Od kilku dni Polska żyje sprawą wypadku radiowozu w Dawidach Bankowych. Funkcjonariusz policji rozbił pojazd o drzewo, a w środku, oprócz jego kolegi z patrolu, znajdowały się – bez żadnego trybu – dwie nastolatki. Sprawę komentuje dla naTemat prezes Porozumienia Magdalena Sroka, była negocjatorka policyjna. Przyczyny tego
i podobnych zdarzeń upatruje w niewystarczającej selekcji do służby i kiepskim szkoleniu policjantów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Według świadków wcześniej dwaj policjanci kazali wsiąść do radiowozu dwóm nastolatkom, które zawiadomiły ich o pożarze traw, a potem zaczęli je wieźć w niewiadomym kierunku i celu
Gdy jeden z policjantów stracił panowanie nad samochodem i zderzył się z drzewem, 17-latka została ranna, ale funkcjonariusze nie udzielili jej pomocy medycznej
Prezes Porozumienia Magdalena Sroka mówi naTemat, że ostatnio trudno jej śledzić doniesienia medialne o policji.
– Muszę powiedzieć, że z ogromnym żalem patrzę na to, co się dzieje. Policję dotknęła seria wydarzeń, które są absolutnie niedopuszczalne: począwszy od wybuchu granatnika w gabinecie komendanta głównego policji, przez przejażdżkę funkcjonariuszy radiowozem z nastolatkami, po użycie wysięgnika, by zaglądać ludziom w okna – wylicza prezes Sroka.
Wypadek radiowozu w Dawidach Bankowych. Sroka: Skandaliczna sytuacja
Posłanka Sroka, która przed wejściem do polityki doszła do stopnia nadkomisarza policji, podkreśla, że nie wiadomo o żadnej uzasadnionej przyczynie, dla której funkcjonariusze mieliby kazać wsiąść do radiowozu nastoletnim dziewczynom i odjechać.
– Skończyło się groźnym wypadkiem i złamaniem nosa, ale przecież mogło dojść do jeszcze większej tragedii. Co więcej, policjanci nie udzielili pomocy nastolatkom. To skandaliczna sytuacja – mówi była negocjatorka policyjna.
Policja. Kiedy trzeba wsiąść do radiowozu z funkcjonariuszami, a kiedy można odmówić
Prezes Magdalena Sroka zaznacza, że w przypadku, gdy zostajemy zatrzymani przez policję, nie mamy wyjścia – musimy wsiąść do radiowozu. Jeśli jednak funkcjonariusze prowadzą inne czynności z naszym udziałem, na przykład nas legitymują, mamy prawo odmówić, gdy policjant każe lub prosi, by wejść do pojazdu. Możemy też się zgodzić - choćby wtedy, gdy nie chcemy stać w deszczu.
– Policjant, na przykład ze względu na złe warunki atmosferyczne, może zaprosić nas do radiowozu, bo sprawdzenie naszej tożsamości w systemach trochę trwa. Nie widzę w tym nic złego, bo wielokrotnie interwencje są podejmowane właśnie w ten sposób. Natomiast nie można nas zmusić. Możemy powiedzieć, że stoimy tu i się nie ruszamy. Wtedy jeden funkcjonariusz zostaje z nami, a inny sprawdza naszą tożsamość w systemach. Jeśli nie ma takiej potrzeby, nie wsiadamy do radiowozu – mówi prezes Magdalena Sroka.
Coraz słabsza selekcja kandydatów na policjantów i brak wyszkolenia funkcjonariuszy
Rozmówczyni naTemat podkreśla, że przyczyną tego typu wydarzeń jak wypadek radiowozu z nastolatkami, jest skrajne poluzowanie wymagań dla kandydatów na funkcjonariuszy.
– Do policji przyjmowani są funkcjonariusze, którzy jeszcze kilka lat temu nie trafiliby w szeregi polskiej policji. Testy psychologiczne, które przechodzą dzisiaj kandydaci do służby, są okrojone. Kiedyś określony był bardzo konkretny poziom inteligencji. Badania miały też na celu wykluczenie osobowości psychopatycznej. Dzisiaj te testy zostały na tyle okrojone, że do służby trafiają ludzie, którzy nie powinni być funkcjonariuszami policji – tłumaczy była nadkomisarz Magdalena Sroka.
Prezes Porozumienia dodaje, że efekty takich luźnych rekrutacji zobaczymy szczególnie wyraźnie za kilka lat, gdy problemy z niedoszkoleniem policjantów będą się nawarstwiać.
– Dzisiaj mamy do czynienia z funkcjonariuszami którzy przeszli kurs podstawowy trwający dwa tygodnie – i to czasem online. Ja na kursie podstawowym byłam skoszarowana przez jedenaście miesięcy w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. Porównajmy: jedenaście miesięcy do dwóch tygodni. Tutaj upatruję przyczyn często nieodpowiedzialnej postawy ze strony funkcjonariuszy – mówi prezes Sroka.
– Ja również na służbie spędziłam kilka godzin na wysięgniku, ale spędziłam je jako negocjator policyjny. Rozmawiałam z nieletnim, który chciał popełnić samobójstwo. Wtedy udało mi się go ściągnąć z dachu, do tragedii nie doszło. Wysięgnik straży pożarnej bardzo wtedy pomógł. Właśnie takie działania powinny podejmowane z użyciem wysięgnika – ratowanie ludziom życia, a nie zaglądanie im w okna – ocenia Magdalena Sroka.
Wystrzał z granatnika w Komendzie Głównej Policji
Prezes Sroka relacjonuje, że dochodzą do niej sygnały od funkcjonariuszy, którzy wstydzą się serii kompromitacji z udziałem policji. W połowie grudnia gen. Jarosław Szymczyk wystrzelił z granatnika w Komendzie Głównej Policji. Szczęśliwie nie było ofiar śmiertelnych.
– Widzę tutaj brak przestrzegania jakichkolwiek procedur, które powinny zostać podjęte w przypadku zaistnienia wydarzenia nadzwyczajnego. Proszę zauważyć, że chwilę przed tym, jak prokuratura wykonała pierwsze czynności, minister już określił generała mianem ofiary. Nie może być tak, że to minister wskazuje służbom, które prowadzą śledztwo w tej sprawie, jaki jest status komendanta głównego – mówi posłanka Sroka.
Była funkcjonariuszka odniosła się także do komentarzy obozu władzy, jakoby komendant mógł pomylić granatnik z wystylizowanym głośnikiem lub butelką alkoholu.
– Ta linia obrony jest absolutnie nie do przyjęcia. Prawie wszyscy funkcjonariusze policji są zażenowani tą sytuacją – podsumowuje posłanka Magdalena Sroka.