Na podstawie wypowiedzi niektórych sportowców i trenerów można dojść do wniosku, że sport jest tylko dla „skurczybyków”, nie dla „lalusiów”. Można też wysnuć, że sportowcy nie powinni mieć prawa do głosu w relacjach z trenerem, a zasady fair play nie przynoszą żadnej korzyści. Skąd się bierze takie przeświadczenie?
Jaki jest ten nasz sport?
Kilka wywiadów z ostatnich dni zapadło mi w pamięć. Skłoniły do zastanowienia, jaki wzorzec sportu kreują trenerzy i sportowcy swoimi wypowiedziami w mediach.
Zaczynam od zamieszczonej w "Przeglądzie Sportowym" rozmowy z Rudolfem Kaperą, wykładowcą warszawskiej AWF. Dziennikarz pyta, czy Kapera potrafi rozpoznać, że ktoś ma wielki talent trenerski. Ten odpowiada: – Można rozpoznać pewne cechy charakteru. Przyszły trener musi być rzetelny, ale musi też być baciarem (cwaniakiem, spryciarzem - red.). Sukinsyn, ale sprawiedliwy. I musi chcieć – mówi Kapera. Osoba, która kształci polskich
trenerów, stwierdza, że dobry szkoleniowiec musi być sukinsynem. To trochę niepokojące, ale czytam dalej.
Tomasz Hajto, trener Jagiellonii Białystok, również na łamach „PS” mówi: – Niemiecki piłkarz przychodzi do klubu jak do pracy. Każą mu zrobić ćwiczenie, to je robi i nie zastanawia się, czy to za dużo, czy za mało. Natomiast polski zawodnik, mówię to z przykrością, często marudzi. Wielu - nie mówię, że wszyscy - jest takich, którzy zastanawiają się nad sensem i potrzebą danych zajęć – ubolewa Hajto.
Nawiązując do wydarzeń w Śląsku Wrocław, Hajto mówi: – W ogóle to ja się dziwię, że taki bunt miał miejsce, bo trener jest szefem, a szefa trzeba słuchać. Nieważne, czy piłkarze, przygotowując się do kolejnych spotkań, stali na rękach albo na baczność w toalecie. Cel przecież osiągnęli – powiedział były reprezentant Polski. Zastanawiam się, czy zawodnikom, którzy pytają o zasadność jakiegoś ćwiczenia, o przewidywane efekty, nie można po prostu wytłumaczyć, jaki jest ich cel. Czy bezwzględne posłuszeństwo ma dać lepsze efekty niż współpraca, wymiana myśli, wspólne szukanie najlepszych rozwiązań? Słowa Hajty są o tyle zdumiewające, że gdy zaczynał pracę w Jagiellonii, mówił, że w relacjach trenera z piłkarzami powinien dominować dialog.
Po dwóch wywiadach wiem już, że trener powinien być sprawiedliwym "sukinsynem", a piłkarze mają wykonywać jego polecenia bez mrugnięcia okiem. Nie brzmi to wszystko najlepiej. Sięgam po kolejny numer "PS". Siatkarz Michał Kubiak mówi o swoim stosunku do fair play, zagadnięty o przepychanki, do których doszło przed meczem z Włochami. – Na pewno dzięki naszej lepszej grze, a może też i tej prowokacji, awansowaliśmy na igrzyska. (…) Powiem tak: stanęliśmy na wysokości zadania, chcieliśmy awansować na igrzyska. Jak to mówią, po trupach do celu! – powiedział siatkarz Jastrzębskiego Węgla. Dziennikarz zapytał go również o
przyznawanie się do dotknięcia piłki, taśmy, do ataku w aut. Kubiak odparł: – Przyznawanie się do błędów to nie nasza rola. Nie za to nam płacą. (…) Oszukiwanie to element gry – dodał.
