Incydent, do którego doszło z okazji spotkania premiera Morawieckiego w Rypinie, jest symboliczny. Oto burmistrz z PiS wyrywa protestującemu obywatelowi transparent z napisem “Pinokio, notoryczny kłamca”. Gdyby powstał film o kradzieży polskiej demokracji, ta scena pasowałaby jak ulał. Szykujmy się na więcej podobnych obrazków, bo PiS-owi puszczają nerwy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Prawo i Sprawiedliwość traci kontrolę. Razem z Putinem doprowadziło do szybującej inflacji, która obecnie wynosi 15,6 proc., a końca nie widać. Ludzie są wkurzeni. Dobijają ich coraz wyższe ceny żywności, boją się otwierać listy z rachunkami, robią awantury niewinnym i też ubożejącym kasjerkom. Frustracja aż kipi.
Niezadowolenie społeczne rośnie razem z inflacją. Rządzący wiedzą, że to dla nich bardzo zła wiadomość, bo tym samym na horyzoncie rysuje się polityczne przetasowanie – które jest teraz bardziej realne niż kiedykolwiek. PiS jest na kursie i ścieżce, by stracić władzę, a widmo rozliczenia za ostatnie 7 lat zagląda mu w oczy. I w tych oczach pojawił się strach.
Świadczy o tym cała seria wydarzeń z ostatnich tygodni. Każde z nich rozpatrywane oddzielnie nie uprawniałoby do stawiania takiej tezy, ale razem układają się w charakterystyczny wzór. Burmistrz Rypina kradnący obywatelowi transparent to przykład świeży, ale nie jedyny.
W jego zachowaniu łatwo zauważyć typową dla obecnej ekipy bezczelność: ostentacyjne łamanie prawa, nawet w świetle kamer, dlatego, że się może. Po wszystkim nie ma już jednak gromkiego śmiechu z demokratycznych frajerów, którym to bezprawie przeszkadza.
– Ja zareagowałem impulsywnie, być może. Być może powinno to być inaczej. Natomiast nie dotknąłem, nie obraziłem, po prostu zabrałem coś, co było uwłaczające, według mnie. Stało się – broni się burmistrz Rypina Paweł Grzybowski. I właśnie to – ta próba tłumaczenia się – jest nowością.
Kolejna sytuacja: zachodniopomorska radna PiS, Małgorzata Jacyna-Witt, jedna z licznych pisowskich stypendystek spółek skarbu państwa, przechwala się na Twitterze grą na polu golfowym, wyśmiewając jednocześnie tych, którzy "haratają w pospolitą gałę" i należą do Platformy Obywatelskiej. Wisienką na torcie arogancji jest kolejny "golfowy" tweet. "Bo ja jestem elitą” – puchnie z dumy radna PiS. A wszystko to w czasie szalejącej drożyzny.
I znowu: pyszałkowatość Jacyny-Witt i jej brak kultury osobistej to żaden news. Elementem nowości jest to, że polityczka PiS przeprasza. Ciężko obrażając inteligencję wyborców, ale jednak.
"Wszystkich, których obraziłam moim wpisem o mojej grze w golfa - serdecznie przepraszam. Nie było moim celem wywyższanie się, czy "darcie nosa". Wręcz przeciwnie! Szanuję wszystkich i serdecznie namawiam do zdrowego trybu życia. Chyba w tym namawianiu trochę przesadziłam" – napisała radna PiS, którą wcześniej można było zmusić do pseudoprzeprosin praktycznie tylko wyrokiem sądu.
Następny przykład: dubler Mariusz Muszyński, który podaje się za sędziego i wiceprezesa Trybunału. Po tym, jak na jaw wyszły konszachty sędzi Julii Przyłębskiej z rządem PiS w sprawie nadchodzących "wyroków", Muszyński wydaje oświadczenie, by odciąć się od swojej mentorki. "(...) Uważam, że moja znajomość i rozumienie Konstytucji różni się jednak horrendalnie od znajomości i rozumienia tego aktu przez Panią Prezes" – pisze dubler próbując odsunąć od siebie ewentualne zarzuty karne po zmianie władzy.
A gdy na stronie Poufna Rozmowa ukazuje się dowód na jego korespondencję z rządem, Muszyński wydaje kolejne stanowisko, w którym zapewnia, że on z KPRM nic nie uzgadniał, a jedynie polecił profesora prawa. Na tym jednak się nie kończy.
"Jako obywatel poglądów Premiera na kierunek polityki państwowej nie podzielam” – dodaje Mariusz Muszyński, który przecież swoją dublerską karierę zawdzięcza nie komu innemu, lecz PiS-owi właśnie. Posunięta do tego stopnia nadgorliwość pachnie strachem, by nie użyć mocniejszych słów.
O przerażeniu, jakie zapanowało w pisowskich szeregach, świadczą spotkania wyborcze partyjnej wierchuszki, która prowadzi selekcję wśród Polaków pragnących pojawić się na wiecu prezesa czy premiera. Władza straciła kontrolę nad inflacją, ale nadal może kontrolować to, by na widowni nie pojawił się ktoś, kto o inflację zapyta, albo wręcz wykrzyczy swój gniew.
To ze strachu władzy wziął się policyjny atak gazem w związku z wizytą Jarosława Kaczyńskiego w Inowrocławiu i ustawianie bramek jak przed wejściem do dyskoteki, by podzielić społeczeństwo na tych, którzy są godni ujrzenia oblicza pisowskiej elity, i na tych, którzy tego zaszczytu nie dostąpią.
Ze strachu też wewnętrzni przeciwnicy Morawieckiego próbują go utrącić podczas rozmów z prezesem PiS. Ze strachu Joachim Brudziński mętnie tłumaczy się ze swojego występu w TVP, podczas którego heheszkował z nazizmu (rzekomo tylko cytował znajomego).
Ale to wszystko na nic. Na nieco ponad rok przed wyborami teflonowość PiS-u się kończy. Nie z powodu łamania zasad demokracji – to jak zwykle jest kluczowe dla garstki – ale z tego samego powodu, który wywracał kolejne ekipy w PRL: drastycznych podwyżek cen.
Po siedmiu latach rzeczywistość wystawiła rachunek władzy PiS. I nawet PiS boi się spojrzeć, ile będzie musiał zapłacić.