Śmierć Izy z Pszczyny w 2021 roku wstrząsnęła całą Polską. Kobieta, która była w 22. tygodniu uszkodzonej ciąży, nie uzyskała w szpitalu niezbędnej pomocy medycznej i zmarła na sepsę. W wywiadzie dla naTemat szwagierka Izy mówi, dlaczego opowiedziała jej historię w Parlamencie Europejskim i czego oczekuje od polskich polityków, którzy przyczynili się do de facto totalnego zakazu przerywania ciąży.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Anna Dryjańska: Co chciałaby pani powiedzieć politykom, którzy poparli zakaz aborcji embriopatologicznej?
Barbara Skrobol: Niech przyjdą się z nami spotkać i spojrzą w oczy córeczce Izy. Niech powiedzą Mai, że prawo, które wprowadzili dla polskich kobiet, jest dobre. Może oni jej wyjaśnią, dlaczego już nie ma mamy.
Jestem wzruszona reakcją europosłów z innych krajów, ich empatią. Liczę na to, że pomogą ochronić Polki przed okrutnymi przepisami.
Pamięta pani swoje ostatnie spotkanie z Izą?
To była niedziela. Usiadłyśmy razem do rodzinnego obiadu. Spotykałyśmy się praktycznie co tydzień. Byłyśmy ze sobą bardzo blisko. Iza poprosiła, bym towarzyszyła jej podczas porodu.
Iza z mężem starali się o tę ciążę trzy lata. Bardzo się cieszyła, gdy wreszcie się udało. Nie chciała, by Maja była jedynaczką...
Spodziewaliście się państwo problemów?
Gdy Iza trafiła do szpitala, było to dla nas zaskoczeniem. Natomiast w najgorszych snach nie przypuszczaliśmy, że Iza tego nie przeżyje. Nie minęły nawet 24 godziny od momentu, gdy została przyjęta na oddział...
SMS-y, które Iza słała wam ze szpitala, zna cała Polska. Iza obwiniała Jarosława Kaczyńskiego i Andrzeja Dudę za zakaz aborcji, pisała, że to przez to lekarze zwlekają z udzieleniem jej pomocy. Są jednak internauci, którzy uważają, że to wy jako rodzina zawaliliście – trzeba było zabrać Izę ze szpitala i ratować jej życie w inny sposób.
Jak?! Nie mogliśmy być z Izą w szpitalu ze względu na COVID-19 i obostrzenia z nim związane.
Inaczej czyta się te wiadomości po jej śmierci, a inaczej za życia. Przecież my nie wiedzieliśmy, że Iza dostała wysokiej gorączki, że wymiotuje pomiędzy łóżkami, że jej stan się pogorszył.
Teraz już wiem, że już wtedy nie była w stanie do nas pisać. W pewnym momencie kontakt się urwał – myśleliśmy, że może właśnie Iza ma zabieg albo zasnęła. Dlatego takim szokiem był dla nas telefon następnego dnia rano, że Iza nie żyje.
Wcześniej nie było żadnego sygnału ze szpitala, że stan Izy się pogarsza. Gdybyśmy wiedzieli... Do głowy by nam nie przyszło, że zostanie narażona na utratę życia. Gdzie Iza miała czuć się bezpiecznie, jak nie w szpitalu? Ona była tam jak w pułapce.
Słyszę, że teraz kobiety w takiej sytuacji jak Iza mogą dzwonić do pogotowia Federy.
To bardzo dobra inicjatywa, cieszę się, że coś takiego powstało, ale przecież to
absurd, że w ogóle jest potrzebne.
Po śmierci Izy władza zaoferowała państwu pomoc psychologiczną. Jak to wyglądało?
Ta oferta pojawiła się dopiero w momencie, gdy sprawa stała się medialna. Dostaliśmy mejla od Ministerstwa Sprawiedliwości. Powiedzieli, że możemy skorzystać z pomocy psychologicznej w ramach funduszu dla ofiar przestępstw...
Tak. I to jest zresztą kolejny absurd, że władza najpierw wprowadza złe prawo, a potem chce pomagać jego ofiarom. W każdym razie mąż Izy, brat, córka i mama mieli mieć możliwość skorzystać z pomocy psychologa.
Skorzystali?
Najpierw trudno było uzyskać jakiekolwiek konkrety. Placówka, która miała pomóc, długo się nie odzywała. Potem był problem z terminem – przekładali i przekładali, bo czekali na środki. Ostatecznie z jednostkowej pomocy skorzystał brat, mama była raz, mąż Izy z Mają też raz.
Dlaczego nie poszli na terapię?
Bo wszystko się skomplikowało. Najpierw okazało się, że nie ma terapeutów, a potem, że wizyty mają się odbywać w innym mieście. Mąż i brat nie byli w stanie dojeżdżać. Dodatkowo mama Izy miała inne kłopoty zdrowotne, więc też nie mogła podróżować w tę i z powrotem.
I tak to wszystko się rozmyło. W końcu okazało się, że zamiast pomocy dostaliśmy od państwa wydmuszkę.
Jak śmierć Izy wpłynęła na pani rodzinę?
My się z tym nigdy nie pogodzimy. Tej śmierci można było przecież uniknąć, była kompletnie niepotrzebna.
Po wyroku Trybunału chodziłyśmy z Izą na Strajk Kobiet, protestowałyśmy. W życiu bym jednak nie pomyślała, że nowe prawo uderzy właśnie w naszą rodzinę.
Mąż i brat Izy do dziś nie są w stanie mówić o tym, co nas spotkało. Dlatego to ja reprezentowałam rodzinę na wysłuchaniu w Brukseli, choć też jestem emocjonalnie zdruzgotana śmiercią Izabeli.
Podczas pani wystąpienia w PE pojawił się głos sprzeciwu. Hiszpańska europosłanka stwierdziła, że to przykra sytuacja, ale wyrok Trybunału nie ma nic do rzeczy, skoro w Polsce legalne jest ratowanie życia lub zdrowia osoby w ciąży.
Gdyby nadal obowiązywała przesłanka z ciężkiej wady płodu, to lekarze nie czekaliby z ratowaniem Izy. Iza miała wyniki badań, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko może mieć wady letalne. A tak w szpitalu zastanawiali się, czy jej życie jest wystarczająco zagrożone, by nikt ich nie ścigał za aborcję. Sepsa nie czekała.
Są internauci, którzy zarzucają pani rodzinie, że próbujecie się wylansować lub wręcz zarobić na śmierci Izy. Chce im pani odpowiedzieć?
Zawsze znajdą się osoby, które będą nas krytykować. Życia Izy nie da się przełożyć na pieniądze. To była 30-letnia dziewczyna, która miała przed sobą całe życie, miała swoje plany i marzenia.
Oddalibyśmy wszystko, by nadal mogła być z nami. Musimy działać, by uzyskać sprawiedliwość dla Izy. Po tym, jak nagłośniliśmy sprawę, do mediów zgłosili się bliscy kobiet, które spotkała podobna tragedia. Teraz walczą o swoją sprawiedliwość. I dobrze.
Musimy o tym mówić, by kolejne kobiety nie traciły życia, by już nie było niepotrzebnych śmierci.