Pamiętacie jakim hitem był ukraiński serial kostiumowy "Zniewolona"? TVP w końcu udało się wypuścić coś podobnego i przede wszystkim własnego – chodzi o serial "Polowanie na ćmy", który z miejsca stał się wielkim przebojem stacji. Widziałem dwa odcinki i zupełnie się nie dziwię – co prawda nie przyciągnął mnie do ekranu niczym światło tytułowego owada, ale zupełnie nie wygląda jak produkcja Telewizji Polskiej.
Ocena redakcji:
2.5/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Polowanie na ćmy" to nowy dramat kostiumowy z historią w tle. Reżyserem serialu TVP jest Michał Rogalski.
Scenariusz, którego autorkami są Katarzyna Tybinka i Anna Gabryś, powstał na podstawie powieści Wacława Holewińskiego "Pogrom 1905".
W obsadzie znaleźli się m.in. Sonia Mietielica, Monika Krzywkowska, Daria Polunina, Przemysław Stippa, Piotr Nerlewski.
Pierwszy odcinek został wyemitowany w niedzielę o 20:20 na TVP1. Kolejne będą pokazywane co tydzień. Łącznie pierwszy sezon liczy 6 odcinków. Można je też oglądać online na TVP VOD.
"Polowanie na ćmy" zastąpiło w niedzielnej ramówce TVP inny dramat historyczny "Dom pod dwoma orłami", w którym również grali Sonia Mietielica czy Grzegorz Małecki. Nowa produkcja zgromadziła niespełna 2,5 miliona widzów i jestem przekonany, że ta liczba się utrzyma, a prawdopodobnie i wzrośnie. TVP w końcu się zaczęło kręcić dramaty kostiumowe, które nie przypominają teatrzyków szkolnych. Nadal jednak daleko im do ideału.
"Polowanie na ćmy" to nowy serial TVP. O czym opowiada?
Akcja nowego serialu TVP przenosi nas w czasie do 1905 roku - Warszawa jest w przededniu wielkiego zrywu. W mieście panują nastroje rewolucyjne, a w Polakach gotuje się chęć uwolnienia się z łap zaborców. Fatalne położenie naszych rodaków jest odczuwalne już od pierwszych scen, gdy główna bohaterka grana przez Sonię Mietielica jest wyciągana z więzienia przez sutenera, odurzona, zgwałcona i sprzedana do burdelu. Dostaje tam nowe imię: Yvette, bo okazuje się, że umie mówić po francusku.
Yvette skrywa jeszcze wiele tajemnic – nie jest zwykłą złodziejką, która miała pecha. Jest też powiązana z rewolucjonistami. W jaki sposób? Tego dowiadujemy się dość szybko, ale nie będę zdradzał więcej. Serial opowiadany jest z perspektywy jeszcze dwóch kobiet: Franciszki Szlimakowskiej (Monika Krzywkowska) – szefowej ekskluzywnego domu publicznego, do którego trafiła Yvette, oraz Nastazji Juriny (Daria Polunina) – Rosjanki będącej w nieszczęśliwym małżeństwie z policjantem.
Wszystkie starają się zmienić swoje życie, a ich losy będą się splatać. Nie jest to jednak łzawy melodramat. "Polowanie na ćmy" można wrzucić do szuflady z napisem "serial kostiumowy", ale nie są to "Bridgertonowie" czy "Downton Abbey". Nowa produkcja TVP jest naprawdę mroczna oraz brutalna i choć ma mało dram, to bliżej jej do dramatu niż kolejnej telenoweli historycznej.
TVP nakręcił serial w stylu "Zniewolonej". To murowany hit, choć nie każdemu się spodoba
Widzowie, którzy oglądali ukraiński przebój, od razu zrozumieją, skąd to porównanie. "Polowanie na ćmy" dzieje się w podobnym okresie, po przeciwnej stronie barykady stoi rosyjski (aczkolwiek nie tylko) oprawca, a bohaterki są okrutnie traktowane (osoby wrażliwsze mogą poczuć się niekomfortowo) i "zniewolone".
W cudzysłowie, bo tak nie do końca. Yvette może np. sobie swobodnie chodzić po ulicach i nocować u znajomych, którzy pewnie mogliby też ją spokojnie ukryć przed handlarzami ludźmi. Po co więc wraca na noc do domu publicznego?
Dopiero w drugim odcinku odkrywa, jak mogłaby wykorzystać swoje położenie, ale na początku ten wątek może wkurzać brakiem logiki, a przez to i dramatyzmu. A przecież zaczynał się z grubej rury. Losy pozostałych bohaterek też średnio mnie przejęły.
