logo
"Nie mogłaby kandydować do Sejmu". To gwóźdź do trumny dla Beaty Szydło? Fot. Marek Lasyk / Reporter / East News
Reklama.
  • "Beata Szydło zastąpi Mateusza Morawieckiego?", "Szydło chce przejąć schedę po Dudzie?", "Chce objąć stery na prawicy" – piszą co jakiś czas media od lewa do prawa
  • Jedno jest pewne – Szydło wciąż ma ogromny polityczny potencjał i niemałe ambicje. Raczej nie wybiera się na polityczną emeryturę
  • Polityczka może jednak nie uciec przed odpowiedzialnością za nieopublikowanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego w 2015 roku
  • – Jeżeli zostałaby skazana prawomocnym wyrokiem, nawet nie mogłaby kandydować do Sejmu – tłumaczy dla naTemat mec. Jacek Dubois
  • Beata Szydło na prezydenta? Przeszłość może pokrzyżować jej plany

    W ostatnich dniach media rozpaliły doniesienia Onetu, według których Beata Szydło planuje zawalczyć o schedę po Andrzeju Dudzie. Mogłoby się zdawać, że wiceszefowa to kandydatura niemal idealna. Jarosławowi Kaczyńskiemu brakuje bowiem polityków w Prawie i Sprawiedliwości o podobnym potencjale.

    – Politykom opozycji bardzo trudno byłoby "na teraz" znaleźć mocne argumenty, które by w nią uderzyły. Oczywiście, razem z Beatą Kempą nie opublikowały wyroku Trybunału Konstytucyjnego, ale Polacy mają krótką pamięć – powiedział w rozmowie z naTemat ekspert ds. marketingu politycznego dr Mirosław Oczkoś.

    Odświeżmy więc naszą pamięć. 3 grudnia w 2015 roku Beata Szydło dała impuls dla powstania licznych inicjatyw obywatelskich, które zorganizowały masę protestów przeciw Prawu i Sprawiedliwości.

    Ówczesna premierka wstrzymała publikacje wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Wyrok dotyczył ustawy z 2015 roku o tejże instytucji. To była pierwsza tego typu sytuacja w historii III RP.

    Dlaczego ta informacja jest tak ważna? – Jeżeli Beata Szydło zostałaby skazana za umyślne popełnienie przestępstwa, nawet nie mogłaby kandydować do Sejmu. Przepis o niekaralności mówi też m.in. o funkcji prezydenta i premiera – potwierdza naTemat mec. Jacek Dubois.

    Beata Szydło pod Trybunał Stanu? Mecenas wyjaśnia, co może czekać polityczkę PiS

    – Opublikowanie tego wyroku było obowiązkiem wynikającym z racji urzędu. Niewypełnianie obowiązku przez osobę pełniącą funkcję publiczną jest przestępstwem. O tym mówi artykuł 231 Kodeksu karnego – mówi naTemat mec. Jacek Dubois.

    Prawnik zauważa jednak, że ważnym elementem jest kwestia przedawnienia przestępstwa. – Jeśli to było tylko i wyłącznie niedopełnienie obowiązku, to przedawnia się to po pięciu latach – dodaje.

    – Jeśli jednak obowiązku nie dopełniono w celu uzyskania korzyści osobistej, korzyści w postaci – przykładowo – zajmowania dalej fotelu premiera, to mamy inną kwalifikację i inne przedawnienie – wyjaśnia. To więc stwarza furtkę do pociągnięcia do odpowiedzialności karnej.

    Kwestia orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego to jedno. Art. 231 może objąć inne sfery i dziedziny prac rządu kierowanego przez byłą premier.

    O sądzeniu polityków Prawa i Sprawiedliwości słyszymy nie od dziś. Mówią o tym i społecznicy i liderzy opozycji. Tu pojawia się jednak pytanie: mówimy o wniosku do Trybunału Stanu czy o tradycyjnym skierowaniu sprawy do prokuratury?

    – Są sytuacje, kiedy można skorzystać z dwutorowej ścieżki. Trybunał Stanu jest formą wyciągania odpowiedzialności dla osób sprawujących funkcje publiczne. W tym przypadku głosuje Sejm. Ale jeśli Sejm nie będzie chciał tego zrobić, to przy tym czynie zabronionym, niezależnie od Trybunału, zarzuty może stawiać prokuratura – tłumaczy mec. Dubois.

    Co to oznacza? – Te dwa tryby mogą być uruchomione niezależnie. Dopiero po dojściu do wspólnych wniosków, jedna ze spraw może zostać zawieszona, by nie doprowadzić do sporu kompetencyjnego.

    Rząd Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego zostaną rozliczone?

    Jak na tę kwestię dziś zapatrują się politycy opozycji? Wiceprzewodnicząca Koalicji Obywatelskiej Katarzyna Lubnauer mówi dla naTemat wprost: – Tego oczekują wyborcy. Mają dość bezkarności władzy.

    – Ludzie odpowiedzialni za marnowanie publicznych pieniędzy, jak w przypadku bloku elektrowni w Ostrołęce, kar od TSUE, Izby Dyscyplinarnej, Turowa, czy respiratorów, gdzie nie wiadomo nawet, czy faktycznie skremowana została osoba stojąca za sprzedażą tego sprzętu, powinni zostać rozliczeni – wymienia.

    Posłanka podkreśla jednak, że Koalicja Obywatelska nie ma zamiaru naśladować Zbigniewa Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego. – Nie będziemy robić tego ręcznie. Skończy się parasol bezkarności, który rozpościera Ziobro i zajmie się tym niezależna prokuratura. Prokuraturze i niezależnym sądom trzeba dać wolną rękę w sprawie ścigania prawdziwych przestępstw – wskazuje.

    – Nie chcemy pozaustrojowych rozwiązań, po które sięga Prawo i Sprawiedliwość. Chcemy, by słowom prawo i sprawiedliwości przywrócić pierwotne znaczenie. Skończy się ta władza, skończy – podsumowuje.

    Na identyczną kwestię zwraca uwagę Hanna Gill-Piątek. – Każdy dzień rządów Prawa i Sprawiedliwości musi być rozliczony. Rozliczyć trzeba wszystko, każdy nepotyzm, przypadek korupcji – mówi szefowa koła poselskiego Polski 2050.

    – Tego nie mogą robić politycy w ramach zemsty. To muszą robić niezależne sądy i Trybunał Stanu – podkreśla.

    "Rozwiązaniem na tego typu problemy zawsze był Andrzej Duda"

    Zakładając, że – Beata Szydło zostanie skazana za niedopełnienie obowiązków lub inne przestępstwo – zainterweniować będzie mógł Andrzej Duda. W takim wariancie byłaby to ostatnia deska ratunku dla byłej premier.

    – Rozwiązaniem na tego typu problemy zawsze był Andrzej Duda. W przypadku prawomocnego skazania tylko on może ułaskawić. Swoją drogą, ułaskawienie Kamińskiego przed uprawomocnieniem się wyroku, było przekroczeniem uprawnień – podsumowuje mec. Dubois.

    Jaka więc przyszłość czeka Beatę Szydło i członków PiS, którzy mogli dopuścić się naruszeń? Wszystko wskazuje na to, że decyzja ta nie będzie leżała w gestii polityków, a urzędnika i litery prawa.