W sobotę mieszkańcy województwa łódzkiego zaalarmowali służby, że rzeką płynie woda... w kolorze krwi. Krwistoczerwona woda zabarwiła Augustówkę, a ludzie zastanawiają się, jak mocno woda musiała zostać zanieczyszczona. Zakład Wodociągów i Kanalizacji zlokalizował możliwe źródło problemu. Czekają na wyniki próbek.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rzeka Augustówka to dopływ Olechówki, która później wpływa do stawów.
Czerwona substancja zanieczyściła nie tylko dwie rzeki, ale też stawy
Wstępne ustalenia wskazują na to, że nie ma zagrożenia dla flory i fauny
w stawach
Augustówka w kolorze krwi
Od soboty Augustówka nie wygląda jak standardowa rzeka. "Ktoś stwierdził, że ekologia go w ogóle nie dotyczy i spuścił do rzeki zanieczyszczenia" - napisano na oficjalnym profilu miasta Łodzi.
O szczegółach poinformował Zakład Wodociągów i Kanalizacji. Jak podali, na miejsce udali się pracownicy Pogotowia Kanalizacyjnego ZWIK. Wykryli kanał, którym zrzucano ścieki, wytypowano też firmę, z której terenu mogło dojść do odprowadzenia zanieczyszczeń.
"Dziś na terenie tej firmy z udziałem funkcjonariuszy EKO Patrol Straży Miejskiej w Łodzi odnaleziono wpust do kanału deszczowego, do którego trafiła nieznanego pochodzenia substancja" - podał Zakład 3 października.
Nie podano do wiadomości publicznej, jaka firma może być odpowiedzialna za spuszczenie nieczystości do rzeki. Badane są jednak próbki, a wyniki zdecydują o tym, jaki wymiar kary czeka firmę, która za nic miała jakąkolwiek troskę o środowisko.
Jak tłumaczy Joanna Prasnowska ze Straży Miejskiej w Łodzi, "od wyników badań zabezpieczonych próbek będzie zależał wymiar kary, jaki zostanie wymierzony sprawcy". Dodatkowo sprawa została zgłoszona do prokuratury i Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowisku w Łodzi.
Odra to za małe ostrzeżenie?
Przypomnijmy o ostatniej ekologicznej katastrofie, która wydarzyła się w Polsce, czyli zanieczyszczonej Odrze. Informacje o śniętych rybach wędkarze zaczęli zgłaszać pod koniec lipca.
Przez długi czas nic nie było wiadomo o działaniach podjętych przez władze i właściwe służby. Dopiero 12 sierpnia został wprowadzony zakaz wstępu do wód Odry w województwach zachodniopomorskim, lubuskim i dolnośląskim.
Ostatecznie okazało się, że Odra była w tak złym stanie, że łącznie wyłowiono z niej 249 ton martwych ryb, które zmarły w wyniku toksyny, wytwarzanej przez algę Prymnesium parvum, nazywaną też złotą algą.
Wpływ na rozwijanie się glonów i uwalnianie przez nie toksyn miało wiele czynników, m.in. zasolenie rzeki, wahania substancji biogennych, duża zawartość chlorków, siarczanów. Przypomnijmy, że podejrzewano, że woda w Odrze została zatruta rtęcią, ale polskie ekspertyzy nie potwierdziły tej teorii.
"Wyniki badań naszych ekspertów z Instytutu Rybactwa Śródlądowego wskazały obecność w wodzie z Odry mikroorganizmów (złotych alg)" – przekazała na Twitterze. Dodała, że "ich zakwit może spowodować pojawianie się toksyn zabijających ryby i małże". "Nie są szkodliwe dla człowieka. Wkrótce więcej informacji" –informowała Anna Moskwa.
Tę wersję wydarzeń potwierdzili także niemieccy naukowcy, którzy wykryli duże ilości tych glonów w próbkach wody z Odry". Prymnesium parvum to toksyczny gatunek glonów z grupy złotych alg, który odpowiada za śmiertelne zatrucia ryb w morzach i oceanach oraz w wodach słonawych.