Lider wolnej Europy, rzecznik Ukrainy, wybitny dyplomata i strateg, a nawet kolega Joe Bidena – Andrzej Duda potrzebował kilkunastu miesięcy, żeby wykreować nowy obraz swojej prezydentury. A my, jak to Polacy, zmagamy się z narodową demencją i nawet nie zauważyliśmy, kiedy zapomnieliśmy o przeszłości prezydenta.
Reklama.
Reklama.
Andrzej Duda kiedyś i dziś
Kiedyś:
Parodia prezydenta, długopis Jarosława Kaczyńskiego, polityczny podwładny Prawa i Sprawiedliwości, "Adrian". Człowiek, który łamie prawo, "gwałci Konstytucję", niszczy demokrację, ośmiesza nas na arenie międzynarodowej. Prezydent-mem, kolega "leśnego ruch**ła" i "seby sr**ącego do chleba". Dwukrotnie nabrany przez rosyjskich pranksterów.
Teraz:
Orędownik demokratycznej Europy, rzecznik Ukrainy, przyjaciel Zełenskiego i kolega Joe Bidena. Zdystansowany od Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego. Niezależny od Nowogrodzkiej. Strażnik dialogu społecznego. Dyplomata jednoczący kraje bałtyckie, wspierający wolną Białoruś i niezależną Mołdawię.
Co się z nami dzieje, że w zaledwie kilkanaście miesięcy tak zgłupieliśmy, nabierając się na kilka banalnych trików wizerunkowych? Dlaczego teraz milczymy lub, co gorsze, bijemy mu brawo? Jak to możliwe, że nagle zapomnieliśmy o latach kompromitujących posunięć?
Sam zorientowałem się, że cała masa skandalicznych, a niekiedy po prostu obrzydliwych wyskoków Dudy wypadła mi z głowy. A że narodowa demencja doświadcza nas wszystkich nieustannie, to wcielę się w rolę strażnika pamięci politycznej i przypomnę wam, jakiemu człowiekowi bijecie brawa.
Jego kandydatura wywołała szok na obecnej opozycji i w samym PiS. Człowiek znikąd nagle zostaje wysunięty na tak eksponowaną pozycję. Wcześniej nieudolnie kandydował do Sejmu, a także przegrał w wyborach na prezydenta Krakowa. Wtedy nie udało mu się nawet wejść do drugiej tury.
Dopiero w 2010 roku, uzyskując 6 tys. głosów, wszedł do rady miejskiej, skąd od razu przeskoczył do parlamentu. Co robił w ławach poselskich? Ano robił za szeregowego polityka. Złożył zaledwie 21 interpelacji, głosował, jak kazano, a także zasiadał w zespole ds. katastrofy smoleńskiej.
Dla tych cierpiących na zanik pamięci, podkreślę, że chodzi o komisję Macierewicza, która od 2010 roku feruje "ustaleniami" o zamachu. Zapomniałbym, że robił też za rzecznika partii, co znaczy, że świecił twarzą za każdą wypowiedzianą przez Jarosława Kaczyńskiego głupotę.
Nagle wystawiono go na prezydenta Polski. Młody, inteligenty, aktywny na Twitterze prawnik vs. Bronisław "ciepła woda w kranie i zgoda narodowa" Komorowski. Wszyscy znamy tę historię i wiemy, jaki miała finał.
Kampanię wyborczą prowadził w kościele i chwalił się tym w internecie. Jego sztab jako jeden z pierwszych - poza Korwinem - odkrył magiczną moc mediów społecznościowych. Odwoływał się do Lecha Kaczyńskiego oraz walił w PO za wiek emerytalny i brak oferty społecznej.
– Dla Prawa i Sprawiedliwości to właśnie pomysł na kampanię lepszy niż jakikolwiek inny. Ludzie zapominają już przecież o wadach Lecha Kaczyńskiego i pamiętają tylko te najlepsze jego cechy – mówił w 2015 roku dla naTemat ekspert ds. marketingu politycznego Olgierd Annusewicz.
Ze sobą miał Beatę Szydło, która później zasłynęła, pokazując teczki z gotowymi ustawami, obiecując 500 plus. Ale do rzeczy.
Człowiek "nikt" został "kimś". Pałac prezydencki stanął otworem. Chwilę później Platforma Obywatelska przeżyła wielki kryzys. Schetyna walczył o utrzymanie partii, Lewica roztrzaskała się na kawałki, Prawo i Sprawiedliwości szukało "skradzionego" przez Komorowskiego żyrandola, a Duda na starcie pokazał, co potrafi.
Uratował spadającą hostię, pisał na Twitterze z "leśnym ruch**łem" i zawetował ustawę o uzgodnieniu płci, która mogła poprawić sytuację osób transpłciowych.
Do tego śledził w mediach społecznościowych rzesze nastolatek, "Łafkę z sosny", "pimpusia sadełko", "kapcie" i "zobacze 2raz justina". A, zapomniałbym o użytkowniku "seba sr* do chleba".
