– Marilyn Monroe ostrzegała mnie przed wilkami z Hollywood – wyznała w dokumencie BBC "This is Joan Collins" gwiazda "Dynastii". Najsłynniejsza blondynka świata nie tylko przestrzegała koleżanki z branży, ale opublikowała również tekst, który nawet dzisiaj uznano by za odważny.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Film Netfliksa "Blondynka" w reżyserii Andrew Dominika przedstawia hollywoodzką seksbombę przede wszystkim jako ofiarę.
Prawda była jednak nieco inna – Marilyn Monroe nie bała się głośno mówić o "wilkach z Hollywood" i opublikowała na ten temat odważny tekst.
Gdyby żyła dziś, prawdopodobnie byłaby jedną z ikon ruchu #MeToo.
"Blondynka" Netfliksa przedstawia Monroe jako ofiarę
"Blondynka" to najnowszy film biograficzny o Marilyn Monroe. Produkcja Netfliksa w reżyserii Andrew Dominika z Aną de Armas w roli głównej skupia się głównie na przedstawieniu aktorki jako ofiary ówczesnego hollywoodzkiego systemu oraz tzw. daddy issues, przez które relacje Monroe z mężczyznami były wyraźnie zaburzone.
Seksualizację, z jaką Monroe nie mogła się pogodzić do końca życia, Dominikowi za pomocą impresyjnych obrazów i narracji udało się ukazać doskonale – choć jak słusznie zauważyła w swoim tekście Ola Gersz, należy się zastanowić, czy sam reżyser nie skupia się na cielesności Monroe (de Armas) za bardzo.
Australijczyk pominął jednak zupełnie ważny wątek z życiorysu "seksbomby" (Monroe nie cierpiała tego wizerunku, choć nie potrafiła też z niego do końca zrezygnować). Najsłynniejsza blondynka świata nie bała się bowiem głośno mówić o wykorzystywaniu kobiet w Hollywood, a nawet napisała na ten temat tekst, który dziś prawdopodobnie zrobiłby z niej jedną z twarzy ruchu #MeToo.
Marilyn Monroe mogłaby być dziś ikoną ruchu #MeToo
Po akcji #MeToo i ujawnieniu sprawy Harveya Weinsteina w 2017 roku nikt nie ma już wątpliwości, że Hollywood to okrutne dla kobiet środowisko. Chociaż już wcześniej niektóre aktorki sugerowały, w jaki sposób traktują je wysoko postawieni mężczyźni z branży, skala tego zjawiska zszokowała świat.
W latach, w których Monroe zaczynała swoją karierę, praca w show-biznesie bywała dla kobiet jeszcze większym koszmarem, ale było to absolutną tajemnicą poliszynela. Aktem wielkiej odwagi było więc opublikowanie przez nią w 1953 roku felietonu na łamach pisma "Motion Picture and Television Magazine".
W tamtym czasie aktorka dopiero zaczynała karierę, więc napisanie takiego tekstu mogło zaprzepaścić jej dalszy rozwój. W "Wilkach, które poznałam" [ang. "Wolves I Have Known" – przyp. red.] co prawda nie wymienia żadnych nazwisk, ale bardzo dokładnie opisuje sytuacje, których była ofiarą (jej napastnicy z pewnością mogli się odnaleźć w jej historiach).
Swój tekst zaczyna od konstatacji, że w Hollywood można spotkać wiele typów mężczyzn, na które kobiety powinny uważać.
Monroe opisuje w artykule liczne sytuacje, w których musiała uciekać przed niechcianymi zalotami mężczyzn, niejednokrotnie obiecującymi jej złote góry. W jednej z pierwszych, jakie doświadczyła, napastujący ją człowiek nie był nawet producentem filmowym – po prostu wynajął biuro w studiu filmowym od swojego przyjaciela.
"Dał mi scenariusz do przeczytania i powiedział, jak mam pozować, czytając go. We wszystkich pozycjach musiałam się schylać, nawet gdy słowa, które czytałam, nie sprawiały wrażenia, jakby tego wymagały" – opisywała aktorka.
"Nawet będąc tak naiwną, jak byłam wtedy, szybko zorientowałam się, że nie tak zdobywa się role w filmach. Jego zachowanie z minuty na minuty stawało się coraz bardziej bezsensowne, więc zaczęłam manewrować w kierunku drzwi i pospiesznie wyszłam" – wspominała.
Marilyn opowiadała, że częstą strategią "wilków z Hollywood" było zapraszanie kobiet na obiad do swoich mieszkań. Wiele z nich twierdziło, że potrafi gotować, jednak w rzeczywistości często po prostu zamawiali jedzenie z restauracji. Cel wizyty był ustawiony od samego początku.
Aktorka potrafiła jednak radzić sobie z seksualnymi predatorami. Czasami udawała głupszą, niż była w rzeczywistości, a czasami rozbrajała sytuację ironicznym humorem.
