"Tygodnik Powszechny" wysyła księdza na wywiad z Marią Peszek, a jej płytę – ateistyczny manifest uważa za most łączący niewierzących z Kościołem, a w najlepszym czasie radiowym, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, można na antenie TOK FM posłuchać ateistycznego hitu "Pan nie jest moim pasterzem". O końcu polskiej zaściankowości religijnej rozmawiamy z prof. Janusza Majcherkiem, filozofem, socjologiem i publicystą.
Prof. Janusz Majcherek: Zmieniło się wiele, zwłaszcza od czasów śmierci Jana Pawła II, kiedy mieliśmy ostatni raz do czynienia ze zbiorową solidarnością motywowaną wiarą i wspólnotą religijną. Ale już wtedy pojawiały się pewne symptomy zmian. Niektórzy zakładali wówczas koszulki z napisem "Nie płakałem po papieżu". Przez wielu było to uznane nie tylko za zbyt ekscentryczne, ale również zbyt prowokacyjne. Myślę, że taka forma odcięcia od kultury żałobnej była jednak zbyt prowokacyjna.
Faktem jest jednak, że rodzaj wspólnoty religijnej w ciągu ostatnich lat zanikał. Obserwujemy w Polsce słabnącą tendencję religijności i wzrost tendencji niereligijności. Zaczynając od apostazji, która stała się właściwie zjawiskiem publicznym, powstały już nawet na jej temat opracowania naukowe, kończąc na publicznych coming outach różnych celebrytów. Jest większe przyzwolenie społeczne, tolerancja dla osób, które jak mówił Aleksander Kwaśniewski, "nie czują łaski wiary". Oczywiście nadal tendencje laicyzacji traktowane są przez Kościół i fundamentalnych publicystów bardzo stanowczo. Spotykają się z ostrą reakcją.
Niektóre środowiska fundamentalne, o których pan wspomniał bardzo stanowczo skrytykowały wywiad "Tygodnika Powszechnego" z Marią Peszek. W końcu katolicki ksiądz nie powinien rozmawiać z zadeklarowaną ateistką.
Niektórzy uważają, że wspólnota, polskość może opierać się tylko na religii i wierze. To pogląd nie tylko błędny, co szkodliwy. Rosnąca grupa areligijna nie może być przecież wykluczana. Nie można też wzmagać rygoryzmu, kiedy słabnie religijność, a coraz mniej osób trzyma się Kościoła. Z jednej strony mamy rosnąc tolerancję i akceptację dla osób, które otwarcie mówią o swoim ateizmie, odcinają się od Kościoła, a z drugiej niepokój i histerię środowisk fundamentalnych. Mam nadzieję, że jednak normalne reakcje i zdroworozsądkowe podejście zwycięży nad piętnowanie i ostracyzmem społecznym. Mam nadzieję, że staniemy się normalnym europejskim krajem, w którym religijność nie jest wyznacznikiem wartości człowieka i jego miejsca w społeczeństwie.
Maria Peszek uważa, że dla ludzi "świat księży jest egzotyczny" i to jeden z powodów, dla których jej rówieśnicy od Kościoła się odsuwają.
Absolutnie tak. Ta struktura jest egzotyczna w porównaniu z innymi instytucjami publicznymi. Tam stawia się na jawność finansów, demokratyczność struktur, przejrzystość hierarchii. Kościół jest radykalnie odmienny. Ma nieformalne reguły finansowania, które nie są ani jawne, ani przejrzyste, zarządzanie nie jest demokratyczne, a to budzi niechęć wielu osób. To, że zaczynają o tym mówić, pokazuje, że stajemy się społeczeństwem otwartym, bardziej świadomym.
Ta struktura jeszcze kilka lat temu się jednak sprawdzała. Ludzie chcieli być w Kościele i chcieli tworzyć wspólnotę religijną. Nie bez powodu utożsamiano Polskę z katolicyzmem.
Silna więź Polski z katolicyzmem miała związek z papieżem Polakiem. Przez kilkadziesiąt lat spajało to katolików w sposób niezwykły i niespotykany. Antyklerykalizm nie wziął się jedynie z komunizmu. Istnieją tradycje antyklerykalizmu ludowego, gdzie bardzo wyraźny jest "ludowy" dystans, a nawet niechęć do księży proboszczów. Są w Polsce regiony, mówiąc językiem kościelnym – diecezje, gdzie ludzie w ogóle odmawiają udziału w życiu Kościoła i od wielu dekad zachowują ten dystans.
Dlaczego Kościół tak boi się publicznych świadectw ateistów? Przecież Peszek podkreśla, że jest daleka od postaw antyklerykalnych.
Kościół instytucjonalny patrzy na nie przede wszystkim z niechęcią. Przykład Marii Peszek jest ciekawy, bo ona wyraźnie podkreśla, że jest też daleka od zinstytucjonalizowanego ateizmu, nie chce przynależeć do żadnej grupy. To kwestia jej własnej osobowości. Jako artystka jest o wiele bardziej wielowymiarowa. Nie chce, żeby zrobiono z niej czołową ateistkę w kraju, twarz ateizmu w Polsce, bo to by zubożyło jej wartość artystyczną.
Środowisko "Tygodnika Powszechnego" twierdzi, że jej płyta to most między Kościołem, a ateistami.
Maria Peszek jest ciekawą osobą do dialogu, bo jej ateizm nie wynika z przynależności do jakieś grupy czy z chęci promocji. Jej ateizm jest szczery, wolny od ambicjonalnych zamierzeń. Jest tak autentyczny, że daje możliwość dialogu. Inaczej jest np. w przypadku członków Ruchu Palikota. Ich wyznania ateizmu budzą podejrzenia co do autentyczności, bo przecież sam lider partii nie był wcześniej tak radykalny. Chodzi jednak przede wszystkim o to, że politycy biorą udział w dyskusji publicznej, a ich ateizm staje się argumentem politycznym. W przypadku Peszek jest inaczej. Ona poprzez swój ateizm wyraża również ból i cierpienie, rozterki duchowe.
W Polsce zakłada się przeważnie, że ateizm to pójście na łatwiznę.
Mówi się nawet, że ateizm jest wyborem łatwości intelektualnej – bo bez Boga będzie łatwiej. To tak nie jest. Ateiści mają rozterki duchowe. Dla wielu to ma głębszy wymiar. W ostatnich latach powstało wiele książek ateistów-intelektualistów, jest coraz więcej debat światopoglądowych. To ważne. Dlatego też Maria Peszek tym bardziej zasługuje na uwagę.