
Na podstawie wypowiedzi niektórych sportowców i trenerów można dojść do wniosku, że sport jest tylko dla „skurczybyków”, nie dla „lalusiów”. Można też wysnuć, że sportowcy nie powinni mieć prawa do głosu w relacjach z trenerem, a zasady fair play nie przynoszą żadnej korzyści. Skąd się bierze takie przeświadczenie?
Kilka wywiadów z ostatnich dni zapadło mi w pamięć. Skłoniły do zastanowienia, jaki wzorzec sportu kreują trenerzy i sportowcy swoimi wypowiedziami w mediach.
Można rozpoznać pewne cechy charakteru. Przyszły trener musi być rzetelny, ale musi też być baciarem (cwaniakiem, spryciarzem - red.). Sukinsyn, ale sprawiedliwy. I musi chcieć.
Powiem tak: stanęliśmy na wysokości zadania, chcieliśmy awansować na igrzyska. Jak to mówią, po trupach do celu!
Może doszedłem do niewłaściwych wniosków? Przypominam sobie wypowiedź Piotra Świerczewskiego z ubiegłego roku, gdy obejmował stanowisko trenera w ŁKS-ie: – Jest gra na faul, należy taktycznie łamać przepisy, prowokacja przeciwnika. Tak robi cały świat, tak Francuzi stracili mistrzostwo świata w finale z Włochami. Ale skąd nasi trenerzy mają to wiedzieć, jeśli jadą na staż i stoją podczas treningu za płotem, a potem opowiadają, gdzie to oni nie byli? – powiedział w rozmowie z „PS” Świerczewski, były reprezentant Polski. Cóż wygląda na to, że jednak poprzednicy mieli rację. Tuszowanie błędów to jedno, powinienem jeszcze celowo faulować. No i jeśli zapragnę być trenerem, to w żadnym wypadku nie pozwolę nikomu stawiać mnie za płotem.
Chcesz pokazać coś rywalowi, zablokuj go ze dwa razy, ośmiesz na boisku, a nie zwymyślaj. To siła siatkówki, że jest pozbawiona debilnych zachowań
„Skurczybyk” nie zabrnie daleko
Nie trzeba. Nie chcę takiego sportu. Przecież założenie, że tylko „skurczybyk” jest w stanie wygrywać, można w bardzo prosty sposób obalić. Załóżmy, że do rywalizacji przystępuje dwóch sportowców. Jeden jest nastawiony negatywnie, zgodnie z opisanym wcześniej wzorcem, i do tego jest bardzo pobudzony. Drugi myśli pozytywnie, zdrowo, ale nie jest bojowo nastawiony. Rzecz jasna wygra ten pierwszy, nawet jeśli jego taktyka będzie zawierała się w słowach: „Muszę dopaść tego skur…”. Ten pojedynek rzeczywiście wygrywa „skurczybyk”.
Bez inteligencji - dobrze jednak wykorzystywanej - w sporcie wyczynowym nie sposób niczego poważnego osiągnąć. Wiedza wzbogaca każdego sportowca.
Potwierdza to himalaistka, Kinga Baranowska, zdobywczyni ośmiu ośmiotysięczników, która w rozmowie z Kubą Radomskim na łamach naTemat powiedziała, że himalaizm to przełamywanie własnych słabości, stawanie się lepszym człowiekiem, pomoc drugiej osobie. – W Himalajach - owszem, bardzo ważne są dla nas cele sportowe, o których jednak rzadko się mówi, jeśli nie ma w tym sensacji. Ale te wszystkie rzeczy okołogórskie są równie istotne – podkreśliła Baranowska. W innej rozmowie Dawid Olejniczak - trener, były tenisista - wytłumaczył, dlaczego 90 proc. zawodniczek z pierwszej setki rankingu nie lubi grać z Agnieszką Radwańską, która na początku roku wygrała dwa turnieje z rzędu: – Krakowianka pod pewnym względem techniki przypomina na korcie facetów. Nie budową, nie siłą uderzeń, ale umiejętnością czytania gry – powiedział w rozmowie z „PS”. Zatem kluczowa u Radwańskiej są cechy psychiczne, a nie fizyczne. Przypominam sobie zwycięstwo Jerzego Janowicza w Paryżu. Czy wygrał go, bo był wściekły i chciał roznieść rywali w pył? Nie, po prostu walczył, wkładał w grę serce, potrafił się rozpłakać przed kamerami telewizyjnymi, bo sukcesem zaskoczył siebie samego. Laluś? Nie - sportowiec z krwi i kości.