Odkładając gazetę, czuję się nieco przytłoczony. Wyobrażam sobie, co by było, gdybym jako sportowiec chciał się zastosować do wszystkich "wskazówek". Pewnie chciałbym trafić do trenera, który rządzi twardą ręką. Wykonywałbym ślepo wszystkie jego polecenia, nie zadawałbym pytań. Sport traktowałbym jak codzienną pracę. Podczas zawodów prowokowałbym rywali, no i nie przyznawałbym się do błędów, których sędzia nie zauważy. Dążyłbym do zwycięstwa za wszelką cenę. Trochę smutna wizja, ale oparta na opiniach trenerów, zawodników. Chyba tak po prostu musi być.
Fair play nie daje korzyści
Może doszedłem do niewłaściwych wniosków? Przypominam sobie wypowiedź Piotra Świerczewskiego z ubiegłego roku, gdy obejmował stanowisko trenera w ŁKS-ie: – Jest gra na faul, należy taktycznie łamać przepisy, prowokacja przeciwnika. Tak robi cały świat, tak Francuzi stracili mistrzostwo świata w finale z Włochami. Ale skąd nasi trenerzy mają to wiedzieć, jeśli jadą na staż i stoją podczas treningu za płotem, a potem opowiadają, gdzie to oni nie byli? – powiedział w rozmowie z „PS” Świerczewski, były reprezentant Polski. Cóż wygląda na to, że jednak poprzednicy mieli rację. Tuszowanie błędów to jedno, powinienem jeszcze celowo faulować. No i jeśli zapragnę być trenerem, to w żadnym wypadku nie pozwolę nikomu stawiać mnie za płotem.
Podłamany czytam kolejną wypowiedź. Nasz olimpijczyk Piotr Małachowski ma w pamięci, że jego rywal Robert Harting nie chciał mu pogratulować i nie podał mu ręki, gdy polski dyskobol wygrał Mistrzostwa Europy w Barcelonie w 2010 roku. Muszę pamiętać, że nawet gdyby przyszła mi do głowy gra fair, ktoś może być nie fair wobec mnie. Jakby to było grać fair? Szybko ginie we mnie ta myśl, bo trafiam na wypowiedź Zbigniewa Małkowskiego na łamach Piłki Nożnej Plus. Bramkarz powiedział szczerze, że nie jest pewien, czy przyznałby się, gdyby piłka przekroczyła linię bramkową. – Co innego przyznać się, że wpuściłem bramkę podczas statystycznego meczu, gdy na przykład prowadzimy 3:0. Wtedy sprawa jest prosta. Inaczej ma się rzecz, gdy gramy o wielką stawkę. (…) Co z tego, że na moment zostanę gwiazdą mediów i dostanę nagrodę fair play, skoro ucierpi na tym mój klub? – zastanawiał się piłkarz.
Czy zatem zwycięstwo po oszustwie ma wartość? Czy wygrana po celowym kopaniu przeciwnika, które kryje się np. pod zgrabnym pojęciem „faulu taktycznego”, ma wartość? Czy idea fair play jest nieżyciowa, bo poza rozgłosem nie daje żadnych korzyści? Wreszcie trafiam na odmienny głos w tej sprawie. Z pomocą przychodzi mi kapitan reprezentacji Polski siatkarzy Marcin Możdżonek. – Chcesz pokazać coś rywalowi, zablokuj go ze dwa razy, ośmiesz na boisku, a nie zwymyślaj. To siła siatkówki, że jest pozbawiona debilnych zachowań – mówił w „PS”. Tak
odpowiedział na pytanie dziennikarza o to, czy żółte kartki nie powodują, że siatkówkę odziera się z adrenaliny i testosteronu, i czy arbitrzy chcą, by stała się sportem dla lalusiów.
Mam mętlik w głowie. Co to jest sport dla lalusiów? Czy trzeba być sukinsynem, żeby osiągać sukcesy? Czy nie wystarczy być szybkim, zwinnym, dobrym technicznie? Czy trzeba na konferencji prasowej przed walką wyzywać rywala?
