Michał Wypij startuje do Sejmu z listy Koalicji Obywatelskiej. Były wiceprzewodniczący Porozumienia w rozmowie z naTemat tłumaczy, dlaczego przez dwa lata współpracował z PiS i co sprawiło, że odciął się od obozu władzy. – Próbę wiarygodności miałem dosyć szybko – przyznaje Michał Wypij. Poseł mówi także, jak ocenia start z jednego komitetu z liderem Agrounii Michałem Kołodziejczakiem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Michał Wypij: Generalnie tak. Mam zdrową rodzinę, wykonuję dobry, piękny zawód, jestem szczęśliwy. Dlaczego pani pyta?
Wielu pańskich kolegów z Porozumienia nie zdołało przeskoczyć na statek Koalicja Obywatelska. Panu się udało.
To nagroda za to, że cały czas jestem w tym samym miejscu. Pozostałem wierny swoim zasadom, choć było to trudne i przyszło za to zapłacić wysoką cenę. Moje środowisko polityczne już nie istnieje. Nie wyobrażałem sobie jednak poparcia nielegalnych wyborów kopertowych, ataku na wolne media czy wniosku do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. To były złe, szkodliwe zmiany, których skutki odczuwamy do dziś.
Teraz dostałem zaproszenie od ludzi, którzy wierzą, że mogą wygrać z tą ogromną machiną, jaką stał się obóz rządzący. Ja też wierzę, że zwyciężymy.
Liczy pan na to, że wyborcy zapomną, iż przez dwa lata był pan w koalicji z PiS?
To moja pierwsza kadencja, próbę wiarygodności miałem dosyć szybko. To dzięki Porozumieniu uratowane zostało KPO, które obóz władzy chciał od początku zawetować. To dzięki mojej byłej partii te pieniądze trafią w końcu do Polski.
Mam poczucie, że w kluczowym momencie nie zawiodłem. Gdy okazało się, że obóz władzy zmienia się w karykaturę samego siebie, że zaczyna stosować metody, z jakimi rzekomo chce walczyć, że krzyczy "precz z komuną", a działa jak komuna, także pod względem propagandowym, odciąłem się od PiS.
Czy jest coś, czego pan żałuje i chciałby to naprawić w nowym Sejmie?
To były intensywne cztery lata. Zdobyłem szereg doświadczeń, które zabieram ze sobą w dalszą drogę jako przestrogę. Są kompromisy, na które nie warto iść, więc już na nie nie pójdę.
Na przykład?
Choćby kwestia finansowania mediów publicznych z budżetu. Poparłem to rozwiązanie wierząc, że dzięki tym pieniądzom rozkwitną ośrodki lokalne. Tymczasem sytuacja mediów publicznych w regionach jest fatalna, warunki pracy złe, umowy upokarzające. Zamiast na wzmocnienie lokalnych telewizji i radia środki popłynęły na propagandę partii rządzącej.
Mówiąc pół żartem, pół serio, mam wrażenie, że Michał Kołodziejczak się na mnie uwziął (śmiech).
Pół roku temu jako wiceprzewodniczący Porozumienia zostałem zaskoczony próbą połączenia z Agrounią. Skończyło się tak, jak się skończyło. Start Michała Kołodziejczaka z listy Koalicji Obywatelskiej to decyzja Donalda Tuska i kierownictwa Platformy. Jak się z tym czuję? Nie będę teraz marudzić tylko zakasuję rękawy i biorę się do ciężkiej pracy w moim okręgu w Olsztynie.
Cztery lata temu zdobył pan nieco ponad 14 tys. głosów. Poprawi pan wynik w październiku?
Liczę na to. Dołączyłem do Donalda Tuska, bo chcę wygrywać. Jestem pewien, że jesienią władzę zdobędzie demokratyczna opozycja. Nie chodzi jednak tylko o moje ambicje. Stawką tych wyborów jest bezpieczeństwo Polski i Polaków.
Podniesie pan rękę za liberalizacją prawa aborcyjnego? Rok temu na Campusie Polska Donald Tuskzapowiedział, że na listach KO znajdą się tylko osoby, które poprą oddanie decyzji kobiecie do 12 tygodnia niechcianej ciąży.
Nie mam z tym problemu. Mówiłem to już publicznie. Proponowany projekt otacza kobietę rzeczywistą opieką. To rozwiązanie, które trzeba wprowadzić jak najszybciej.