W taki sposób rozprawiła się z mężczyzną, który trącając jej nogę na plaży "komplementował ją" mówiąc, że lubi dziewczyny, u których można "wyczuć kości".
Monroe sypiała z producentami z Hollywood
Czy Monroe udało się zrobić karierę bez sypiania z producentami? Niestety nie – i wcale tego nie ukrywała. "(...) Byłabym kłamczuchą, gdybym powiedziała, że tego nie robiłam" – pisała w wydanej dziesięć lat po jej śmierci niedokończonej autobiografii "My Story".
Co więcej, na pewnym poziomie aktorka nie widziała nic złego w używaniu swoich wdzięków do zdobycia tego, czego pragnie.
"Jeśli urodziłaś się z tym, co świat nazywa seksapilem, możesz pozwolić, by to cię zniszczyło, albo możesz wykorzystać to na swoją korzyść w trudnym świecie show-biznesu, w którym nie zawsze jest łatwo wybrać właściwą drogę" – pisała we wspomnianym wcześniej felietonie.
Zdaniem hollywoodzkiej legendy sytuacja aktorek wcale nie stawała się lepsza, gdy wyrobiły sobie nazwisko – choć wiele osób spoza branży mogłoby myśleć, że wielkie gwiazdy są nietykalne.
"Kiedy już zdobędziesz dość dobrze ugruntowaną pozycję jako aktorka filmowa, sezon na ciebie można uznać za otwarty. Myślałam, że było wystarczająco źle, gdy byłam małą dziewczynką z zewnątrz zaglądającą zza bramy studia, ale jak się prędko nauczyłam, w porównaniu z tym, co było później, to było nic" – opisywała w "Wilkach, które poznałam".
"Mężczyźni, których spotkałam w tamtych czasach, którzy mówili mi "powinnaś grać w filmach”, byli prymitywnymi amatorami w porównaniu z tymi, których poznałem po tym, jak moje imię zaczęło pojawiać się w kolumnach filmowych i magazynach dla fanów" – dodała.
W dokumencie Netfliksa "Tajemnice Marilyn Monroe. Nieznane nagrania" można również usłyszeć, jak aktorka zdradza swojemu biografowi kolejną tajemnicę poliszynela. "W złotej erze Hollywood każdy dyrektor castingu i każde studio mieli czarny notes. Każdy dyrektor castingu zapisywał w swoim notesie, kogo mógłby przelecieć" – przekazała smutną prawdę o show-biznesie tamtych czasów ikona popkultury.
Sytuacja kobiet w branży filmowej dzisiaj
Sytuacja kobiet w branży filmowej jest obecnie lepsza niż w Złotej Erze Hollywood, ale wciąż daleko jej do doskonałości. Aktorki wciąż zmagają się z ageizmem, a po ujawnieniu przez Ronana Farrowa skali przemocy, jakiej dopuszczał się Weinstein, świat dowiedział się o innych podobnych historiach, o których kobiety pracujące w showbiznesie wcześniej bały się mówić.
Traktowanie aktorek odzwierciedla niestety rzeczywistość, która (choć mniej niż kiedyś) wciąż odzwierciedla patriarchalne wzorce. Marilyn już wtedy była boleśnie przekonana o tym, że wszystkie przedstawicielki jej płci muszą mierzyć się z tym samym – choć branża rozrywkowa w jej opinii stanowi szczególne pole walki.
"Kobiety na każdym etapie życia muszą bardzo uważać, aby nie stały się po prostu kolejną zdobyczą jakiegoś mężczyzny. Ale w Hollywood musimy pracować po godzinach, żeby przechytrzyć wilki, bo one nadchodzą z każdej strony, by zapolować na Czerwonego Kapturka" – stwierdziła (zapewne z goryczą) Monroe, która musiała się strzec wilków przez całą swoją karierę.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.
Istnieje wiele rodzajów wilków. Niektórzy są złowieszczy, inni są po prostu dobrymi wujaszkami, próbującymi dostać coś za nic, a jeszcze inni robią z tego grę. Ten ostatni typ jest najciekawszy.
Marilyn Monroe
Marilyn Monroe w tekście opublikowanym na łamach "Motion Picture and Television Magazine"
Miał ciemne, przeszywające oczy, które zdawały się przenikać mnie na wskroś, więc zaczęłam wymyślać wymówki, żeby tylko odejść. W końcu powiedziałam mu, że jeśli tak bardzo lubi moje kości, zrobię mu zdjęcie rentgenowskie, ale nie uznał tego za zabawne i odsunął się ode mnie. Tuż przed moim wyjazdem powiedział mi, że nie lubi dziewczyn z mózgiem, a ja odpowiedziałam, że to najlepszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałam.