nt_logo

"Siedmiu królów musi umrzeć" to niezły film. Ale jako finał hitowego serialu umarł niegodną śmiercią

Zuzanna Tomaszewicz

20 kwietnia 2023, 21:18 · 4 minuty czytania
Miłośnicy historii o wikingach, ich najazdach i skomplikowanych relacjach z Anglosasami mogli podskoczyć z radości na wieść o filmowej kontynuacji "Upadku królestwa". Twórcy dramatu historycznego "Siedmiu królów musi umrzeć" – kuszącego widza ładnymi kadrami, ciekawymi postaciami i angażującymi scenami walk – podjęli się jednak ryzyka, które nie do końca im się opłacało. W prawie dwóch godzinach filmu starali się upchnąć przynajmniej jeden sezon serialu. I to niejedyny problem tej produkcji.


"Siedmiu królów musi umrzeć" to niezły film. Ale jako finał hitowego serialu umarł niegodną śmiercią

Zuzanna Tomaszewicz
20 kwietnia 2023, 21:18 • 1 minuta czytania
Miłośnicy historii o wikingach, ich najazdach i skomplikowanych relacjach z Anglosasami mogli podskoczyć z radości na wieść o filmowej kontynuacji "Upadku królestwa". Twórcy dramatu historycznego "Siedmiu królów musi umrzeć" – kuszącego widza ładnymi kadrami, ciekawymi postaciami i angażującymi scenami walk – podjęli się jednak ryzyka, które nie do końca im się opłacało. W prawie dwóch godzinach filmu starali się upchnąć przynajmniej jeden sezon serialu. I to niejedyny problem tej produkcji.
Przygody Uhtreda z serialu "Upadek królestwa" dobiegły końca. Niestety finał nieco zawiódł. Fot. kadr z filmu "Siedmiu królów musi umrzeć"
  • "Siedmiu królów musi umrzeć" ("The Last Kingdom: Seven Kings Must Die") to finał serialu "Upadek królestwa" o Uhtredzie z Bebbanburga (Alexander Dreymon).
  • Produkcja Netfliksa chciała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - uszczęśliwić fanów wikinga i nowych widzów. Koniec końców film wygląda tak, jakby 10 odcinków skrócono do dwóch.
  • Miłośnicy serialu słusznie mogą czuć niedosyt. Niemniej historyczny dramat dla każdego ma coś do zaoferowania.

Tekst zawiera spoilery dotyczące filmu "Siedmiu królów musi umrzeć".

"Siedmiu królów musi umrzeć" (RECENZJA)

Widzom, którzy latami śledzili serial "Upadek królestwa", dano szansę na to, by odpowiednio pożegnać się z postacią wikińskiego wojownika Uhtreda z Bebbanburga. Netflix nie anulował produkcji po 5. sezonie, co zresztą miał w zwyczaju robić z innymi tytułami sygnowanymi swoim "imieniem". Zamiast kolejnych 10 odcinków platforma wydała film wieńczący bogatą historię władcy Northumbrii.

Na pierwszy rzut oka fani mogli uznać taką decyzję za pewnego rodzaju uśmiech losu. W końcu lepsze to niż nic; lepiej dokończyć coś, co się zaczęło, niż urwać to w połowie. Choć twórcy "Siedmiu królów musi umrzeć" zebrali wszystkie składniki potrzebne do upichcenia historycznego dramatu godnego pierwszych sezonów "Wikingów", formuła, jaką wybrali, zmusiła ich do upchnięcia kilku rozdziałów niezbędnych do wykorzystania całego potencjału fabuły w jeden. Przez taki obrót spraw po seansie widz poczuje się albo nienajedzony, albo struty.

Osoby, które nie miały wcześniej okazji, by zapoznać się z "Upadkiem królestwa", zauważą, że najnowszy film Netfliksa zaczyna się tak jakby w połowie. Niby w pierwszych minutach najistotniejsze wątki zostają streszczone na tyle, na ile się da, aczkolwiek w starciu z kinowymi produkcjami, które również wrzucają nas od razu w wir akcji, "Siedmiu królów musi umrzeć" nie stanowi żadnej konkurencji.

Oglądając film nie możemy oprzeć się wrażeniu, że twórcy chcieli uszczęśliwić i wiernych fanów serialu, i nowych przybyszów. Koniec końców próba znalezienia złotego środka okazała się daremna i odbiła się rykoszetem na widzach – seans nie zrobi na nas większego wrażenia, za to zostawi nas z poczuciem niespełnionej obietnicy.

