Marszałek Ewa Kopacz przyznaje, że nie czuje się dobrze po przyznaniu premii dla Prezydium Sejmu.
Marszałek Ewa Kopacz przyznaje, że nie czuje się dobrze po przyznaniu premii dla Prezydium Sejmu. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Mimo zaskakującego głosowania w sprawie związków partnerskich z pierwszego planu nie schodzi również temat premii dla Prezydium Sejmu. W programie "Piaskiem po oczach" na antenie TVN24 tłumaczyła się z nich marszałek Ewa Kopacz. Była minister zdrowia przyznała, że nie czuje się z tym dobrze, ale przez cały program podkreślała, że decyzja została podjęta w określonych ramach, które funkcjonują od dwudziestu lat.
– Tyle funkcjonowała ta machina wynagradzania i nagle dzieje się to, co się dzieje. Przez tyle lat nie wzbudzało to takich emocji i interwencji, dziś wzbudziło i pokazało, że trzeba zacząć o tym myśleć. To dobrze, że media tak zareagowały, bo to może być punkt zwrotny – mówiła Ewa Kopacz.
I właśnie dlatego, Kopacz zaproponowała dyskusję i próbę ustalenia nowych zasad finansowych. – Zwołałam konwent i oprócz zamrożenia premii do końca kadencji zaproponowałam jeszcze jedną rzecz. Skoro te ramy się wyczerpały i nie ma dla nich akceptacji, utwórzmy nowe zasady wynagradzania nie tylko marszałków i wicemarszałków, ale dla wszystkich. Tak, żeby nikt nie czuł się zaszczuwany, jeżeli działa w tych ramach – tłumaczyła.
Nowe zasady wynagradzania
Zdaniem marszałek można by powołać grupę dziennikarzy, etyków, ekonomistów, którzy zajęliby się ustaleniem wysokości wynagrodzenia dla parlamentarzystów. – Niech porównają ile zarabiają politycy w innych krajach. Ja nie mówię, żeby równać do najbogatszych, bo od tego jestem daleka, ale przyjrzeć się, jakie rozwiązania tam funkcjonują – mówiła i przywołała Wielką Brytanię, gdzie parlamentarzyści mogą zarabiać dodatkowo w innym miejscu.
Jako przykład nierównomiernego wynagradzania podała również pensję Marszałka Sejmu oraz posła, który przewodzi komisji. – Różnica wynosi około tysiąca złotych – wyjaśniła.

Zobacz też: Dlaczego polskich polityków traktujemy jak żebraków
Konrad Piasecki spytał o "żenujący i straszny" obrazek wicemarszałków uciekających przed kamerami, którzy nie mieli ochoty tłumaczyć się z premii. – Ja stanęłam dzielnie i byłam gotowa odpowiadać – ripostowała Kopacz, jednocześnie tłumacząc swoich współpracowników. – Proszę sobie wyobrazić, że przychodzi się do pracy na określonych zasadach, które nie wzbudzały do tej pory ostrych reakcji. Nie łamie się prawa i dostaje nagrodę zgodnie z regulaminem, a nagle jest taka eksplozja, po której czują się strasznie atakowani… – broniła.
Gowin kontra Tusk
Nie zabrakło także tematu dzisiejszego głosowania w sprawie związków partnerskich. – Dlaczego traktuje pan to głosowanie, jako spektakularną porażkę. Można budować takie uproszczenie, żeby stworzyć wrażenie, iż w Platformie dzieje się coś złego – odpowiadała Konradowi Piaseckiemu. Jej zdaniem dziś na sejmowej sali nie było żadnego partii, ale byli ludzie, którzy decydowali "albo umiemy rozmawiać i rozwiązujemy problem, albo nie".
– Moja partia od zawsze wiedziała, że w sprawach światopoglądowych nie ma dyscypliny. Ale nie zrozumieli, że dziś nie decyduje światopogląd, ale to, czy mamy odwagę dyskutować o tych problemach – wyjaśniała. Dziennikarz dopytał także o zachowanie ministra Gowina. – Pan mnie pyta? A co ja jestem? Gowin? – odpowiedziała lekko rozbawiona marszałek, która już poważniej dodała, że nie jest w porządku sytuacja, gdy na mównicę wychodzi minister i prezentuje stanowisko, które wygląda na stanowisko rządu, to premier powinien wyjść i całą sytuację sprostować.