Keira Knightley powraca i to z przytupem, bo w filmie o prawdziwych zbrodniach. W "Dusicielu z Bostonu" przenosimy się do lat 60. XX wieku do tytułowej stolicy stanu Massachusetts, w której grasuje zabójca kobiet. Śledztwo prowadzą dwie zaangażowane dziennikarki, ale szybko okaże się, że nic nie jest takie, jakie się wydaje. I to samo niestety tyczy się również filmu Disney+.
Ocena redakcji:
2.5/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Dusiciel z Bostonu" to thriller kryminalny w reżyserii Matta Ruskina ("Crown Heights", "Dopalacz")
Film, który w Polsce można oglądać na Disney+, opowiada o prawdziwym śledztwie w sprawie morderstw 13 kobiet popełnionych w latach 1962-1964 w Bostonie i okolicach
"Boston Strangler" skupia się na dwóch dziennikarkach gazety "Record American",Loretcie McLaughlin i Jean Cole, które nagłośniły zbrodnie Dusiciela z Bostonu
Główną rolę w "Dusicielu z Bostonu" gra Keira Knightley, która wraca po dwuletniej przerwie, a w obsadzie są również m.in. Carrie Coon i Chris Cooper
Czy warto obejrzeć film Disney+? Przeczytajcie recenzję "Dusiciela z Bostonu" z Keira Knightley
Seryjni mordercy w ostatnich latach zrobili się modni, więc kwestią czasu było, kiedy kino na nowo zajmie się tajemniczą sprawą Dusiciela z Bostonu. Ta wydaje się wręcz idealna dla "kanapowych detektywów" – jest pełna niuansów, zaskoczeń i niewiadomych, a co więcej od 60 lat pozostaje nierozwiązana, chociaż nie do końca.
Na nowo, bo pierwszy film "Dusiciel z Bostonu" ("Boston Strangler") powstał już w 1968 roku i to z gwiazdami w obsadzie: Tonym Curtisem i Henrym Fondą. Przez kolejne dekady dusiciel na dobre umościł się w popkulturze, a sami The Rolling Stones poświęcili mu nawet piosenkę "Midnight Rambler" na albumie "Let It Bleed in 1969".
Skąd taka "sława Dusiciela z Bostonu"? Na początku lat 60. w Bostonie i okolicach zamordowano 13 samotnych kobiet w wieku 19-85 lat. Większość została zgwałcona i uduszona, a sprawca zawiązał na ich szyjach dekoracyjne kokardy z nylonowych rajstop. Nic dziwnego, że w mieście wybuchła panika, a zabójca zarówno fascynował, jak i przerażał. Zresztą robi to do dziś.
O czym jest "Dusiciel z Bostonu"? To historia prawdziwego śledztwa w latach 60.
Podczas gdy film z 1968 roku opowiadał o śledztwie z perspektywy jednego z detektywów, Johna Bottomly'ego, to najnowszy film, "Dusiciel z "Bostonu" z 2023 roku, przyjmuje inną, feministyczną perspektywę. Scenarzysta i reżyser Matt Ruskin przedstawia dziennikarskie śledztwo, które przeprowadzają dwie kobiety.
Pierwsza to Loretta McLaughlin (Keira Knightley), żona, matka trójki dzieci, dziennikarka bostońskiej gazety "Record American", która marzy o pisaniu artykułów o czymś ambitniejszym niż nowy toster czy modowe trendy na kolejny sezon. Ale mamy lata 60. XX wieku, kobiet w redakcjach jest mało, a jeśli w ogóle są, to robią "kobiece" tematy, czyli lifestyle.
Jednak gdy uduszone zostają trzy mieszkanki Bostonu, każda innego dnia i w innej okolicy, Loretta postanawia przyjrzeć się sprawie. Jej szef Jack Maclaine (Chris Cooper) jest początkowy niechętny, ale daje podwładnej wolną rękę. Kobieta szybko odkrywa, że wszystkie trzy zabójstwa są ze sobą powiązane: każda z ofiar ma zawiązaną na szyi kokardę. Loretta pisze o Dusicielu z Bostonu jako pierwsza (ten pseudonim ukuł później właśnie "Record American", a sprawa staje się tematem numerem jeden w całym Massachusetts.
