Zaginęły akta paszportowe Jarosława Kaczyńskiego z czasów PRL. Instytut Pamięci Narodowej wszczął w tej sprawie śledztwo. Pion prokuratorski wprost mówi o "bezprawnym posiadaczu" dokumentów – wynika z ustaleń "Gazety Wyborczej".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
–Brakuje akt najważniejszego człowieka w państwie. Nigdy wcześniej nie spotkałem się ze śledztwem w sprawie zaginięcia akt paszportowych – mówi w rozmowie z "Wyborczą" prokurator IPN.
Jak ustalił dziennik, sprawa wywołała poruszenie wśród urzędników IPN jeszcze 9 listopada 2022 roku, jednak dopiero teraz wyciekła do mediów.
Z informacji podanych przez "Gazetę Wyborczą" wynika, że akt paszportowych Jarosława Kaczyńskiego nie odnaleziono w Archiwum IPN, Komendzie Stołecznej Policji czy też w Wydziale Spraw Obywatelskich Wojewódzkiego Urzędu Mazowieckiego.
Wśród zaginionych dokumentów może być charakterystyka Kaczyńskiego, opinie na jego temat z zakładów pracy, notatki służbowe oraz zastrzeżenia odnotowane przez Służbę Bezpieczeństwa.
Co więcej, brak jakichkolwiek informacji, by akta zostały zniszczone. Po czasie znaleziono tylko część zaginionych dokumentów. Powodem zawieruszania niektórych materiałów były błędy ewidencyjne. Pozostałe akta rozpłynęły się w powietrzu. To wywołało reakcję prokuratorskiego pionu IPN, które wszczęło śledztwo w sprawie.
"Mając na względzie, że posiadacz tych akt posiada je bezprawnie i nie wykonał on ciążącego na nim z mocy ustawy obowiązku ich przekazania prezesowi IPN, zachodzi uzasadnione podejrzenie, że zachowanie to wyczerpuje znamiona przestępstwa" – czytamy w uzasadnieniu wszczęciu śledztwa, na które powołuje się "Wyborcza".
Śledztwo prowadzi prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie, Mariusz Rębacz. Za całym zamieszaniem stoi były poseł Samoobrony Zbigniew Nowak, który złożył do IPN wniosek w trybie prawa prasowego o udostępnienie jego akt.
– Kiedy okazało się, że nie ma akt paszportowych, złożyłem zawiadomienie o przestępstwie. Nie spodziewałem się, że postanowią wszcząć śledztwo – powiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".