Szalejąca inflacja zmusiła wiele osób do ruszenia oszczędności. Tyle że 43 proc. Polaków nie ma odłożonej nawet równowartości miesięcznej pensji. W nagłych wypadkach często mają dwa wyjścia - chwilówka albo lombard.
"Mam tu ząb mamuta. Po dziadku" - tak zaczyna się dokument Łukasza Kowalskiego o jednym z bytomskich lombardów. Z podobnymi absurdami pracownicy "zakładów zastawniczych" - jak nazywano lombardy przed wojną - spotykają się na co dzień.
Tyle że oprócz drobnych cwaniaczków i typów spod ciemnej gwiazdy, w progach stają też osoby uzależnione od alkoholu, narkotyków czy hazardu.
Studenci, którzy zastawiają komórki, bo nie mają na cały czynsz.
Emerytki oddające ostatnie pierścionki, żeby mieć na leki albo i jedzenie.
Poza tym: osoby z klasy średniej, które przyszpilone nagłą sytuacją przynoszą drogie ekspresy do kawy albo głośniki z wyższej półki.
Małe okienka, kraty i kamery monitorujące wchodzących i wychodzących nie są zwyczajnymi straszakami, bo i w lombardach zdarzają się sytuacje niebezpieczne.
W ramach projektu BRID chcemy podejrzeć funkcjonowanie lombardów od kuchni — pokazać wam niezwykłe przedmioty i poznać historie osób, które je zastawiają. Na wykupienie rodzinnych pamiątek albo niezbędnego im w pracy sprzętu mają niekiedy tylko kilka dni.