Umarł król, niech żyje król

"Siedmiu królów musi umrzeć" otwiera scena jak u Williama Szekspira. Dowiadujemy się bowiem o śmierci króla Edwarda, który w 5. sezonie "Upadku królestwa" nie zdołał całkowicie zjednoczyć Anglii, ponieważ Uhtred odmówił mu przekazania terenów Northumbrii. Rywalizacja o tron Anglosasów toczy się między spadkobiercami zmarłego władcy a najeźdźcami z Danii.

W międzyczasie urodzonemu jako Saksończyk, ale wychowanemu w zgodzie z nordyckimi tradycjami Uthredowi przepowiedziano, że "siedmiu królów musi umrzeć, i kobieta, którą kocha", zanim dojdzie do ostatecznej integracji wszystkich królestw (m.in. Wessex, Mercji, Wschodniej Anglii i Northumbrii). Wojownik przyrzekł wierność synom Edwarda, dlatego próbuje zapobiec krucjacie prowadzonej przez Aethelstana, który rozprawia się z każdym przeciwnikiem stojącym mu na drodze do korony. Wikinga niepokoi fakt, że młodzieniec stał się marionetką w rękach doradców, którzy wcale nie życzą mu dobrze.

W filmie Netfliksa nie brakuje więc intryg rodem z "Gry o tron" oraz zapierających dech w piersiach zwrotów akcji. Wszystko to przyprawione szybkimi i krwawymi sekwencjami walk, na które zareagujemy słowami: "Gra nieczysto". Bitwy wyreżyserowano tak, by ukryć teatralne ruchy aktorów i statystów; by dać złudzenie prawdziwej batalii.

Warstwa narracyjna filmu jest o tyle ciekawa, że nie broni się przed sentymentalizmem, a wręcz przeciwnie – w każdym (nawet najprostszym) dialogu aktorzy próbują świadomie przemycić emocje odpowiadające granym przez siebie bohaterom. Kolokwialnie mówiąc: nie dukają swoich kwestii na pałę. Widzimy, jak niepokój, nienawiść, pragnienie zemsty rodzą się w ich sercach i ewoluują.

W scenie konfrontacji Uthreda oraz Aethelstana następuje zderzenie brutalnej prawdy z majakami usprawiedliwiającymi masowe morderstwa i zdrady w imię zjednoczonego królestwa – scenarzyści kwestionują intencje postaci, kierując fabułą w ten sposób, by z każdego najważniejszego wątku wyciągnąć jakąś życiową naukę (najlepiej taką, która odwołuje się do uniwersalnych wartości).

Niestety twórcy pozwalają pomniejszym wątkom ginąć gdzieś w pustce, bądź łamią względem nich zasadę "zamiast mówić, pokaż". Nie wynika to z braku ich subtelności, a raczej z kwestii ograniczonego czasu. "Siedmiu królów musi umrzeć" trwa niespełna dwie godziny, przez co scenariusz filmu wygląda tak, jakby 10 odcinków skrócono w pośpiechu do dwóch.

Fani mogą czuć zawód

Nie będzie zatem zaskoczeniem, jeśli napiszę, że fani serialu mogą czuć się z tego powodu zawiedzeni. Niemniej jedna z ostatnich scen, w których (SPOILER!) Uhtred spotyka w Valhalli wszystkich swoich kompanów, którzy umarli, wyciśnie łzy z oczu miłośników "Upadku królestwa". Dla zwykłego widza żadna z pokazanych tam twarzy nie będzie za to znajoma i w ich przypadku emocjonalny finał minie się nieco z celem.

Aktorsko "Siedmiu królów musi umrzeć" wypada przyzwoicie. Przede wszystkim wątek miłości Aethelstana (Harry Gilby) i Ingilmundra (Laurie Davidson) zasługuje na szczególną uwagę, gdyż poprowadzono go na zasadzie zwodzenia. Jeśli chodzi o Alexandera Dreymona (aka Uhtreda), widać, że chciał z przytupem zakończyć żywot swojego bohatera, z którym był związany od 2015 roku.

Kontynuacja "Upadku królestwa" nie jest zła, ale daleko jej do miana wybitnego dzieła. Myślę, że Uhtred z Bebbanburga zasługiwał na lepszą śmierć; na zwieńczenie sagi godne Ragnara Lodbroka z "Wikingów".