Macierewicz zbeształ dziennikarkę "Wyborczej". Poszło o podkomisję smoleńską
Michał Koprowski
13 września 2022, 18:03·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 września 2022, 18:03
Justyna Dobrosz-Oracz w rozmowie z Antonim Macierewiczem w Sejmie wspomniała o najnowszych ustaleniach TVN24 ws. podkomisji smoleńskiej. Były szef MON nie krył oburzenia i po chwili wręcz krzyczał na dziennikarkę, której zarzucił kłamstwo.
Reklama.
Reklama.
Jak podał TVN24, Antoni Macierewicz miał ukryć dowody, według których katastrofa smoleńska nie była wynikiem zamachu
Pracownicy mediów zaczepili w Sejmie byłego szefa MON i postanowili zapytać o raport ws. katastrofy smoleńskiej oraz wspomniane ustalenia, co wyraźnie poddenerwowało polityka
– Wszystko dokładnie odtworzyliśmy, tak jak zostało to omówione – podkreślał poseł PiS
Antoni Macierewicz: "Niczym nie manipulowaliśmy"
Dziennikarze skorzystali z okazji, aby na sejmowym korytarzu zapytać Antoniego Macierewicza o reportaż TVN24, w którym stwierdzono, że raport dotyczący katastrofy smoleńskiej został pozbawiony pewnych niewygodnych faktów.
Dziennikarka "Gazety Wyborczej" Justyna Dobrosz-Oracz zwróciła uwagę, że z raportu wynika, iż doszło do manipulacji. – To jest kłamstwo. Niczym nie manipulowaliśmy – powiedział Macierewicz, aby podkreślić, że wszystko zostało "dokładnie odtworzone".
Następnie dziennikarka przypomniała, że w raporcie nie wspomniano o żadnym wybuchu. – Zgadza się! Zgadza się! Dlatego, że według Anodiny i Millera nie ma mowy o wybuchu. Rozumie pani? – pytał polityk. Widać było, że cała sytuacja mocno wyprowadziła go z równowagi.
– No to za co pan zapłacił, bo ja nie rozumiem tego? – zapytała go Dobrosz-Oracz. Macierewicz odparł, że "właśnie o to chodzi, że państwo nie rozumiecie i TVN też nie rozumie".
"Pani Kłamie!"
Następnie polityk zaapelował, aby mu nie przerywać. Zagroził również, że jak dziennikarze "będą przerywali, to nie będzie żadnej rozmowy, bo opinia publiczna ma prawo znać prawdę", a nie ich "kłamstwa i oszustwa", po czym zwrócił się bezpośrednio do Dobrosz-Oracz. – Pani kłamie! – krzyknął pod jej adresem Macierewicz.
– Jeszcze raz powtarzam państwu, została rekonstrukcja uderzenia samolotu w ziemię według Anodiny, według Millera. Sprawdzono, jak w takiej sytuacji rozbija się samolot i on się rozbija i niszczy zupełnie inaczej, niż jest to na wrakowisku – tłumaczył zdenerwowany poseł PiS.
Według Antoniego Macierewicza "wszystkie zdjęcia i wszystkie wyniki badań zostały opublikowane", a on sam nie ukrył żadnych informacji w raporcie, za który podkomisja smoleńska zapłaciła 8 mln złotych.
Informacje, których zabrakło w raporcie
Dziennikarze "Czarno na Białym" dotarli do źródeł, według których Antoni Macierewiczmiał ukryć analizę amerykańskiego Narodowego Instytutu Badań Lotniczych. Naukowcy z NIAR mieli stwierdzić, że nie doszło do wybuchu w skrzydle, a do uderzenia w brzozę.
Były minister miał także otrzymać zdjęcie zerwanego dachu szopy leżącej na działce Nikołaja Bodina. Tymczasem polityk przekonywał, że Tu-154M leciał o wiele wyżej, niż zakładano, bo... nie zerwał dachu szopy.
Materiały naukowców miały potwierdzić ustalenia kwestionowane przez obóz rządzący. Tego jednak parlamentarzysta nie opublikował w raporcie końcowym. W rozmowie z naTemat Antoni Macierewicz potwierdził, że "zauważył materiał" stacji. – To reakcja na nasz list do prokuratury rosyjskiej, żeby wreszcie oddali wrak – skomentował.