Justyna Socha, która w atmosferze skandalu niedawno opuściła stowarzyszenie antyszczepionkowców, rusza na nową krucjatę: chce walczyć z przeszczepami. Jedni się śmieją, inni uważają, że nie należy się tym zajmować. Obie strategie są błędne, a tu nie ma miejsca na błędy. To kwestia życia i śmierci.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Przychodzi Justyna Socha do lekarza. A lekarz do niej: wyp***dalaj!" – żartuje jeden z użytkowników Twittera. "Trzeba ją ignorować" – radzi inna internautka. Są też pojedyncze głosy oburzenia.
Niestety to wszystko za mało. Justyna Socha, była kandydatka do Sejmu z listy Kukiz’15 i asystentka społeczna posła Konfederacji Grzegorza Brauna, mimo drwin i krytyki szkodzi dalej. Za pośrednictwem strony na Facebooku namawia prawie 100 tys. swoich fanów, by sprzeciwili się pobraniu swoich narządów po śmierci. To jeszcze nie koniec. Socha chce zmienić prawo, by domyślny był sprzeciw zmarłego wobec poboru narządów.
Zgodnie z obowiązującym stanem prawnym każda i każdy z nas jest potencjalnym dawcą organów. Potencjalnym, bo – mówiąc w telegraficznym skrócie – nie wszyscy zmarli mają narządy nadające się do transplantacji, choćby z powodu różnych chorób. Gdy organy spełniają odpowiednie kryteria, zmarły może uratować życie nawet kilku osób.
Jednak nie w świecie Justyny "wesprzyj mnie" Sochy. W nim wszystko jest postawione na głowie – jak w "Roku 1984" Orwella. W normalnym świecie transplantacja ratuje życie ciężko chorych ludzi. W świecie Sochy to morderstwo – działaczka sugeruje, że lekarze zabijają jednych pacjentów po to, by leczyć innych.
"Ten dokument ratuje życie!" – pisze na Facebooku Socha, gdy zachęca swoich zwolenników do zgłaszania się do Centralnego Rejestru Sprzeciwów. Wszystko po to, by ich narządy poszły z nimi do piachu albo do krematorium. Chorzy z niewydolnością serca, wątroby, nerek? Najwyżej będą czekać do śmierci. A wszystko dlatego, że grupa ludzi uwierzy w kłamstwa byłej agentki ubezpieczeniowej (która ma na koncie wyrok za pomówienie lekarza).
Zabójcza kampania Sochy dopiero kiełkuje, ale nie można jej zbywać machnięciem ręki. Nie skończy się na gadaniu. To osoba, która kilka lat temu z błogosławieństwem posłów PiS wprowadziła do Sejmu projekt o zniesieniu obowiązkowych szczepień ochronnych dla dzieci, a potem urządzała nagonki na medyków podczas epidemii COVID-19.
Teraz, gdy byli współpracownicy oskarżają Sochę o wyprowadzenie pół miliona złotych ze stowarzyszenia STOP NOP, ta szuka na siebie nowego pomysłu, a zwłaszcza nowych źródeł dochodu. Niestety zapewne znajdzie naiwnych, którzy uwierzą, że lekarze to krwiożercze bestie, które chcą ich zamordować. Oni już jej klaszczą i obiecują przelewy.
Jednak nadal można dać odpór tym kłamstwom, zanim antynaukowa kula śnieżna nabierze rozpędu. Właśnie teraz jest moment – i nie mogę tego podkreślić wystarczająco mocno – by ruszyć z kontrkampanią społeczną: za transplantacją, w tym za utrzymaniem obecnej domyślnej zgody zmarłego na pobór narządów.
Oczywiście każdy nadal powinien mieć prawo wyrazić sprzeciw – tak jak teraz. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że w razie konieczności przeszczepu Justyna Socha i jej wyznawcy będą trafiać na siebie nawzajem.