Krzysztof Wąsowski - adwokat Piotra Staruchowicza. Gdy dostał tę sprawę, myślał, że zaraz pozna bandytę. Chuligana. Dziś o swoim kliencie mówi: - To wybitna jednostka. Człowiek pełen talentów. Wąsowski nie rozumie mediów, które posługują się stereotypami i szkodzą środowisku kibiców. Nie uznaje pojęcia wojny polsko-polskiej. Gdy wczoraj sąd postanowił wypuścić Staruchowicza, pomyślał: "Nareszcie". W rozmowie z naTemat mówi o tym, że cała ta sprawa powinna być punktem wyjścia do dyskusji o polskim ustawodawstwie.
Jak w tej rozmowie mówić o pana kliencie? "Piotr S."?
Jak panu odpowiada. Dla mnie to jest Piotr Staruchowicz.
Będę mówił Piotr, żeby było prościej.
Proszę.
Kim on jest dzisiaj dla pana?
Klientem.
A jako człowiek?
Wybitna jednostka.
Wybitna?
To jest człowiek obdarzony wieloma talentami. Zupełnie zaskakujący. Gdy zaczynałem pracę w jego sprawie, spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Przez ten cały przekaz medialny, jaki mamy wokół nas, myślałem, że oto spotykam się z jakąś osobą z półświatka, która się zachowuje jak ludzie z półświatka. A dzisiaj widzę, że to jest człowiek o zupełnie innej wrażliwości niż sobie to wcześniej wyobrażałem. I pod tym względem jestem totalnie zaskoczony. Bardzo pozytywnie.
Wywiad Piotra Staruchowicza dla Polsat News:
To prawda, że Piotr w więzieniu pisał książkę o kibicach?
Nie wiem. Słyszałem coś o tym. Mówiłem mu, by coś robił, siedząc areszcie. Wykorzystywał swoje możliwości intelektualne, które naprawdę są bardzo duże. Piotr jest kreatywny i ma olbrzymią wyobraźnię. Nie tylko plastyczną, ale też taką słowną. Namawiałem go, by pisał książkę, zresztą nie tylko ja. Wielu ludzi namawiało, on też sam coś tam im obiecywał, że będzie pisał rysował i szkicował swoje projekty. Ale nie wiem, czy to w końcu zrobił.
Tu znajdziesz nasz tekst o wypuszczeniu Staruchowicza
Mam takie wrażenie, że pana razi obraz kibiców wykreowany w mediach. Pamiętam taką pana wypowiedź, o innych kibicach, których też pan reprezentował, że nikt o tym nie wspomina, a oni uczyli się za kratkami języków obcych.
Jak najbardziej. A nawet powiem panu, że słowo "razi" jest tutaj zbyt łagodne. Uważam, że obraz stworzony przez wiele mediów jest strasznie krzywdzący dla środowiska kibiców. I niestety, ten obraz wydaje się być funkcjonujący wśród szerszej publiczności. Ja sam jestem ofiarą tego stereotypu kibola, tak jak panu mówiłem. Parę lat temu zacząłem współpracę ze Stowarzyszeniem Kibiców Legii Warszawa i od razu zobaczyłem, że współpracuję z kimś innym niż wizerunek, jaki jest w prasie. Ten rozdźwięk, pomiędzy kreacją a rzeczywistością, jest porażający. To potworna manipulacja, czyniona z krzywdą dla wielu ludzi, dla wielu prawdziwych kibiców.
Pan mówi o manipulacji, a mnie interesuje inna rzecz. Nie ma pan wrażenia, że cała ta sprawa, Piotr, pan, stała się jednym z najważniejszych wątków wojny polsko - polskiej?
Powiem szczerze panie redaktorze, że ja w ogóle nie rozumiem takiego pojęcia. Wojna polsko - polska? Nie dostrzegam tego zjawiska. Widzę, że ten termin istnieje w przekazach medialnych. Istnieje, bo pewnie się dobrze sprzedaje, bo tego typu pojęcia elektryzują opinię publiczną. Piotr Staruchowicz nie jest elementem tego zjawiska.
Chodzi mi o to, że z jednej strony są ludzie, którzy ewidentnie kompromitują się w mediach, nazywając Piotra bandytą czy hersztem, jakby nie znali sprawy albo znaczenia tych słów. Z drugiej ci, którzy go bronią i mają dużo racji, ale też mam wrażenie, że w całej tej obronie tworzą wizerunek Piotra - męczennika za prawdę.
