Badanie DNA ma wykazać tożsamość handlarza respiratorami. Wyniki śledztwa w sprawie śmierci są już w Polsce. Ma zbadać je polska prokuratura. Takie informacje przekazała "Rzeczpospolita".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Andrzej Izdebski to biznesmen, który wiosną 2020 roku w szczycie epidemii koronawirusa miał sprowadzić respiratory dla Ministerstwa Zdrowia. Dostał na nie 154 mln zł zaliczki, jednak nie wywiązał się z umowy.
Uciekł do albańskiej Tirany i tam miał umrzeć w czerwcu 2022 roku. Ciało zostało sprowadzone do Polski i szybko skremowane. Ciała przed kremacją nikt jednak nie identyfikował. Polscy śledczy wystąpili do prokuratury w Albanii o akta sprawy.
– Na ciele nie stwierdzono obrażeń ani śladów przemocy. Z opinii biegłych wynika, że przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa spowodowana zawałem mięśnia sercowego. Badanie toksykologiczne nie wykazało w organizmie trujących substancji – tłumaczy w odpowiedzi na pytania "Rzeczpospolitej" Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Krajowej.
– Pobrany w trakcie sekcji zwłok materiał biologiczny, mający umożliwić wykonanie w Polsce ekspertyzy DNA, zostanie przekazany stronie polskiej, o czym postanowił sąd w Tiranie – dodał prokurator Łukasz Łapczyński.
Badanie ma być kluczowe dla potwierdzenia tożsamości zmarłego. Tkanki do testu DNA według dokumentów z Albanii pobrano z organów wewnętrznych, co ma wskazywać, że postąpiono w zgodzie z zasadami.
Z materiałów, do których dotarł dziennik, wynika też, że wykonano sekcję zwłok Izdebskiego, w ramach której "przeprowadzono badania histopatologiczne i toksykologiczne".
Śmierć handlarza respiratorami
Jak informowaliśmy wcześniej w naTemat, kontrowersyjny handlarz respiratorami Andrzej Izdebski nie figurował w najważniejszej bazie osób poszukiwanych na terenie całej strefy Schengen przez aż osiem dni. To właśnie w tym czasie przedsiębiorca miał umrzeć w Albanii na atak serca.
W rozmowie z "Rzeczpospolitą" na obowiązujące procedury uwagę zwrócił anonimowy były oficer policji. Zgodnie z przepisami po śmierci cudzoziemca należy obowiązkowo sprawdzić, czy jego nazwisko nie figuruje w międzynarodowych bazach.
– Gdyby figurował w takich bazach, to albańskie służby musiałyby zawiadomić stronę polską – tłumaczył "Rzeczpospolitej". Zawiadomieni zostali jedynie bliscy zmarłego. Od razu zorganizowali pochówek w jego rodzinnych stronach.
Wpisanie Izdebskiego na listę było niemożliwe, bowiem procedurę miała zablokować Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Powód? Sami mieli objąć go monitorowaniem. W rozmowie z dziennikiem koordynator służb specjalnych zapewnił jednak, że wpis ABW został wykreślony jeszcze za życia Izdebskiego.
Co ciekawe, z relacji dziennika wynika, że polskie służby wciąż nie potwierdziły, czy w grobie faktycznie leży Andrzej Izdebski. Ustalenia dotyczące opublikowania wpisu w bazie SIS II dopiero po śmierci przedsiębiorcy potwierdziła zaś Prokuratura Krajowa.