W końcu tak przeszarżował, że nawet jego Alma mater się od niego odcięła. Dostał też ksywę "Adrian". Choć muszę podkreślić, że takie przekręcanie imion bardzo mi się nie podoba.
Duda obiecywał, że będzie "kreatorem dialogu społecznego". Teraz sięga po tę kartę przy każdym wecie dla ustaw PiS. W 2015 roku tak się narobił przy kreowaniu dialogu, że odmówił przyjęcia ślubowania od legalnie wybranych sędziów.
Ułaskawił Kamińskiego, na przekór prawu, bo ten nie został jeszcze prawomocnie skazany. Nie kiwnął palcem, gdy Szydło wstrzymywała publikację wyroków TK. A potem w ramach kontynuacji dialogu społecznego zdemolował KRS, TK i SN. Dlaczego? Bo tak sobie Kaczyński z Ziobrą zażyczyli.
Nasz zwierzchnik sił zbrojnych, nowy lider Europy jeszcze w 2016 roku rozpłynął się w powietrzu, gdy zerwaliśmy przetarg na francuskie Caracale. Przetarg przepadł, śmigłowców nie zobaczyliśmy, ale zaliczyliśmy dyplomatyczny kryzys. Apogeum była deklaracja Bartosza Kownackiego, że uczyliśmy Francuzów korzystania z widelców. A Duda jak milczał, tak milczał.
A pamiętacie wielką aferę z 2020 roku o 2 miliardy dla szczujni Jacka Kurskiego? Pewnie już nie pamiętacie, czyj podpis wprowadził ten transfer publicznych pieniędzy w życie. A no podpis Andrzeja Dudy.
Przestało być śmiesznie, zrobiło się groźnie. Duda szczuł na LGBT
– Z jednej z polskich telewizji wyrzucono posła, który powiedział, że to jest ideologia. Nazwał to po prostu ideologią. Próbuje się nam, proszę państwa, wmówić, że to ludzie. A to jest po prostu ideologia – powiedział w 2020 roku podczas drugiej kampanii prezydenckiej
Mało? No to kolejny cytat. – Przyszła inna ideologia, jeszcze bardziej niszcząca dla człowieka, ideologia, która pod frazesami szacunku i tolerancji ukrywa głęboką nietolerancję i eliminację – przekonywał w trasie wyborczej.
Obrzydliwe? To mało powiedziane. To po prostu niebezpieczne. To jest szczucie. Ale to nie koniec. Proszę bardzo, lecimy dalej.
– Przez cały okres komunizmu w szkołach dzieciom wciskano komunistyczną ideologię. To był bolszewizm. Dzisiaj też próbuje nam się i naszym dzieciom wciskać ideologię, tylko inną, zupełnie nową. To jest taki neobolszewizm – ocenił.
W tle tematy kryzysu klimatycznego. Aktywiści na rzecz naszej planety pokojowo uczestniczyli w wiecach prezydenta, by podnieść ważne dla nas wszystkich postulaty. Efekt? Zacytuję kilka nagłówków.
"Agresja seksualna na wiecach Dudy. Ujawniono kolejne bulwersujące przypadki", "'Żałuję, że ci mocniej nie przyje***em!'. Ujawniono kolejny akt przemocy na wiecu Dudy", "Tak potraktowali protestującą kobietę na wiecu Dudy w Suwałkach. Zajęło się nią siedmiu policjantów", "Dramatyczna relacja pobitej na wiecu Dudy 18-latki. 'Jego zwolennicy mnie wyzywali, a on patrzył mi w oczy i nie powiedział nic'".
Nieuczciwe wybory i prawdziwa twarz Andrzeja Dudy
A do tego wszystkiego dochodzi tuba w postaci TVP. Obserwatorzy OBWE stwierdzili wprost, że Telewizja Polska nie wywiązała się z obowiązku zrównoważonego i bezstronnego relacjonowania kampanii.
"Działała jako narzędzie kampanii dla prezydenta ubiegającego się o reelekcję i często przedstawiała jego głównego kontrkandydata jako zagrożenie dla polskich wartości" – czytamy.
Co to oznacza? To oznacza, że wybory były nieuczciwe. Podkreślam, nie sfałszowane, a nieuczciwe.
Ostatni raz Andrzej Duda zdjął maskę w listopadzie 2022 roku. Aktywistka klimatyczna Dominika Lasota nagrała swoją rozmowę z prezydentem, którego zaczepiła na szczycie klimatycznym COP27.
Wtedy wróciła buta i arogancja. Polityk potraktował dziewczynę z góry, a jej spokojne pytania o transformację energetyczną i losy planety podsumował krótko: Proszę nie zasypywać mnie argumentami, które są bardzo jednostronnym pani spojrzeniem (...) A ja bym, proszę panią, chciał, żeby w górach był śnieg, a na nizinach było ciepło.
Odpuszczę już sobie rozpisywanie się o stosunku Andrzeja Dudy do szczepień. Gdy kraj trawiła pandemia, a eksperci walczyli z panoszącym się ruchem antyszczepionkowym, nasz prezydent przemówił.