Czy Piotr jest męczennikiem? Myślę, że chyba nie. Wydaje mi się, że on się nie czuje żadnych męczennikiem za prawdę i sądzę, że sam też nie chciałby być tak nazywany. To jest po prostu człowiek, który został niesprawiedliwie potraktowany przez organa ścigania. I wydaje mi się, że po tych ośmiu miesiącach widać to dużo wyraźniej, dużo ostrzej, gdy kolejne materiały ze śledztwa zaczęły się ukazywać. I widzi pan, tu mamy dobrą rolę mediów.
Inne oblicze.
Nie chciałbym wyjść w tej rozmowie na kogoś, kto uważa, że wszystko co w mediach, to złe. Nie jest tak. Media, owszem manipulują, ale tutaj wyświetliły też szczegółowo całą sprawę. Tak, że ludzie mogli się z tym zapoznać i każdy mógł po swojemu ją ocenić. Zastanowić się, czy to jest dobre rozwiązanie, że na podstawie zeznań jednego świadka, koronnego, który w dodatku nie widział całego zajścia, trzyma się bez wyroku człowieka przez osiem miesięcy.
Retoryczne pytanie.
Też tak uważam. Ale ta sprawa w ogóle jest dużo szersza. To nie są tylko kwestie ideologiczne czy kwestie postawy politycznej Piotra Staruchowicza. On nie chce być traktowany jak przywódca polityczny. Tak samo jak całe środowisko kibiców nie chce być utożsamiane z konkretną opcją polityczną. A o nich bardzo często mówi się, że są przybudówką jakiejś partii albo innej grupy.
Wiadomo jakiej partii.
Być może wiadomo. Ale to też zależy od tego, w jakich pada to mediach (śmiech). Ale tak czy siak to przykre, bo kibice nie są jednoznacznym ugrupowaniem w kwestii dokonywanych wyborów politycznych. Tam są reprezentowane bardzo różne opcje polityczne. I przy tym bardzo skrajne. Ale łączy tych ludzi jedna wspólna cecha - przywiązanie do swoich wartości. Łączy ich też patriotyzm, także ten lokalny, z którego w ogóle wywodzi się sama istota kibicowania. Z miłości do swojego miasta lub do części miasta, kojarzącej się z klubem. Dla mnie to ważne. Oni potrafią skupić się na wartościach nadrzędnych, odrzucając te wszystkie medialne spory polityczne. Te wartości są hołubione i to mi się podoba. Upolitycznianie czy upartyjnianie kibiców jest bardzo niesłuszne.
Pan był wcześniej kibicem?
Nie byłem, nie chodziłem na mecze. Miałem w głowie tylko ten przekaz medialny, o którym rozmawialiśmy. Kibic kojarzył mi się bandytą. Z kimś, kto demoluje autobusy, przystanki, chodzi po ulicach pijany i nie wiadomo co jeszcze robi. A teraz spędzam trochę czasu z tymi ludźmi i widzę, że kibice w swojej przygniatającej większości zachowują się inaczej. Na przykład ku mojemu zaskoczeniu jednym z ich postulatów, odnośnie modyfikacji Ustawy o Bezpieczeństwie Imprez Masowych było wprowadzenie zakazu sprzedaży aolkoholu na stadionie.
Proces Piotra Staruchowicza:
Na mecze pan zatem nie chodził. A czytał pan "Proces" Kafki?
Kiedyś, w szkole. Ale jak pan widzi to musiało być dawno, dawno temu (śmiech).
Identyfikował się pan z bohaterami tej powieści przez ostatnich osiem miesięcy? Pytam, bo pan sam opowiada, jak odbijał się od kolejnej ściany. A i sam Piotr podobno uważa tę sprawę za jeden, wielki absurd. Piotr S. jak Józef K.?
Myślę, że to nie był do końca absurd "kafkowski", bo ten mi się kojarzy z takim absurdem, że tak powiem, "totalnie bezsensownym". My rozumieliśmy sens działania organów ścigania. Wydawało nam się tylko niewiarygodne, że to może zaistnieć w rzeczywistości. Że można coś takiego zrobić. Stąd te właśnie podejrzenie o upolitycznienie sprawy ze strony prokuratury. Być może potrzebowali sukcesu. Aresztowali ponad 40 kibiców i ogłosili, że jednym z tych, których mają, jest Piotr Staruchowicz, ale tylko o nim wspominali wyraźnie.
To Piotr jest autorem przyśpiewki: "Donald matole, twój rząd obalą kibole", prawda?
Z tego co wiem, to tak.
Nie sądzi pan, że gdyby nie ona, nie byłoby całej tej sprawy?
