Rosja grozi Polsce. Poszło o incydent z ambasadorem w Warszawie
redakcja naTemat
11 maja 2023, 08:35·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 11 maja 2023, 08:35
Jacek Śladewski, polski chargé d'affaires w Moskwie został wezwany przez Rosjan. Miał wyjaśnić, dlaczego Polacy uniemożliwili ambasadorowi Rosji złożenie kwiatów w tradycyjnym "Dniu Zwycięstwa". W oświadczeniu Rosjan, które wydano po manifestacji w Warszawie, pojawiły się również groźby.
Reklama.
Reklama.
Rosjan wzburzył fakt manifestacji w Warszawie, która uniemożliwiła ambasadorowi złożenie kwiatów w rosyjskim "Dniu Zwycięstwa"
W oświadczeniu Kreml pisał o "adekwatnych środkach reakcji" wobec Polski
Rosja również musi się tłumaczyć ostatnio przed Polską w związku z incydentem lotniczym
Stosunki między Polską a Rosją są napięte. Sytuację spotęgowały ostatnie doniesienia, że pocisk, który znaleziono pod Bydgoszczą, prawdopodobnie przyleciał z Rosji (to nieoficjalne doniesienia), a także incydent na Morzu Czarnym, w związku z którym rosyjski ambasador musiał się ostatnio tłumaczyć przed Polakami.
Równolegle do tego, również Rosjanie wezwali na dywanik polskiego dyplomatę w Moskwie Jacka Śladewskiego. Ten miał wyjaśnić okoliczności zdarzenia, w związku z którym uniemożliwiono rosyjskiemu ambasadorowi złożenie w Polsce kwiatów. W rosyjskim "Dniu Zwycięstwa" doszło w Warszawie do manifestacji i Siergiej Andriejew nie mógł wziąć udziału w zaplanowanych uroczystościach.
Rosja pręży muskuły
Na reakcję Rosjan długo nie trzeba było czekać. "W Dniu Zwycięstwa, świętym dla milionów obywateli Federacji Rosyjskiej i innych krajów wchodzących w skład Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, przy celowej bezczynności władz polskich, miała się odbyć tradycyjna ceremonia złożenia wieńców ku czci żołnierzy radzieckich, którzy oddali ich życie, by ratować Europę przed nazizmem, zostało zakłócone" – napisano w oświadczeniu opublikowanym przez prokremlowską agencję TASS.
Dalej czytamy, że zdarzenie określono mianem "nieokiełznanych antyrosyjskich bachanalii", które "wykraczają poza zasady komunikacji między sąsiednimi państwami". W kolejnych zdaniach Rosjanie posunęli się do gróźb.
"Nie będziemy po prostu rejestrować tych przejawów antyrosyjskich działań Polski, dlatego na adekwatne środki reakcji nie trzeba będzie długo czekać. Strona rosyjska zastrzega sobie oczywiście prawo wyboru czasu i charakteru wzajemnych działań" - przekazał rosyjski resort dyplomacji.
Polacy zostali także określeni mianem prowadzących "rusofobiczną politykę", która ma dążyć do "fałszowania historii II wojny światowej w celu wymazania z pamięci Polaków dzielnych żołnierzy Armii Czerwonej, którzy wyzwolili ich kraj od okropności nazizmu".
Rosja tłumaczy się przed Polską
Niedawno odżyła sprawa z końca kwietnia, kiedy w Zamościu pod Bydgoszczą znaleziono odłamki pocisku wojskowego. Ustalenia dziennikarzy wskazują, że rakieta nie należała do Polaków, jak początkowo zakładano, lecz byłarakietą rosyjską.
Jak podaje RMF FM, wpadła ona prawdopodobnie przy okazji grudniowego ostrzału Ukrainy z pogranicznego obszaru Białorusi. Polska armia miała widzieć i obserwować spadający pocisk, ale straciła go ostatecznie z oczu, a później żołnierze nie byli w stanie go znaleźć. Poszukiwań zaniechano, a na odłamki dopiero w kwietniu tego roku trafiła przypadkowa osoba, która jeździła konno po lesie.
W związku z ostatnimi działaniami militarnymi Rosji, na dywanik do polskiego MSZ został wezwany także 10 maja ambasador Siergiej Andriejew. Miał on wytłumaczyć sprawę incydentu, do którego doszło 5 maja nad Morzem Czarnym. Do polskiego samolotu Turbolet L-410, który brał wówczas udział w misji Frontexu, zbliżył się rosyjski myśliwiec. Wykonywał agresywne manewry, przez co polska załoga przez chwilę miała utracić kontrolę nad maszyną. Ostatecznie Turbolet L-410 bezpiecznie wylądował.