Rozbity radiowóz
Rozbity radiowóz. Zdjęcie ilustracyjne Fot. PAWEL SKRABA/AGENCJA SE/East News

Na jaw wychodzą nowe informacje dotyczące wypadku radiowozu w Dawidach Bankowych pod Warszawą. Jedna z nastolatek, które znajdowały się w pojeździe, opowiedziała o tym, jak wyglądało przesłuchanie w tej sprawie.

REKLAMA
  • 17-latka poszkodowana w wypadku radiowozu w Dawidach Bankowych pod Warszawą udzieliła wywiadu dotyczącego sprawy
  • Dziewczyna opowiedziała m.in. o przesłuchaniu, w którym uczestniczyła
  • Dwaj policjanci są na zwolnieniu lekarskim, ale młodszy z nich, w przeciwieństwie do dowódcy patrolu, nie został zawieszony
  • Rozbity radiowóz pod Warszawą. 17-latka o przesłuchaniu

    17-latka, która wraz ze swoją 19-letnią koleżanką przebywała w radiowozie, który rozbił się w Dawidach Bankowych pod Warszawą, udzieliła wywiadu "Gazecie Wyborczej". Opowiedziała m.in. o przesłuchaniu, które trwało cztery godziny.

    – Wcześniej policjanci chcieli mnie przesłuchiwać, ale nie byłam w stanie rozmawiać podczas mojego pobytu w szpitalu. Próbowali się do mnie dobijać, co było wręcz bezczelne. Już na drugi dzień po wypadku dzwonili do mnie, nawet nie do mojej mamy, pomimo tego, że byłam w szpitalu – relacjonuje.

    Dziewczyna podkreśliła, że wciąż odczuwa skutki wypadku. – Słabo zniosłam narkozę i rekonwalescencję. To była męka. Przez tych kilka dni okropnie się męczyłam. Wciąż odczuwam skutki wypadku, w rozmowie gubię wątek, nie potrafię się skupić i trudno mi się rozmawia. Bolą mnie nos i głowa, ale jest lepiej, niż było – mówi. Nastolatka znajduje się pod opieką psychologów.

    Wypadek radiowozu w Dawidach Bankowych. Policjanci na L4

    Jak informowaliśmy w naTemat.pl, wypadek w Dawidach Bankowych, gdzie radiowóz uderzył w drzewo, szybko przestał być tak oczywistą sprawą, jak się na początku wydawało. Okazało się bowiem, że na tyle wozu była 17-latka i 19-latka. Żadna z nich nie była osobą zatrzymaną. Wcześniej obie, wraz z grupą znajomych, zgłosiły służbom pożar traw.

    W ubiegłym tygodniu Komendant Stołeczny Policji zdecydował, że dowódca patrolu, który w Dawidach Bankowych rozbił radiowóz, został zawieszony w czynnościach służbowych. Taka kara nie spotkała jednak drugiego mundurowego. Jak ustaliła "Wyborcza", policjant był tylko dwa miesiące po kursie podstawowym w policji – przy czym w momencie wypadku odbywał swój pierwszy dyżur.

    Policjanci z Pruszkowa, którzy siedzieli w radiowozie, dostarczyli swoim przełożonym zwolnienia lekarskie. – To było uprowadzenie, mieliśmy do czynienia z nielegalnym pozbawieniem wolności – nie ma wątpliwości Roman Giertych, który jest pełnomocnikiem jednej z nastolatek uczestniczących w wypadku. – Zdaniem mojej klientki one miały szczęście, że doszło do tego wypadku – dodał mecenas.

    Wcześniej światło dzienne ujrzały także relacje znajomych nastolatek, które siedziały na tyle radiowozu. – Teksty policjantów miały taki podtekst erotyczny, jakby sobie flirtowali – usłyszeli dziennikarze Onetu.

    Głos zabrał także brat 17-latki, który stawił się na miejscu wypadku, by udzielić pomocy dziewczynom. – Radiowóz był rozbity, policjanci żartowali, śmiali się. Nie wyglądali na specjalnie przejętych. Dopiero kiedy powiedziałem, kim jestem, miny im zrzedły – powiedział dla "Faktu".