„Skurczybyk” nie zabrnie daleko
Nie trzeba. Nie chcę takiego sportu. Przecież założenie, że tylko „skurczybyk” jest w stanie wygrywać, można w bardzo prosty sposób obalić. Załóżmy, że do rywalizacji przystępuje dwóch sportowców. Jeden jest nastawiony negatywnie, zgodnie z opisanym wcześniej wzorcem, i do tego jest bardzo pobudzony. Drugi myśli pozytywnie, zdrowo, ale nie jest bojowo nastawiony. Rzecz jasna wygra ten pierwszy, nawet jeśli jego taktyka będzie zawierała się w słowach: „Muszę dopaść tego skur…”. Ten pojedynek rzeczywiście wygrywa „skurczybyk”.
No dobrze, ale co się stanie, jeśli ten naładowany negatywną energią „skurczybyk”, trafi na równie pobudzonego, ale pozytywnie nastawionego przeciwnika? Zakładając, że obaj są tak samo silni, tak samo szybcy - fizycznie się od siebie nie różnią. Kto wyjdzie zwycięsko z takiej rywalizacji? Czy wygra ten, który będzie bezmyślnie, szaleńczo atakował, faulował i symulował, czy jednak ktoś skoncentrowany, mający radość z gry, kto będzie myśleć, wyciągać na bieżąco wnioski, nie łamiąc zasad fair play? Tym razem „skurczybyk” jest bez szans.
Moje wnioski mnie uspokajają. Czytam następny wywiad i utwierdzam się w przekonaniu, że podejście do sportu "jak do codziennej pracy" nie przyniesie pożądanych efektów. Przekonał się o tym dwukrotny mistrz olimpijski Tomasz Majewski. Posłuchajmy, co mówił na łamach „PS” o swoim podopiecznym Trener Roku 2010 Henryk Olszewski: – Nie był supersprawnym chłopakiem. A pracowity był zawsze, niestety ta praca długo nie wyglądała tak, jak powinna. On chciał szybko, ciach ciach i po treningu. Niby robił wszystko, co miał przykazane, ale bezmyślne wykonanie ćwiczenia nie ma sensu. To odpieprzenie treningu, nic więcej. Zmienił się, kiedy przegrał halowe mistrzostwa Polski. Wtedy zaczął słuchać, chłonąć, co do niego mówię – opowiadał trener. To doskonały dowód na to, że sama fizyczność to w sporcie za mało. Potwierdza to Szymon Kołecki, srebrny medalista olimpijski w podnoszeniu ciężarów, który na łamach Piłki Nożnej Plus przyznał: „Bez inteligencji - dobrze jednak wykorzystywanej - w sporcie wyczynowym nie sposób
niczego poważnego osiągnąć. Wiedza wzbogaca każdego sportowca. (…) Nie szkodzi, gdy do siły dołożymy błyskotliwość, intelektualny refleks i logikę w postępowaniu.”
Zgadzam się. Teraz to ma sens. W końcu taki „skurczybyk”, sukinsyn, skur…, czy jak byśmy go nie nazwali, nie myśli, nie rozważa, po prostu dąży do „zniszczenia” rywala, do zwycięstwa za wszelką cenę. Tylko czy to pozwoli mu wygrać? Jak myślą sportowcy, którzy odnoszą sukcesy? Przypominam sobie, żeJustyna Kowalczyk za każdym razem podkreśla, że liczy jedynie na dobry bieg i dobrze posmarowane ”nartki", tymczasem po raz czwarty wygrała Tour de Ski. Nieustannie, do znudzenia nasi skoczkowie narciarscy powtarzają, że liczy się dla nich dobry skok i nic więcej. Coraz więcej z nich kwalifikuje się do konkursów, coraz więcej wchodzi do czołowej dziesiątki, jako drużyna zajęli drugie miejsce w Zakopanem. Piotr Żyła mówi wprost, że nie jest żadną gwiazdą, „po prostu sobie skacze”. A jednak jest rekordzistą Polski w długości skoku, w Wiśle był najlepszy z Polaków. Lionel Messi imponuje nam skromnością, pracowitością, techniką, a nie nonszalancją, brutalnością czy pychą. Właśnie po raz czwarty z rzędu odebrał Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza świata. Nie widzę wśród najlepszych sportowców cech "skurczybyka".