– Absolutnie nie jestem zwolennikiem jakichkolwiek szczepień obowiązkowych. Osobiście nigdy się nie zaszczepiłem na grypę, bo uważam, że nie. Szczepienia na koronawirusa absolutnie nie powinny być obowiązkowe – wypalił.
Andrzej Duda pierwszy przełom zaliczył w 2017 roku. Wtedy postawił się Jarosławowi Kaczyńskiemu i zawetował jedną z ustaw o sądownictwie. Później jednak na długo pozostawał długopisem partii rządzącej.
Kolejny zgrzyt przypada na rok 2021. W kraju i za granicą wielka afera o "Lex TVN". Wszystkie media solidarnie na jeden dzień przestały wydawać nowe artykuły. Do tego cała masa petycji, pod którymi sam się podpisywałem. Do samego końca nikt nie wiedział, co zrobi Andrzej Duda.
W końcu pojawiło się weto, wielkie zamieszanie i furia na Nowogrodzkiej. To 27 grudnia 2021 roku stanowi początek jego wizerunkowej przemiany. W mediach już wtedy huczało o domniemanym układzie z Amerykanami, który zakłada dla Dudy świetlaną przyszłość na arenie międzynarodowej.
Pamiętacie pokazywaną przed laty w TVP "Zieloną kartę"? Telewizja pokazywała Polaków, którzy wygrali swój los na loterii i mogli porzucić Polskę na rzecz "amerykańskiego snu". Dwa lata temu Duda wygrał swoją "zieloną kartę".
Jedyne czego potrzebował to wyjść z szufladki parodii prezydenta. Do tego dochodzi zdystansowanie się od Jarosława Kaczyńskiego i może jakoś to będzie.
Nagle i Agata Duda została bohaterką, decydującą o kształcie bieżącej polityki. Na początku 2022 roku jej mąż wetuje Lex Czarnek. Jej wpływ na to weto był niezwykle wyraźny. Zresztą później pojawi się kolejne weto do tych samych przepisów.
Od tego momentu nie usłyszałem nawet słowa o milczącej postawie pierwszej damy. O jej zgodzie na dramatyczną sytuację nauczycieli, czy bierności wobec kryzysu zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży.
Ot, przesiedziała w pałacu 8 lat, żeby zatrzymać jedną skandaliczną ustawę. A u nas demencja trwa w najlepsze.
Mit o kontynuowaniu misji Lecha Kaczyńskiego. Tego już też nie pamiętamy
W końcu Dudzie udało się także zbudować swój wizerunek jako kontynuatora spuścizny Lecha Kaczyńskiego. Wojna w Ukrainie była tu wręcz marketingowym "prezentem". Wcześniej wszyscy śmieszkowaliśmy z jego pełnych etosu i patosu deklaracji o bliskich relacjach ze zmarłym prezydentem.
Teraz po porównaniach wizyty Dudy w Kijowie i Kaczyńskiego Tbilisi, milczymy. Nikt już nie prostuje tego, jak mało ważną osobą w otoczeniu Lecha Kaczyńskiego był obecny prezydent.
– Andrzej Duda powołuje się na spuściznę człowieka, z którym tak naprawdę miał bardzo mały kontakt. Przecież nie był wcale najbliższym współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego. W związku z tym nawiązywanie do pamięci o nim jest lekką uzurpacją. Szczególnie gdy przedstawia się jako kontynuator dzieła Lecha Kaczyńskiego – prostował w 2015 roku dla naTemat Marek Migalski.
No to przypomnijmy, że w Kancelarii Prezydenta był jedynie podsekretarzem stanu. Funkcję pełnił do samej katastrofy, czyli jedynie przez dwa lata.
Duda wyłożył kartę Jerzego Urbana i wygrał
Duda nie sięga po żadne przełomowe chwyty czy ultra skomplikowane zabiegi PR-owe. Po prostu wyciągnął kartę Jerzego Urbana.
Urban – rzecznik rządu, twarz propagandy, kłamca i oszust. Po upadku komuny został śmiesznym dziadkiem, satyrykiem, publikującym śmieszne filmiki.
Występował w stroju biskupa, palił papierosy przed kamerą i rzucał ostrymi żarcikami. Nagle wszyscy zapomnieliśmy o jego przeszłości. Oddano mu platformę, przestrzeń do działania. Nasza demencja pozwoliła mu na wizerunkową rewolucję.
W ten sam sposób Duda z osoby uległej prezesowi i łamiącej prawo, na naszych oczach wykreuje się na sprawnego i szanowanego dyplomatę, kontynuującego misję Lecha Kaczyńskiego.
Pytanie brzmi – czy w końcu przestaniemy nabierać się na takie zagrywki?
Jego siłą jest ogólna kultura osobista i inteligencja. Jest może zbyt mało przebojowy, by zostać premierem, ale to bez wątpienia dobry kandydat na prezydenta.