Zablokował taksówkę, a następnie pobił do nieprzytomności profesora Politechniki Warszawskiej. Relacja z wydarzeń na warszawskim Ursynowie właśnie okrążają media społecznościowe. – Napastnik uderzył w twarz pasażera taksówki, który został przewieziony do szpitala – relacjonuje mokotowska policja.
Reklama.
Reklama.
W miniony weekend doszło do brutalnego pobicia profesora Politechniki Warszawskiej
Mężczyzna z niewiadomych przyczyn został zaatakowany na ulicy po tym, jak wyszedł z samochodu
Konieczna była interwencja ratowników medycznych, którzy przewieźli go na szpitalny oddział ratunkowy
Policja już podjęła wstępne czynności w tej sprawie, jednak do kontynuacji działań potrzebne jest złożenie zawiadomienie przez ofiarę ataku
Warszawa. Brutalne pobicie na Ursynowie. Ofiarą profesor Politechniki Warszawskiej
3 kwietnia w mediach społecznościowych pojawił się niepokojący wpis o pobiciu na alei KEN. Profesor uczelni został zaatakowany, gdy wracał taksówką z debiutanckiego koncertu fortepianowego. O wszystkim poinformował jego znajomy.
"Nie chciał zejść z ulicy przez kilka minut, blokował próby objeżdżania drugim pasem. Przemek wyszedł z auta i poprosił intruza, aby zszedł na trawnik. W odpowiedzi został pobity do nieprzytomności" – czytamy we wpisie.
Post na Facebooku wywołał prawie 4 tys. reakcji. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" o sprawie powiedziała przedstawicielka mokotowskiej policji Iwona Kijowska. Jak wyjaśniła, żeby doprowadzić do zamknięcia sprawy, poszkodowany musi stawić się na komisariacie.
– Pobity był pasażerem pojazdu zamawianego na aplikację. Jechał w towarzystwie dwóch pasażerek. Nie wiemy, dlaczego wysiadł z samochodu i zaczął rozmawiać z osobą, która przed nim przechodziła – powiedziała.
– Wywiązała się rozmowa, a później awantura. Napastnik uderzył w twarz pasażera taksówki, który został przewieziony do szpitala – dodała. Funkcjonariuszka podkreśliła, że profesor Politechniki Warszawskiej na własną prośbę został wypisany z placówki.
– Zostały przeprowadzone oględziny miejsca, zabezpieczyliśmy monitoring, ale jeśli pokrzywdzony nie przyjdzie do nas, na tym sprawa się zakończy – podsumowała.