Zwycięstwo nie jest najważniejsze
Potwierdza to himalaistka, Kinga Baranowska, zdobywczyni ośmiu ośmiotysięczników, która w rozmowie z Kubą Radomskim na łamach naTemat powiedziała, że himalaizm to przełamywanie własnych słabości, stawanie się lepszym człowiekiem, pomoc drugiej osobie. – W Himalajach - owszem, bardzo ważne są dla nas cele sportowe, o których jednak rzadko się mówi, jeśli nie ma w tym sensacji. Ale te wszystkie rzeczy okołogórskie są równie istotne – podkreśliła Baranowska. W innej rozmowie Dawid Olejniczak - trener, były tenisista - wytłumaczył, dlaczego 90 proc. zawodniczek z pierwszej setki rankingu nie lubi grać z Agnieszką Radwańską, która na początku roku wygrała dwa turnieje z rzędu: – Krakowianka pod pewnym względem techniki przypomina na korcie facetów. Nie budową, nie siłą uderzeń, ale umiejętnością czytania gry – powiedział w rozmowie z „PS”. Zatem kluczowa u Radwańskiej są cechy psychiczne, a nie fizyczne. Przypominam sobie zwycięstwo Jerzego Janowicza w Paryżu. Czy wygrał go, bo był wściekły i chciał roznieść rywali w pył? Nie, po prostu walczył, wkładał w grę serce, potrafił się rozpłakać przed kamerami telewizyjnymi, bo sukcesem zaskoczył siebie samego. Laluś? Nie - sportowiec z krwi i kości.
Spoglądając na nastawienie wszystkich tych sportowców, którzy odnoszą sukcesy, można łatwo dojść do wniosku, że na szczycie nie ma miejsca dla „skurczybyków”. Oczywiście, zwycięstwo jest istotą sportu, ale nie wygra ten, kto dąży do zwycięstwa za wszelką cenę, dla kogo wygrana jest celem samym w sobie. Zwycięstwo może być jedynie konsekwencją dobrego skoku czy biegu, pozytywnego nastawienia, trzeźwego umysłu, współpracy, gry fair. Oponenci powiedzą, że zdarzają się sytuacje, w których nieczysta gra daje wygraną. Na krótką metę - tak, pewnie się zdarzają. Tylko czy ma ona później jakąś wartość? Fani będą krzyczeć z radości, nawet pieniądze spłyną na konto, tylko później trzeba trzymać medal w ręku, oglądając powtórkę gola strzelonego ręką. No i oszustwo prędzej czy później wyjdzie na jaw i z sukcesu pozostaną jedynie niezasłużone dyplomy wiszące pięknie oprawione na ścianach. Natomiast zwierzęca wściekłość, chamstwo, ślepe dążenie do celu mogą się okazać skuteczną bronią, ale na krótko - do momentu, gdy na drodze tak usposobionego „sukinsyna” stanie rywal o podobnych warunkach fizycznych, ale będący inteligentnym, pozytywnie nastawionym do sportu i rywala wojownikiem.
Reklama.
Rudolf Kapera
Można rozpoznać pewne cechy charakteru. Przyszły trener musi być rzetelny, ale musi też być baciarem (cwaniakiem, spryciarzem - red.). Sukinsyn, ale sprawiedliwy. I musi chcieć.
Michał Kubiak
Powiem tak: stanęliśmy na wysokości zadania, chcieliśmy awansować na igrzyska. Jak to mówią, po trupach do celu!
Marcin Możdżonek
Chcesz pokazać coś rywalowi, zablokuj go ze dwa razy, ośmiesz na boisku, a nie zwymyślaj. To siła siatkówki, że jest pozbawiona debilnych zachowań
Szymon Kołecki
Bez inteligencji - dobrze jednak wykorzystywanej - w sporcie wyczynowym nie sposób niczego poważnego osiągnąć. Wiedza wzbogaca każdego sportowca.