– Co myślę o Rosjanach? Myślę, że są chorzy – mówi mi Tatiana Wlasenko. 32-latka z Ukrainy uciekła do Polski przed armią Władimira Putina. W jej mieście – Krzemieńczuku – zniszczono najważniejsze zakłady i fabryki. Jej kuzyn służy w lokalnej samoobronie, a ojciec kryje się na wsi. W rozmowie z naTemat opowiedziała o pierwszych dniach wojny, stosunku do Rosjan oraz Polaków.
Tatiana Wlasenko nie wpisuje się w znane nam stereotypy o uchodźcach. Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy, nie mogłem uwierzyć, że w dobie wojny w Ukrainie wciąż ma siłę się uśmiechać. Zanim przeszliśmy do wywiadu, przez dobrą godzinę śmialiśmy się, jak gdyby nic się nie stało.
Uciekła z Ukrainy do Polski przed armią Władimira Putina
– Co myślę o Rosjanach? Myślę, że są chorzy. Nie dlatego, że są ofiarami propagandy. Wszyscy ludzie mają wybór – zabić, albo nie zabić. Robić dobre, albo złe rzeczy. Ty, ja, wszyscy stajemy przed tym wyborem – mówi.
Tatiana ma 32 lata i pochodzi z Krzemieńczuka – ukraińskiego miasta położonego w obwodzie połtawskim, w centralnej części kraju. To tam spędziła całe życie, jednak przez wojnę Władimira Putina musiała uciekać do Polski.
W Polsce naucza tańca oraz udziela lekcji z zakresu samoobrony. Jest też profesjonalną fotografką. – To daje mi szczęscie. Zdjęcia robię od 10 lat, a tańczę od 3 lat – przyznaje.
– Ukraina stawała się coraz piękniejsza. Ukraińcy kochają wolność, nie są agresywni wobec osób, które są inne, wyjątkowe. Wiele osób zaczęło podróżować tak jak ja. Gdy wracaliśmy z powrotem do kraju, dzieliliśmy się ze sobą doświadczeniami i wiedzą, żeby rozwijać nasz kraj – wspomina.
Pierwszy dzień wojny w Ukrainie oczami Tatiany. "Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę"
Wojna dla Tatiany zaczęła się 24 lutego o 5.20. – Obudził mnie głośny dźwięk. Niedaleko mojego domu przeleciał samolot wojskowy. Na początku byłam w ciężkim szoku. Zaczęłam czytać artykuły w internecie i od razu przygotowałam najważniejsze rzeczy takie jak woda, jedzenie, leki, dokumenty i pieniądze – wskazuje.
Tatiana najważniejsze rzeczy schowała do małej torebki. Chwilę później zadzwoniła do przyjaciół i rodziny, a następnie zaczęła obserwować ludzi na ulicy. – Część osób od rana po prostu zaczęło uciekać. Szczęście mieli ci, którzy posiadali samochody. Już pierwszego dnia nasz prezydent zakazał mężczyznom opuszczania kraju – mówi.
– Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Czułam tak silny szok i strach, że nie jestem teraz w stanie przypomnieć sobie wszystkiego – dodaje.
32-letnia tancerka i fotografka w Ukrainie spędziła pierwsze dwa tygodnie wojny. – Najtrudniej było w pierwszych dniach, bo ludzie uciekając przed wojną zablokowali drogi. Armia rosyjska zaczęła atakować, a nasza armia miała problem, bo wszystkie trasy były pełne aut – wyjaśnia.
"To przecież mój dom. Wierzyłam, że tutaj umrę"
Jak przyznaje Tatiana, na początku wcale nie zamierzała opuszczać Ukrainy. – To mój dom, moje miasto, moi ludzie, moja Ukraina – mówi. Kolejne dni wojny były jednak coraz gorsze, a zniszczenia były coraz większe.
– Zbombardowano nasze fabryki, nasze najważniejsze zakłady i obiekty, ale nie udało się uderzyć w infrastrukturę cywilną – dodaje.
– Po pierwszym tygodniu zaczęłam płakać. Wierzyłam, że tutaj umrę. Nasza psychika umie bronić się przed silnym stresem. Ja czułam się pijana. Nie potrafiłam myśleć trzeźwo – mówi.
