Ofensywa PiS trwa już od tygodni. Politycy tej partii na czele z Jarosławem Kaczyńskim ruszyli w Polskę, by budować grunt pod wybory parlamentarne. Prezes partii wygłasza przemówienia z różnym skutkiem. W Koninie były wicepremier miał problem z wysłowieniem się. Regularnie powtarza za to krytyczne formułki uderzające w osoby LGBT.
Zobacz także
Po serii wystąpień Kaczyńskiego w ostatnich tygodniach wiele osób zadaje pytanie, czy prezes sam zaczął szkodzić swojej partii? No bo ile razy można powtarzać, że Polacy przestali jeździć na szparagi, albo że za całe zło odpowiada opozycja? Dla byłego wicepremiera to stały punkt wystąpień w różnych częściach Polski.
Czy Kaczyński sam szkodzi PiS?
– Obecność lidera partii przypomina twardemu elektoratowi o jego istnieniu. Jeśli celem jest droga do centrum, to PiS-owi najlepiej wychodziły kampanie, gdy Jarosław Kaczyński był w połowie drogi do Sulejówka, czyli bardziej kierował wszystkim z tylnego siedzenia. To Andrzej Duda, Beata Szydło i Mateusz Morawiecki byli na pierwszym planie – mówi naTemat Rafał Chwedoruk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i wykładowca Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych tej uczelni.
Jego zdaniem obecność Kaczyńskiego ma na celu przygotowywanie się do mniej optymistycznego dla PiS scenariusza, że ta partia niekoniecznie będzie faworytem do sprawowania władzy po wyborach.
Prof. Rafał Chwedoruk
Niedawno Kaczyński sam pokusił się też o smutną dla PiS diagnozę. Jak zaznaczył, młodzi ludzie są pod... dużym wpływem smartfonów.
– Myślę, że PiS nie ma absolutnie perspektyw na rewolucyjny zwrot wśród młodych ludzi. Może mieć jedynie nadzieję, że kolejne roczniki przejdą trochę obok i będą mniej zainteresowane polityką. Jeśli PiS patrzy realistycznie na swoją przyszłość, obecność Kaczyńskiego cały czas ma sens, bo konsolidacja działaczy i wiernych sympatyków może być istotna w kontekście trudnych miesięcy dla tej partii – zauważa prof. Chwedoruk.
Prof. Rafał Chwedoruk
Jak zaznacza nasz rozmówca, chyba nikt nie ma wątpliwości, że bez Kaczyńskiego nie byłoby PiS. – Prawica szłaby podobną drogą, jak w latach 90., czyli groteskowych podziałów. Elektorat PiS jest dychotomiczny. Z jednej strony są tam wyborcy, którzy bezwarunkowo głosują na prawicę. Od 2015 r. krąg poszerzył się o elektorat, który godzi się głosować sytuacyjnie, np. za sprawą programów z polityki społecznej – dodaje.
Na razie PiS ma na głowie lawinę problemów, których nie przykryje chwaleniem się np. dodatkiem 500 plus. To już dawno przestało być argumentem w zderzeniu z szalejącą inflacją czy problemami z zakupem opału na zimę. Nawet stali wyborcy PiS buntują się przez to, że nie mogą kupić węgla.
– We wszystkich ostatnich kampaniach w Polsce opozycja może i bezdyskusyjnie przegrywała, ale jej wyborcy bardzo licznie stawiali się przy urnach. A więc wybory rozstrzygała nadzwyczajna mobilizacja po stronie PiS. Dziś staje się ona niemożliwa, po pierwsze przez drożyznę i poczucie niepewności, po drugie przez problemy takie jak prawo aborcyjne i spór o Trybunał Konstytucyjny. I po trzecie ze względów demograficznych, bo starsi wyborcy z naturalnych przyczyn zaczynają się wykruszać – tłumaczy prof. Chwedoruk.
Politolog nie ma wątpliwości, że wiece przeciwników Kaczyńskiego paradoksalnie wpisują się w strategię docierania do "twardszych" wyborców, którzy oczekują polemiki i walki politycznej. Ostatnio słyszeliśmy choćby o incydencie, kiedy kolumna pojazdów Kaczyńskiego została obrzucona jajkami.
– Warto zauważyć, że to jest kampania rozciągnięta w czasie. PiS pozostanie zapewne partią numer jeden, ale w nowym Sejmie może nie mieć z kim stworzyć koalicji. Alfabet polityki mówi nam jednak, że każdy polityk najpierw zwraca się do tych, którzy na pewno na niego zagłosują. Później może docierać do coraz bardziej odległych od niego potencjalnych wyborców – wskazuje prof. Chwedoruk.
Prof. Rafał Chwedoruk
Na razie efektem wystąpień wierchuszki PiS jest sondaż, który wywołał spore zamieszanie. Z badania Kantara wynikało, że pierwszy raz od dawna na pierwszym miejscu znalazła się Koalicja Obywatelska. Zjednoczona Prawica wylądowała tuż za KO, ale miała dużo słabszy wynik niż do tej pory. Jej notowania spadły poniżej 30 proc. W efekcie część polityków PiS zaczęła podważać to, co zobaczyli na sondażowych słupkach.
Zobacz także