował konferencję prasową. – Incydent ze wszech miar godny ubolewania, który nie powinien mieć miejsca – powiedział Zbigniew Rau. Jak dodał, Polska nie rekomendowała ambasadorowi publicznego składania kwiatów.
Jak się jednak okazało, to nie Polacy odpowiadali za oblanie Siergieja Andriejewa sztuczną krwią. Zrobiła to ukraińska dziennikarka Iryna Zemlyana. – Podeszliśmy do ambasadora, rozerwaliśmy paczki sztucznej krwi, a ta krew spadła na ambasadora i jego asystenta – opisała.