Władze Krzemieńczuka rozpoczęły oficjalną ewakuację busami po 10 dniach wojny. Wcześniej ratowano, a właściwie próbowano ratować ludność z wielkich miast jak Mariupol, Charków, czy Kijów.
– To przecież jest mój dom. Musiałam zostawić swoje mieszkanie. Byłam tam samotna – opowiada – Uciekłam do Polski, bo po prostu taką trasę obrał bus. Nie myślałam, nie wybierałam, gdzie chcę uciekać. Po prostu chciałam żyć, chciałam być bezpieczna – tłumaczy.
"Na miejscu został mój tata i kuzyn"
Tata Tatiany mieszka na wsi, gdzie nie dotarli bandyci Władimira Putina, a jej kuzyn działa w lokalnej samoobronie. Na co dzień pomaga zwykłym ofiarom wojny oraz przewozi zapasy z jednego miasta do drugiego.
– Skontaktowałam go z moim znajomym w Polsce, który współpracuje z fundacjami wspierającymi Ukrainę. Teraz razem pracują, dzięki czemu mój kuzyn dostaje ochraniacze, kamizelki kuloodporne oraz najlepszej jakości leki – opisuje.
– Czasami mamy okazję ze sobą porozmawiać, ale zwłaszcza teraz nie lubi dużo mówić. Sprowadza się to do mówienia "Wszystko jest ok, a u ciebie?". Z tatą mam kontakt przez konto innej Ukrainki na Facebooku. Wiem tylko, że jest na wsi i pracuje na polu – dodaje.
Władimir Putin morduje niewinnych ludzi. "Czuję ogromny ból i wielką miłość"
Po wycofaniu większości wojsk z centralnej i zachodniej części Ukrainy na jaw wyszła skala ludobójstw, do jakich doszło między innymi w Motyżynie, Irpieniu, Buczy i Borodziance. – Rozstrzeliwali ludzi na ulicach. Nawet nie pytali. Ludzie wychodzili szukać wody, jedzenia i ginęli – relacjonował dla naTemat prezes Związku Polaków w Borodziance Arsen Milewski.
– Nie dopuszczam tego do siebie – mówi mi Tatiana. – Jestem Ukrainką, więc czuję ogromny ból, i wielką miłość do Ukraińców. To dla mnie wielki stres – dodaje.
– Ci, którzy widzieli te zdjęcia, te relacje, rozumieją, dlaczego nienawidzę Rosjan. Władze na Kremlu nie mają empatii, zrozumienia, emocji – wskazuje. Jak wyjaśnia, Rosjanie mają swoje DNA.
– Przez setki lat Rosja zawsze była agresorem wobec innych państw. Zawsze mieli swojego cara. Prowadzili taką politykę cały czas. Ci ludzie mają ten kod zakodowany w umysłach. Rosja nigdy nie miała innej historii. Tam nigdy nie walczono o "wolność" tylko o to, żeby zaatakować jakieś państwo, przejąć je i wykorzystać – ocenia.
"Chcę być dla Polaków zwykłą ukraińską dziewczyną"
– Nie rozumiem jednego. Dlaczego przez tyle lat nigdy nie wybrali innej ścieżki? Oczywiście jest mały procent, który nie popiera Władimira Putina i sytuacji na Kremlu. Dlaczego oni nie mówią? Dlaczego siedzą cicho i nic nie mówią? – pyta.
32-latka wyjaśnia, że Ukraina i Rosja faktycznie mają ogromną wspólną historię. Składa się ona jednak na "wielką propagandę, kłamstwa i wojny". – Myślą, że skoro "wygrali" II wojnę światową, to mogą to powtórzyć jeszcze raz – mówi.
– Rosjanie nie widzą własnych, wewnętrznych problemów, ale widzą je wszędzie indziej. Zajmijcie się budowaniem własnego państwa. Róbcie swoją pracę, bądźcie dobrą matką, ojcem, nauczycielem – apeluje.
Od ponad miesiąca Tatiana mieszka i pracuje w Warszawie. Dziś jest bezpieczna. – Chcę tylko być dla Polaków zwykłą ukraińską dziewczyną. Nie chcę stwarzać żadnych problemów. Po prostu chcę móc pracować, zarabiać pieniądze, być przydatna – mówi.