Nie milkną echa eksplozji, do której doszło w Komendzie Głównej Policji. I choć sprawę wyjaśnia prokuratura, to zdaniem Jerzego Dziewulskiego, gen. Szymczyk powinien stracić stanowisko. – W mojej ocenie PiS broni go w tej chwili, nie zdając sobie sprawy, że im szybciej go zwolni, tym pewniej uniknie kompromitacji całej formacji policyjnej – mówi były antyterrorysta.
Reklama.
Reklama.
Do eksplozji w Komendzie Głównej Policji doszło w środę 14 grudnia. Granatnik, który eksplodował, miał być "prezentem", który otrzymał podczas wizyty w Ukrainiegenerał Jerzy Szymczyk. Jak podkreślił komendant główny policji,strona ukraińska zapewniła go, iż nie zawiera on materiałów wybuchowych i jest "złomem".
Jerzy Dziewulski pytany przez nas o to, jak mogło dojść do takiego "przeoczenia", wyjaśnia: – Granatnik tego typu ma zewnętrzne oznaczenia, cechy bojowości. Powtarzam – zewnętrzne, czyli takie, które wskazują, że to nie jest jakaś tuba grająca, tylko że jest to środek walki.
W rozmowie z "Rzeczpospolitą" szef policji zaznaczył, że tuba zużytego granatnika miała zasłonięte końcówki, dlatego nie było możliwe rozpoznanie, czy była to uzbrojona broń. Komendant przekazał, że nie widzi na dziś powodu, aby złożyć wniosek o dymisję.
– Choć życie nauczyło mnie, by opierać się na faktach i dowodach, to w tej sprawie mam duże wątpliwości, czy była to czyjaś pomyłka – zaznaczył generał.
Co się wydarzyło?
W tej sprawie jest coraz więcej pytań, ale brakuje na nie odpowiedzi. Przypomnijmy, że w pierwszych komunikatach przekazywano, że w jednym z pomieszczeń zawaliła się część sufitu.
– Do uszkodzenia stropu doszło w pomieszczeniu służby ochronnej. Jest to pomieszczenie niejawne, w którym znajdują się urządzenia związane z zapewnieniem ochrony obiektów KGP – przekazał Onetowi insp. Mariusz Ciarka, rzecznik KGP.
Dopiero prawie po 24 godz. głos w sprawie zabrało MSWiA: "Eksplodował jeden z prezentów, które Komendant otrzymał podczas swojej roboczej wizyty na Ukrainie w dn. 11-12 grudnia br., gdzie spotkał się z kierownictwami ukraińskiej Policji i Służby ds. sytuacji nadzwyczajnych. Prezent był podarunkiem od jednego z szefów ukraińskich służb" – poinformowano.
– Tak naprawdę odpowiedzieć na pytanie, co się stało, może tylko ta grupa ludzi, która była w tamtym miejscu z komendantem. Wszystko to, co słyszymy, to plotki, albo informacje przekazywanie wyłącznie przez tę stronę, która jest zainteresowana ich udzielaniem – mam oczywiście na myśli o komendanta – mówi Jerzy Dziewulski.
Zdaniem naszego rozmówcy tłumaczenia komendanta w ogóle nie zmieniają jego pozycji i nie usprawiedliwiają go.
– Tłumaczenie, że nie wiedział, jest tłumaczeniem niezwykle prymitywnym. Sprawa jest dość prosta. Powiem brutalnie, policjant, który ufa, nie ma czego szukać w tej robocie. Czy w taki sposób, nie ufając nikomu, można żyć? Niestety trzeba. To była jedna z podstawowych zasad, która obowiązywała wielu policjantów – podkreśla były antyterrorysta.
– Można założyć taką tezę, że ktoś mu to zrobił specjalnie, złośliwie. Ona nie trzyma się kupy, ale może być jedną z tez. Tylko otwarcie powiem, że to zdecydowanie burzy relację między Polską a Ukrainą. Kremlowi taka wersja odpowiada – dodaje Jerzy Dziewulski.
MSWiA szuka następcy?
Rozmówca naTemat odniósł się także do pojawiających się w mediach informacji o zmianie na stanowisku komendanta głównego policji. Zdaniem Dziewulskiego to "typowe plotki środowiska policyjnego, a informatorzy to często plotkarze", dlatego lepiej do takich wiadomości podchodzić z dystansem.
– Ja go [gen. Szymczyka, przyp. red.] wzywałem w Polsacie publicznie do tego, żeby złożył wniosek o dymisję. Teraz będą go rozgrywać dalej i to w sposób, który niszczy całą formację. Stracił zdolność kierowania tą formacją i zdolność wydawania poleceń. Z prostej przyczyny informacje, które krążą w sieci, także za granicą – widziałem memy koreańskie – uniemożliwiają mu pełnienie swoich obowiązków – zaznacza Jerzy Dziewulski.
– Nie ma właściwiej pozycji, takiej, która jest niezbędna do kierowania ponad stutysięczną formacją. Ta właściwa pozycja to pozycja człowieka, który wydaje polecenia, wie, co mówi, ma określone doświadczenie i nie został narażony na śmieszność. A niestety pan komendant został narażony na śmieszność przez własne działanie. Utracił wiarygodność, dlatego nie ma odwrotu od odwołania tego człowieka. Jeżeli go nie odwołają, zniszczą formację i jego też zniszczą – dodaje były antyterrorysta.