– Czuję zażenowanie i smutek – mówi Leszek Miller, gdy naTemat prosi go o opinię o antyunijnym wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego na Forum Ekonomicznym w Karpaczu. Premier RP w latach 2001-2004 komentuje tezy prezesa PiS o obcości kulturowej Unii Europejskiej (w tym Wiednia), wojnie celnej i radykalizmie prezydenta USA Joe Bidena.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Obok prezesa PiS zasiedli jego europosłowie Ryszard Legutko i Zdzisław Krasnodębski oraz związany z partią publicysta Bronisław Wildstein
— Z jednej strony mieliśmy UE, z drugiej WNP – powiedział Kaczyński o Polsce lat 90-tych, przekonując, że działaliśmy niemalże w warunkach "wojny celnej"
Chcieliśmy europejskich pieniędzy, a nie europejskich wartości – tak można w skrócie przestawić antyunijne wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego na Forum Ekonomicznym w Karpaczu.
— Kiedy pierwszy raz w ogóle byłem na Zachodzie, w Wiedniu i tam zobaczyłem różne rzeczy, których tutaj nie będę opisywał. To mi zupełnie wystarczyło, żeby zobaczyć, że jestem w innej strefie kulturowej, chociaż było to 33 lata temu — powiedział prezes PiS podczas spotkania, z którego na samym początku były marszałek Sejmu Marek Kuchciński wyrzucił niezależnych operatorów wideo (została za to kamera partyjna).
Leszek Miller, który w Wiedniu bywał wielokrotnie, także jako premier RP, swoje wizyty w stolicy Austrii wspomina w zupełnie inny sposób. — Nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego, o czym mówi Jarosław Kaczyński. Nie widziałem nic gorszącego w Wiedniu ani gdziekolwiek indziej — mówi naTemat europoseł Koalicji Europejskiej.
Prezes PiS nie chciał powiedzieć, co wywołało u niego takie wrażenia, jednak były premier Miller domyśla się, o co mogło chodzić.
— Przed naszą akcesją do Unii Europejskiej główną obawą hierarchów kościelnych i polityków prawicy były puste kościoły na Zachodzie. Mówiąc dokładniej: już nie puste, lecz przekształcone w biblioteki czy sale koncertowe. Może właśnie to zobaczył Kaczyński i to nim tak wstrząsnęło? — zastanawia się głośno Leszek Miller.
Poseł do Parlamentu Europejskiego nie ukrywa zdegustowania wyproszeniem kamer z panelu na Forum Ekonomicznym. — Czyżby politycy PiS uważali, że źle wypadają w telewizji? Niezależnie od powodów, winę za tę sytuację ponoszą organizatorzy. Jeśli to miało być spotkanie partyjne, to panowie powinni się umówić gdzieś indziej — ocenia Leszek Miller.
"Radykalny" Joe Biden
Jarosław Kaczyński na Forum Ekonomicznym przekonywał także, że rząd w imię realizmu powinien kontynuować sojusz ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki, mimo że PiS-owi nie jest ideologicznie po drodze z ich przywódcą.
— Też przecież nie będziemy się zwracali do Stanów Zjednoczonych i do pana prezydenta Joe Bidena, który ma tutaj – jak wiadomo – dość radykalne poglądy. Nie możemy powiedzieć: "Panie prezydencie, niech pan zweryfikuje swoje poglądy kulturowe i wtedy będziemy współdziałać" — stwierdził prezes PiS.
Leszek Miller przekonuje, że słowa o radykalizmie Bidena nie zasługują na szczególną uwagę.
— Dla Kaczyńskiego każdy polityk na szeroko rozumianym Zachodzie, który wyznaje wartości demokratyczne, takie jak trójpodział władzy, równość kobiet i mężczyzn, prawa obywatelskie, jest obcy kulturowo. Równie dobrze mógłby tu wstawić nazwisko dowolnego liberalnego przywódcy — ocenia europoseł.
Miller jest zdania, że wypowiedź Kaczyńskiego nie zainteresuje władz USA. — Polska jest obecnie istotnym graczem w relacjach amerykańskich ze względu na wojnę w Ukrainie. To, co mówi Kaczyński, nie ma w Białym Domu większego znaczenia — mówi były premier.