Myślę, że to hasło nie było stricte polityczne.
Ryzykowna teza.
Ale to było hasło sprzeciwu. Sprzeciwu wobec ograniczania wolności, rozumianej jako możliwość wyznawania na stadionach swoich wartości. I tak było to traktowane. Kibice chcieli się domagać praw obywatelskich. Po prostu. A ja jestem przekonany, że gdyby tym premierem, który wypowiada kibicom wojnę, był ktoś inny, to przyśpiewka byłaby taka sama, tylko jej początek byłby nieco inny. Tak samo by krzyczano o innym premierze.
O Jarosławie Kaczyńskim też?
Myślę, że tak, o ile chciałby wprowadzić ograniczenie swobody ekspresji na stadionach.
Zdarzyła się panu wcześniej sytuacja, w której ma miejsce rozprawa, zaraz ma zapaść decyzja o ewentualnym tymczasowym areszcie, a pan ani nie zna zarzutów, ani nie miał okazji porozmawiać z klientem?
Rzeczywiście tutaj tak było, na pierwszej rozprawie. Byłem na niej obecny, nie mając dostępu do choćby tej części akt postępowania, która dotyczyła uzasadnienia samego aresztu. Po prostu prokuratura odmówiła mi do nich dostępu.
To się dzisiaj zdarza?
Niestety, ale tak. Sam miałem parę takich przypadków. I dlatego uważam, że cała ta sprawa, o której rozmawiamy powinna być przyczynkiem do szerszej dyskusji. Nie o prokuraturze,o sądach, ale ogólniej, o polskim ustawodawcy. Sprawa Staruchowicza pokazuje dobitnie, że brak gwarancji procesowych dla obrony na wczesnym etapie postępowania jest dużym błędem. Bo dochodzi do sytuacji, że obrona w wielu kwestiach jest kompletnie zależna od prokuratury. W tym przypadku zabrakło dobrej woli. Ale mogłoby jej też zabraknąć z braku odpowiednich instrumentów. Ja panu nie powiem teraz, że prokurator łamał prawo. Po prostu wykorzystywał normy prawne, które miał. Dzisiaj te normy są tak szerokie, ze może dojść do nadużycia bez ich wyraźnego łamania. Niestety.
To jeszcze inna sytuacja. Jedzie pan na widzenie na Rakowiecką, by na miejscu dowiedzieć się, że pana klienci są jednak w innych aresztach. Był taki przypadek, prawda?
Był.
Ktoś chciał celowo utrudnić widzenie?
Mam nadzieję, że nie było tu złośliwości. Że słowo "przypadek", którego pan użył, dobrze tę sytuację oddaje. Na linii prokurator - areszt śledczy od lat jest duży bałagan. Zresztą na działalność służby więziennej moi klienci akurat nie narzekali, poza tylko ostatnią fazą, kiedy Piotr Staruchowicz stał się w areszcie więźniem izolowanym, mimo że wcale nie miał takiego statusu.
Można jaśniej?
Sąd mu nie nadał takiego statusu, a on był tak traktowany w więzieniu jakby był więźniem izolowanym, a nawet niebezpiecznym. Zdaje się, że jedna z osób kierowniczych w areszcie śledczym uznała, że zrobimy tak i tak, bo my tak uważamy. Stwarza pan zagrożenie dla innych i my pana jako taką osobę potraktujemy.
Fatalnie. Wie pan, wielu ludzi uważa, że tak lepiej, bo nie mają wtedy bezpośredniego kontaktu z tymi wszystkimi tzw. bandytami. Ale samotność - ona jest dużo większą karą. Piotr jest osobą niezwykle komunikatywną i potrzebuje kontaktu z ludźmi. Zostawienie go samemu z sobą to dla niego koszmar.
Mieliście kilkanaście widzeń. Rozmawialiście tylko o sprawie?
Mieliśmy szansę rozmawiać. Reszty panu nie zdradzę, bo wiąże mnie tajemnica adwokacka.
To ja spytam inaczej. On znosił to mężnie? Bo z jednej strony w jednej z wypowiedzi pan tak to określił, ale już w wywiadzie z panem znalazłem takie stwierdzenie, że w areszcie najgorszy jest czas, bo on potrafi złamać człowieka.
Absolutnie znosił to mężnie, bo to twardy facet. Na pewno cierpiał, na pewno było mu trudno, to nie była taka radość z bycia bohaterem. Ale też nie miał chwili zwątpienia. Nie myślał nigdy o tym, żeby pójść na współpracę z prokuraturą, żeby przyznać się do wszystkiego, myśląc, że jego koszmar się wreszcie skończy.