Może dlatego, że nie jestem odpowiednim odbiorcą lub są po prostu sztampowe i mało oryginalne. Na Netfliksie już się naoglądałem opowieści o mężnych kobietach i złych facetach, tzw. miękkich fajach (w tym serialu dosłownie i w przenośni). A może też przede wszystkim dlatego, że rozmywają się w natłoku innych historii i bohaterów.
Szkoda, że jest w nim tak mało samej rewolucji z 1905 r. Przynajmniej na razie
Czasem na ekranie panuje chaos i nie starcza miejsca, by wszystko zawrzeć, więc wielu rzeczy trzeba się domyślać - podobnie jak niedawno w serialu "Erynie". Do tego miałem wrażenie błędów montażowych – jedna scena przechodziła w drugą bez ładu i składu. Np. widzieliśmy bohaterów rozmawiających w pokoju, wtem nagle nastąpiło cięcie i naszym oczom ukazał się sen bohaterki. Nie straciła przecież przytomności, tylko prawdopodobnie normalnie położyła się spać.
Takich ostrych cięć było kilka. Jest też kilka momentów, które w moim mniemaniu były "żenua" m.in. ze względu na dialogi silące się na jechanie po bandzie. Tak było praktycznie za każdym razem w burdelu (jest tam całkiem sporo scen, ale tak też było w książkowym pierwowzorze), kiedy jego pracownice/niewolnice śmieszkowały sobie z Yvette.
Najmniej w tym wszystkim jest samej rewolucji z 1905 roku – a szkoda, bo to temat bardzo rzadko podejmowany nie tylko w polskich filmach i serialach, ale np. w szkołach na lekcjach historii. To jednak nie jest serial historyczny w rozumieniu dokumentalnym, a po prostu opowieść osadzona na początku XX wieku.
Wątek niepodległościowy, przynajmniej w dwóch pierwszych odcinkach, jest nie tylko okrojony, ale taki niemrawy. Obserwujemy działania garstki nieogarniętych osób, które zamierzają się wyzwolić z ucisku, ale zabierają się do tego jak studenci do nauki przed sesją. Tak więc jeżeli nastawialiśmy się na produkcję historyczną z wartką akcją, to możemy go sobie darować. Więcej tu gadania niż realnego działania.
Wszystko zmierza do tego, że w kolejnych odcinkach słynną rewolucję przeprowadzą raczej pracownice seksualne, a nie PPS i inne organizacje. Ciekawa perspektywa jak na fikcyjne kino przygodowe, ale kompletnie odklejona od historycznej rzeczywistości.
Serial TVP wygląda jakby... nie nakręciło go TVP
Największą zaletą serialu jest strona wizualna – widać, że pokaźna część z tych 2 miliardów dofinansowania poszła na scenografię i kostiumy, czyli jedne z najważniejszych rzeczy w tego typu produkcjach. Chyba pierwszy raz w polskim serialu historycznym (nie tylko TVP) widzę ludzi na ulicach. Słychać gwar, jeżdżą sobie dorożki, tam, gdzie ma być brudno, jest brudno, a jeśli ma być luksusowo i czysto, to tak jest. Aż wciskałem pauzę, bo nie mogłem się napatrzeć i nadziwić.
Zadbano zarówno o spektakularny wybuch (w liczbie pojedynczej, choć powinna być mnoga, by było bardziej historycznie) w czasie jednego z zamachów, bo chyba użyto prawdziwej pirotechniki, jak i detale – jeden z czarnych charakterów ma problemy z uzębieniem, a kobiety mają... włosy pod pachami. To nieczęsty widok, nie tylko w polskiej kinematografii, ale właśnie takie szczegóły nadają serialowi realizmu (przynajmniej pod tym kątem). Uwspółcześnionych i sztucznych dramatów kostiumowych mamy na pęczki.
Gra aktorska również stoi na wysokim poziomie – czasem wydawało mi się, że oglądam jakiś serial HBO, a nie TVP. Oczywiście jeśli chodzi o samą główną obsadę, bo drugi plan często wypadał słabo. Wiem, że to wciąż produkcja Telewizji Polskiej, tej Telewizji Polskiej. Starałem się na nią patrzeć jednak wyłącznie przez pryzmat samego dzieła kultury stworzonego przez grupę filmowców i aktorów. Jesteśmy po dwóch odcinkach (na TVP VOD, w telewizji kolejny będzie w niedzielę), serial wygląda niespodziewanie dobrze, a że fabuła nie siada? Cóż, może jeszcze nastąpi w niej jakaś rewolucja.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.