Prawie jak "wojna celna" z Polską
Pytaniem o następny wątek wystąpieniu Kaczyńskiego Miller jest zdumiony. — Wojna celna? Jaka wojna celna? — pyta z niedowierzaniem.
Cytujemy więc słowa, którymi prezes PiS uzasadniał konieczność wejścia Polski do Unii mimo zastrzeżeń ideologicznych: "Polska lat 90. była państwem imposybilnym w pełni tego słowa znaczeniu. Nic się nie udawało (...). Wierzyliśmy, że wejście do UE zapewni nam środki i rynek europejski, bo działaliśmy niemalże w warunkach wojny celnej (...). Z jednej strony mieliśmy UE, z drugiej WNP".
— Nie zgadzam się z tym, że nic się nie udawało. To były trudne lata, ale powodem były głębokie przemiany natury ustrojowej. Taka transformacja to precedens nie tylko w historii Polski, ale i świata — kontruje Leszek Miller.
A jak było z tymi cłami? — Nie przypominam sobie żadnej wojny celnej — oświadcza były premier.
— To naturalne, że jeśli państwo nie podpisze umowy z innym państwem, to wymiana handlowa podlega ocleniu na normalnych, a nie preferencyjnych warunkach. Wstępowaliśmy do Unii Europejskiej między innymi dlatego, by te ograniczenia zniknęły — tłumaczy Leszek Miller.
Rozmówca naTemat dodaje, że nie można być traktowanym jak członek Wspólnoty, gdy się nim nie jest.
Miller o Kaczyńskim: Czuję zażenowanie i smutek
Premier, który w 2004 roku wprowadzał Polskę do Unii Europejskiej, przyznaje, że słuchanie tego typu opowieści sprawia mu przykrość.
— Czuję zażenowanie i smutek. Gdy uda się odspawać PiS od władzy, trzeba będzie wykonać olbrzymią pracę, by podnieść pozycję międzynarodową Polski do czasów sprzed PiS — ocenia Miller.
Europoseł jest zdania, że celem PiS-u jestpolexit.
— Jestem przekonany, że PiS chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej. Teraz powstrzymuje go tylko wysokie poparcie społeczeństwa dla naszego członkostwa. Reakcja ludzi na ewentualną decyzję PiS o polexicie byłaby bardzo gwałtowna — mówi były premier.
Leszek Miller sądzi, że w związku z tym plan PiS ws. polexitu został zamrożony.
— Myślę, że bardzo uważnie obserwują to, co dzieje się w Wielkiej Brytanii po brexicie, robią rachunek zysków i strat. A z tym, że nie dostaną pieniędzy z KPO, członkowie PiS już się pogodzili. Będą próbowali okłamać społeczeństwo, że ich nie potrzebujemy i podgrzewać wrzutkę o reparacjach, by odwrócić uwagę — ocenia parlamentarzysta europejski.
Na koniec Leszek Miller nie szczędzi ostrych słów ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego.
— PiS prowadzi antypolską politykę. Chce wyswobodzić się z wartości demokratycznych, które leżą u podstaw Unii Europejskiej, a następnie, już bez tych ograniczeń, budować wyborczą autokrację, a potem dyktaturę — mówi Miller.
Premier Polski w latach 2001-2004 ostrzega, że Prawo i Sprawiedliwość nie uzna wyniku wyborów, jeśli je przegra. Z kolei przegrana PiS jego zdaniem będzie najpewniejsze, jeśli opozycja wystartuje na jednej liście.
— PiS użyje wszystkich instrumentów, by nie oddać władzy, a ma je wszystkie: od Sądu Najwyższego po policję. Kaczyński jak Trump w USA będzie głosić, że wybory zostały sfałszowane — przewiduje Leszek Miller.
Polityk obawia się, że w efekcie dojdzie do niebezpiecznej sytuacji.
— To nie będzie cywilizowane przekazanie władzy. Może być znacznie groźniej niż podczas ataku na Kapitol, bo rejestr krzywd, które PiS wyrządził w Polsce, jest znacznie dłuższy. Politycy PiS boją się, słusznie zresztą, że gabinety zamienią na sale przesłuchań, a potem cele — konkluduje Leszek Miller.