PiS straci władzę – to nie kwestia "czy", ale "kiedy". I niezależnie od tego, czy stanie się to za rok, czy później, nowy rząd stanie przed nie lada wyzwaniem. "Polska w ruinie" okazała się spełnioną obietnicą wyborczą Zjednoczonej Prawicy. W natłoku rzeczy, które wymagają naprawy, nie można zapomnieć o odspawaniu Bąkiewicza i jego ludzi od budżetu państwa. To jedno z najpilniejszych zadań nowej władzy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Warszawa i jej mieszkańcy mogą odetchnąć z ulgą. Tym razem z okazji rocznicy powstania nacjonaliści, którzy zjechali do miasta, tylko nielegalnie zadymili ulice, tak jakby Warszawa znowu stała w płomieniach (przy bierności dzielnych funkcjonariuszy policji). Obyło się za to bez wandalizmu i napaści. Zapewne Bąkiewicz z kolegami zbierają siły na listopad.
Zbierać pieniędzy nie muszą, bo Prawo i Sprawiedliwość wzięło ich na państwowy garnuszek. De facto funduje im sprzęt, którym mogą zagłuszać uczestniczki powstania warszawskiego (Bąkiewicz jest dla tego zrywu tym, czym Mejza dla chorych dzieci), darowuje ośrodki, gdzie mogą się spotykać i szkolić, hojną ręką dosypuje pieniądze, by mieć na każde skinienie fachowców od brudnej roboty.
W 2020 roku skinął Jarosław Kaczyński, prezes PiS i wówczas wicepremier ds. bezpieczeństwa, oburzony Strajkiem Kobiet, w reakcji na swój zakaz aborcji embriopatologicznej. Nacjonaliści ruszyli przeciwko kobietom bez mrugnięcia okiem. Ale to były tylko ćwiczenia przed tym, co może nastąpić.
Nie można tylko się oburzać słowami i zachowaniami Bąkiewicza. Nie wystarczy zgorszenie spowodowane tym, że symbol równości ludzi LGBT, w tym Polaków, zestawia ze swastyką.
Nie ma sensu wyłącznie utyskiwanie na to, że polscy fani hitlerowców demonizują Niemców, zamiast potępić nazistowską ideologię, która w różnych odsłonach zbiera(ła) krwawe żniwo w wielu miejscach świata. Przecież to logiczne, że tego nie zrobią.
Bezcelowe jest poprzestanie na przypominaniu, że Hitler i jego III Rzesza nienawidzili osób LGBT i mordowali je w obozach koncentracyjnych (nie kazali im nosić opasek z przekreśloną tęczą, jak na transparencie u Bąkiewicza, ale z różowym trójkątem).
To wszystko za mało. Niezbędny jest plan, jak rozbroić bojówkę PiS, gdy dojdzie do zmiany władzy. Partia Kaczyńskiego nie podkarmia ich bowiem za darmo. Łatwo można sobie wyobrazić, że w obliczu utraty władzy Zjednoczona Prawica zagwiżdże, a nacjonaliści przybiegną i zrobią jesień średniowiecza, by odwdzięczyć się swoim sponsorom.
Wystarczy pamiętać, co działo się 6 stycznia 2020 roku w USA, gdy Donald Trump przegrał wybory prezydenckie. Tygodniami podburzał, podburzał i podburzał swoich zwolenników kłamstwami o sfałszowanym głosowaniu, a potem z założonymi rękami patrzył na to, jak szturmują dla niego Kapitol.
Mało brakowało, a zamach stanu by się Trumpowi powiódł. Teraz to jego ludziom od brudnej roboty grozi wieloletnie więzienie, podczas gdy on nadal cieszy się wolnością.
Powtórka wydarzeń z 6 stycznia w polskich warunkach jest czymś, z czym demokratyczna opozycja powinna się liczyć. Odłączenie nacjonalistów od państwowej kroplówki jest jednym z najważniejszych i najpilniejszych zadań nowej władzy.
Warto przyjrzeć się, czy rząd Zjednoczonej Prawicy nie złamał prawa, przekazując kolejne pieniądze i nieruchomości Bąkiewiczowi i spółce. Jeśli tak – trzeba to jak najszybciej odkręcić: dla dobra Polski i społeczeństwa.
Jeśli następna ekipa tego nie zrobi, jej dni są policzone. Wybór jest prosty: albo nazizm, albo demokracja.