Wasilij Archipow to człowiek, o którym rosyjska historia milczy, a szkoda, bo to mężczyzna, który w 1962 roku zapobiegł nuklearnej katastrofie. Dziś, 60 lat po tym, jak jego czyny ocaliły świat, przypominamy jego historię.
Reklama.
Reklama.
Powstrzymać nuklearne szaleństwo
27 października 1962 roku Wasilij Archipow znajdował się na pokładzie łodzi podwodnej B-59, którą radzieckie władze skierowały na wody w pobliżu Kuby, by zabezpieczać płynące tam statki handlowe. Jak się okazało, na ich pokładzie znajdowała się broń.
Zaledwie kilka dni wcześniej prezydent John F. Kennedy podał do wiadomości publicznej, że CIA dysponuje dowodami na budowę radzieckich obiektów rakietowych na Kubie będącej podczas Zimnej Wojny jednym z najwierniejszych sojuszników ZSRR.
Prezydent Stanów Zjednoczonych nie chciał dopuścić do budowy obiektów wojskowych na terenie Kuby i zlecił "neutralizację czerwonych statków". Chciał, by je "zatopiono lub przeszukano". Jednym z nich był B-59.
Tego dnia rosyjski okręt podwodny został otoczony przez 11 amerykańskich niszczycieli i lotniskowiec USS Randolph, z którego zrzucano bomby. Celem Amerykanów było "wypłoszenie" rosyjskich żołnierzy z morskich głębin.
Podczas zasadzki w B-59 popsuła się klimatyzacja. Wewnątrz panowały piekielne upały. Załoga bała się śmierci.
Nikt nie wiedział, jak wygląda sytuacja na lądzie. Łódź znajdowała się zbyt głęboko, by nawiązać łączność. Obawiano się wybuchu III wojny światowej.
Amerykanie nie wiedzieli, że na pokładzie okrętu znajduje się nuklearna torpeda o mocy dziesięciu kiloton. Rosyjscy dowódcy mogli odpalić ją bez zgody Moskwy. I tak by się stało, gdyby nie jeden człowiek.
Kiedy kapitan Walentin Sawicki wykrzyczał, że "zginiemy, ale przynajmniej zatopimy je wszystkie", Wasilij Archipow wyraził swój sprzeciw, a ponieważ do wystrzelenia rakiety potrzebna była zgoda wszystkich trzech starszych oficerów, bomby atomowej nie użyto.
Cichy bohater Zimnej Wojny
Wasilij Aleksandrowicz Archipow urodził się 30 stycznia 1926 roku. Pochodził z chłopskiej rodziny, mieszkał na ubogich obrzeżach Moskwy. Jedyną możliwością poprawy statusu było dla niego wstąpienie do wojska.
Archipow karierę wojskową rozpoczął w Wyższej Szkole Morskiej, następnie służył podczas wojny radziecko-japońskiej w 1945 roku, gdzie rozbrajał i rozkładał miny na pokładzie rosyjskiego trałowca.
Po wojnie zapisał się do Kaspijskiej Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej, którą ukończył w 1947 roku. Następnie rozpoczął służbę na pokładach okrętów podwodnych Floty Czarnomorskiej, Północnej i Bałtyckiej.
W 1961 roku Archipow został awansowany na dowódcę nowoczesnego okrętu podwodnego K-19. Od innych łodzi podwodnych odróżniało ją to, że była uzbrojona w broń jądrową, która w jednej sekundzie mogła zabić dziesiątki tysięcy osób.
Podczas manewrów szkoleniowych u wybrzeży Grenlandii system chłodzenia reaktora K-19 zaczął przeciekać, a połączenia radiowe z dowództwem w Moskwie uległy awarii. Dalszy wzrost temperatury groził katastrofą nuklearną, a załoga nie mogła wezwać pomocy.
Załodze udało się naprawić niedziałający system chłodzenia i uratować okręt przed wybuchem, ale zarówno marynarze, jak i dowódcy, zostali silnie napromieniowani. W ciągu dwóch lat na skutek choroby popromiennej zmarła większość załogi.
Okręt K-19 po latach otrzymał przydomek "Hiroszima".
Archipow zmarł w 1998 roku na raka nerki, co uważano za następstwo narażenia na promieniowanie.
Wielki, ale skromny
Gdyby Archipow nie zaprotestował, a rosyjska bomba jądrowa uderzyła w amerykańskie statki, losy świata z pewnością wyglądałyby zupełnie inaczej. Możliwe, że rosyjski atak rozpocząłby wojnę nuklearną, której koniec okazałby się zagładą ludzkości.
— Lekcja z tego jest taka, że facet o imieniu Wasilij Archipow uratował świat — mówił Thomas Blanton, dyrektor National Security Archive w Waszyngtonie. Wypowiedź opublikowano w jednym z numerów dziennika Boston Globe w 2002 roku.
— Mój ojciec zawsze myślał, że zrobił to, co musiał i nigdy nie uważał swoich działań za bohaterstwo — uważa jego córka Elena Andriukowa. Kobieta przypomina też, że świat stale stoi na krawędzi katastrofy nuklearnej i musimy robić wszystko, by jej zapobiec.
Jestem lingwistką, zoopsychologiem, behawiorystką i trenerką psów. Na łamach portalu naTemat doradzam, jak mądrze wychowywać czworonogi i bronię praw zwierząt. Poruszam też inne tematy, które są dla mnie ważne.