Liczba ofiar jednak stale rośnie, a co więcej zabójca momentami odchodzi od swojego modus operandi, co znacznie komplikuje śledztwo. Pierwsze zamordowane kobiety są starsze (najstarsza, Mary Mullen, ma 85 lat, najmłodsza, Mary Anne Sullivan – 19), niektóre nie mają charakterystycznych ozdobnych kokard, a 26-letnia Beverly Samans nie zostaje uduszona, ale zadźgana. Skomplikowane śledztwo jest więc dla bostońskiej policji prawdziwym utrapieniem, a mieszkańcy ryglują się w mieszkaniach i zabezpieczają drzwi.
Loretta McLaughlin nie poddaje się i próbuje rozwikłać sprawę wraz ze swoją koleżanką z redakcji, doświadczoną dziennikarką śledczą Jean Cole (Carrie Coon). Ich bolączką jest jednak nie tylko nieuchwytny zabójca i sprawa pełna niewiadomych, ale również typowy dla lat 60. seksizm, który znacznie utrudnia ich pracę. Loretta i Jean niestrudzenie usiłują jednak dociec prawdy, mimo że ryzykują życiem i rodzinnym spokojem, a policja w Bostonie nie jest zadowolona z ich medialnego dochodzenia, bo to uderza w służby nie raz.
Co przynosi śledztwo? Tego nie ujawnię, aby nie psuć oglądania "Dusiciela z Bostonu", bo ta sprawa jest stosunkowo mało znana w Polsce. Nie spodziewajcie się jednak jednoznacznego rozwiązania. Czy mężczyzna, który się przyznał, naprawdę jest sprawcą? A może zabójców jest kilka? Nie bez przyczyny zabójstwa 13 kobiet w Bostonie wciąż spędzają sen z powiek fanom true crime.
"Dusiciel z Bostonu" z Keirą Knightley zawodzi
O "Dusicielu z Bostonu" Matta Ruskina zrobiło się głośno nie tylko z powodu odświeżenia tej słynnej sprawy, ale również Keiry Knightley. Gwiazda brytyjskiego kina ("Pokuta", "Duma i uprzedzenie", "Piraci z Karaibów", "Anna Karenina", To właśnie miłość") w ostatnich latach poświęciła się życiu rodzinnemu, a na ekranie pojawia się rzadko (ostatnio oglądaliśmy ją w 2021 roku w "Cichej nocy"), dlatego każda jej nowa produkcja budzi zainteresowanie.
I podczas gdy Knightley nie zawodzi w roli ambitnej dziennikarki, która angażuje się w śledztwo mimo niechęci otoczenia (świetna jest również Carrie Coon), to sam film już tak. "Dusiciel w Bostonu" mógł być mrocznym filmem noir o makabrycznym śledztwie w stylu "Zodiaka" czy serialu "Mindhuntera", ale niestety jest po prostu nudnawy i tendencyjny.
Czego brakuje? Dramatyzmu, mrocznego klimatu, realnego strachu, suspensu. Przygaszone kadry i urywki z miejsc zbrodni niestety nie wystarczą, aby film Ruskina trzymał w napięciu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że David Fincher, twórca wspomnianych wyżej tytułów, zrobiłby z tego materiału film, który ogląda się na krawędzi fotela. Mattowi Ruskinowi się to niestety nie udaje.
Historia się rozłazi, realizacyjnie jest aż zbyt sztampowo, a wątkom seksizmu czy życiu rodzinnemu dziennikarek reżyser poświęca się zbyt dużo czasu. Jasne, są one w miarę interesujące, ale nie tak jak samo śledztwo – zwłaszcza że zostają potraktowane pobieżnie i stereotypowo. Każdy z nas doskonale przecież wie, że praca zawodowa kobieta w tamtych czasach nie była mile widziana, a zwłaszcza pisanie o zbrodniach. Ruskin nie odkrywa Ameryki.
Czy warto więc obejrzeć "Dusiciela z Bostonu"? Można, ale tylko jeśli nie znacie tej sprawy z lat 60. i lubicie tematykę true crime. Film nie wniesie bowiem nic nowego ani do niej, ani do waszego życia.