Żołnierze Ramzana Kadyrowa nazywani przez niektórych "bojownikami z TikToka" od początku wojny w Ukrainie wspierają wojska rosyjskie na linii frontu. Nieoficjalnie mówi się, że to właśnie bojownicy z Czeczenii mogą "przejąć obowiązki" po Grupie Wagnera.
Reklama.
Reklama.
Żołnierze Ramzana Kadyrowa mieli stłumić bunt wagnerowców
Informacje o tym, że czeczeńscy bojownicy mieli stłumić bunt Grupy Wagnera pojawiły się na kilka godzin przed tym, jak Jewgenij Prigożyn zadecydował się przerwać marsz na Moskwę.
Gotowość do powstrzymania rajdu wagnerowców wyraził sam Ramzan Kadyrow, o czym powiadomił za pośrednictwem mediów społecznościowych.
"To, co się dzieje, nie jest ultimatum dla Ministerstwa Obrony, tylko wyzwaniem dla państwa. Wobec tego wyzwania konieczne jest, aby wszyscy zjednoczyli się wokół przywódcy narodu" – napisał na Telegramie lider kadyrowców.
"Wojsko, siły bezpieczeństwa, gubernatorzy, ludność cywilna. Powstanie musi zostać stłumione, a jeśli w tym celu trzeba będzie podjąć trudne środki, jesteśmy na to gotowi" – czytamy we wpisie.
Kadyrow, tak samo jak Władimir Putin, zarzucił Grupie Wagnera zdradę. Jak napisał na Telegramie czeczeński bojownik, "niektórzy w imię osobistych ambicji i zysków, a także z powodu arogancji, mogą lekceważyć swoje przywiązanie i miłość do ojczyzny".
Ostatecznie nie doszło do starć między żołnierzami Jewgienija Prigożina, a kadyrowcami. Jak podała Elena Milaszina, dziennikarka rosyjskiej liberalnej Nowej Gaziety, wojska Kadyrowa weszły do Rostowa nad Donem dopiero po tym, jak wszystkie jednostki buntowników opuściły miasto.
Zdaniem niektórych ekspertów kadyrowcy podczas buntu Grupy Wagnera pełnili jedynie funkcję "pokazową", jednak według Eleny Milasziny czeczeńscy bojownicy nie dostali takiego rozkazu.
– Jestem przekonana, że przystąpiliby do walki, gdyby otrzymali taki rozkaz, który, jak widać, nie padł – przyznała dziennikarka Nowej Gaziety.
"Kadyrowcy wspierają Rosjan, jednak nie widać ich na polu walki"
Od momentu rozpoczęcia zbrojnej agresji na UkrainęRamzan Kadyrow jednoznacznie opowiedział się za stroną rosyjską. Czeczeński lider regularnie zamieszcza w internecie filmy, na których jego żołnierze popisują się sprzętem oraz umiejętnościami prowadzenia wymiany ognia, jednak nagrania zawsze ukazują manewry na poligonie.
– Stopień zaangażowania Czeczenów w walkę należy moim zdaniem oceniać bardzo ostrożnie – przyznał niedawno w rozmowie z amerykańską telewizją.
Podobnego zdania jest Elena Milaszina.
– Czeczeni mogą dobrze walczyć, ale nie mają motywacji do umierania na cudzej ziemi. Jeśli wróg spróbowałby przejąć Czeczenię, wtedy dzielnie walczyliby z karabinami maszynowymi na czołgi – stwierdziła rosyjska dziennikarka.
Jak dodała, od początku inwazji publikują filmy w mundurach i pełnym uzbrojeniu, jednak "nie widać ich w okopach, po prostu tam ich nie ma". Między innymi dlatego kadyrowcy zyskali miano "żołnierzy z Tik Toka".
Dodatkowo zdaniem Milasziny, większość bojowników Kadyrowa nie są Czeczenami. Dziennikarka powołała się na dane, które zgromadził ukraiński wywiad. "90 procent z nich to ochotnicy z całej Rosji". Według niej żołnierze są werbowani przez siły specjalne Rosyjskiego Uniwersytetu Specnazu.