To prawda, że podczas procesu brał pan sędziego na litość?
(Wąsowski się ożywia) Wiem, to było w "Newsweeku", ale to nieprawda. Nie było żadnego mówienia o rodzinie.
Mam ze sobą "Newsweeka", może przeczytam ten fragment: "Obrońca Starucha nie w formie. Próbuje wziąć sąd na litość: rodzice nie żyją razem, Staruch opiekuje się chorą matką, ma chory staw i zapalenie spojówek".
Wątek chorej matki pojawił się w sprawie innego kibica i to w sprawie nie związanej z narkotykami. Nie wiem, skąd dziennikarze podali takie informacje w kontekście Piotra.
Czyli dementujemy.
Absolutnie. Redaktor Cieśla miał niewątpliwie znakomite informacje. Nawet lepsze niż ja sam (śmiech). Jednak akurat z tą "nie trafił". Ale to bardzo dobry dziennikarz, lubię jego teksty. Rozumiem, że pewna licencia poetica obowiązuje w dziennikarstwie śledczym.
A nie sądzi pan, że paradoksalnie ten tekst wam bardzo pomógł?
Na pewno. Jak każdy, który pojawiał się w ostatnim czasie.
Tylko, że wcześniej takie artykuły pojawiały się głównie w mediach, określanych jako prawicowe. Takich o określonych poglądach. A tutaj Piotra w obronę wziął "Newsweek", utożsamiany z poruszaniem sprawy kibiców w nieco innym świetle.
Idąc zaproponowanym przez pana podziałem, trzeba by rzecz - "w lewicowym świetle" (śmiech). Oczywiście, że tak. Ale jeszcze wcześniej redaktorzy "Wprost" napisali o sprawie. Panowie Majewski i Reszka. Też dobrze, rzetelnie. Też nam pomogli, bo przecież im większe kręgi ludzi dowiedzą się o sprawie, tym lepiej. Wcześniej pisały o tym m.in "Gazeta Polska", "Gazeta Polska Codziennie", "W sieci", "Rzeczpospolita", "Do Rzeczy", o portalach internetowych nie wspominając.
Paweł Reszka mówi o sprawie Piotra Staruchowicza:
Będzie teraz jakiś rewanż ze strony pana i Piotra? Jakieś mocne słowa, wnoszone oskarżenia?
Nie będziemy się teraz bawić w rewanżyzm. Szanujemy instytucję prokuratury, ale też zdajemy sobie sprawę z tego, że ona powinna przede wszystkim ścigać przestępców. karać tych, którzy na to zasłużyli. Najgorsze, co może się zdarzyć, to działanie w imię poprawiania statystyk. Takie myślenie w stylu: "Złapmy jak najwięcej ludzi, a paragraf na każdego się znajdzie". Przecież tak nie powinno być. Nie znajdzie się na każdego.
Załóżmy, że otwiera pan teraz konstytucję i czyta drugi artykuł. "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym". Pojawia się na twarzy lekki, ironiczny uśmieszek?
Nie, nie ma go.
Ale powiedział pan, że sprawa Piotra nosi znamiona aresztu wydobywczego, który był charakterystyczny dla państw totalitarnych. Stąd moje pytanie.
Po kolei. Prawo nie opisuje rzeczywistości, która realnie istnieje. Ono tylko opisuje, jaka powinna być rzeczywistość. I ten przepis mówi właśnie o tym, jaką normę nasz kraj powinien wypełniać. To jest takie zadanie dla naszych władz publicznych i powinność jest tutaj kluczowa. Przecież, np/ gdy mamy jakiegoś historyka i on opisuje przeszłość, to nie może opierać się w swoich badaniach tylko na aktach prawnych. Bo one nie mówią, jak jest, ale jak powinno być. I właśnie w państwach totalitarnych było najczęściej tak, że one miały piękne konstytucje, fantastyczne normy powinnościowe, mówiące, jak to powinno być pięknie i cudnie, ale stan faktyczny był już zupełnie inny. Dlatego tak powiedziałem i dzisiaj się nie wypieram tych słów.
A czy dzisiaj jest pan innym człowiekiem niż przed wzięciem tej sprawy?
Nie wiem. Naprawdę, nie mam pojęcia. Musiałby pan moją żonę o to zapytać. Myślę, że miałaby panu wiele w tej kwestii do powiedzenia (śmiech).
W jakim pan jest teraz humorze?
Bardzo dobrym.
A jaka była pierwsza myśl, gdy we wtorek stało się jasne, że Piotr wyjdzie na wolność?