Jarosław Kaczyński nagle wyjął "lex Tusk" z szuflady i zarządził zgłaszanie kandydatów do komisji. Prawo i Sprawiedliwość kolejny raz podejmuje dziwne ruchy w środku kampanii wyborczej, ale co chce na tym ugrać? – Tu jest jeden, dość widoczny klucz – zauważa Paweł Zalewski. – Prezes PiS kolejny raz zmienia zdanie – dodaje prof. Antoni Dudek.
Reklama.
Reklama.
W co gra Jarosław Kaczyński? Prezes PiS nagle odgrzewa "lex Tusk"
"Lex Tusk" miało być młotem na Platformę Obywatelską i jej szefa, a zakończyło się wzrostem poparcia dla partii Donalda Tuskai mobilizacją, którą widzieliśmy na marszu 4 czerwca. Sytuację rządu próbował jeszcze ratować Andrzej Duda, nowelizując projekt.
Ostatecznie jednak wszyscy zgodnie stwierdzili, że Jarosław Kaczyński porzucił ideę palenia na stosie swojego rywala. W miniony wtorek okazało się, że wszyscy są w błędzie. Prawo i Sprawiedliwość bowiem ogłosiło kandydatów do komisji, która w teorii ma badać rosyjskie wpływy w Polsce.
Jak pisaliśmy w naTemat, kandydatami na członków "lex Tusk" są: Łukasz Cięgotura, Sławomir Cenckiewicz, Michał Wojnowski, Marek Czeszkiewicz, Przemysław Żurawski vel Grajewski, Marek Szymaniak, Arkadiusz Puławski, Andrzej Kowalski, Andrzej Zybertowicz.
Co więcej, głosowanie nad kandydaturami odbędzie się dziś, czyli w środę późnym wieczorem podczas ostatniego posiedzenia Sejmu IX kadencji. Rodzi się więc pytanie, w co gra lider obozu władzy i skąd tak pochopne działania?
"Jarosław Kaczyński znów zmienił zdanie (...). Trochę to przypomina dzieje Polskiego Ładu"
– Jarosław Kaczyński znów zmienił zdanie. Zrobił to kolejny raz. Raz ta komisja miała być przed wyborami. Potem jednak po wyborach, a teraz jednak będzie wybrana przed wyborami – zauważa prof. Antoni Dudek, politolog i wykładowca na UKSW.
– Kaczyński stara się zrealizować swój pomysł, który miał być w założeniu maczugą na Tuska i wunderwaffe, które da zwycięstwo w wyborach. A tak naprawdę niewiele z tego zostało. Ta komisja jest smutną pamiątką po jeszcze jednym pomyśle prezesa – dodaje.
Według eksperta, w zależności od wyniku wyborów komisja uruchomi działalność, albo pozostanie bytem martwym. Nic jednak nie wskazuje na to, byśmy mieli do czynienia z przełomowym planem czy strategią wypracowaną w pocie czoła przez Kaczyńskiego.
– Nawet politycy PiS przyznają, że ta komisja żadnego raportu już nie ogłosi. Czym Kaczyński nas może zaskoczyć? Tym, że wezwie Donalda Tuska przed swoje oblicze, a on się nie stawi? W momencie, w którym Kaczyński zgodził się na nowelizacje Dudy, z tego balona uciekła większość powietrza – zauważa prof. Dudek.
A co jeśli wicepremier utrzyma władzę po wyborach? – To będzie wzywać i Tuska, i Pawlaka. Ale ta komisja będzie miała już tylko wydźwięk propagandowy, skoordynowany z serialem "Reset" w TVP – mówi ekspert, po czym podsumowuje: – No, chyba że znowu znowelizują ustawę, stwierdzą, że się pomylili i wrócą do najbardziej horrendalnych założeń. U nich wszystko już jest możliwe, ale do tego trzeba mieć samodzielną większość w Sejmie.
"Kaczyński dokonywał wyboru członków komisji. Tu jest jeden, dość widoczny klucz"
A co o sprawie mówią politycy, którzy będą głosować nad kandydaturami Kaczyńskiego? – Przyjąłem to ze zdziwieniem – tak na nagłą decyzję obozu władzy zareagował Paweł Zalewski, poseł Polski 2050, kandydat Trzeciej Drogi do Sejmu z okręgu podwarszawskiego, a także były wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości.
– Wydawało się, iż ta komisja okazała się bardziej ryzykiem niż zyskiem dla Prawa i Sprawiedliwości. Myślałem, że ta komisja przeminie, ale Jarosław Kaczyński postanowił nadać jej nowy charakter. Tu nie będzie chodziło o taki bezpośredni rewanż, ale o zbudowanie pewnej narracji dotyczącej stosunków polsko-rosyjskich w czasach poprzednich rządów – dodaje.
Według doświadczonego parlamentarzysty Kaczyński dobrze przemyślał decyzję o powrocie do tematu "lex Tusk". – Ja myślę, że Kaczyński nie reaguje nerwowo. Część z członków komisji kojarzę z ich publikacji. Bardziej będzie chodziło o zbudowanie tła dla krytyki wszystkiego, co działo się przed 2015 rokiem, niż o wskazywanie na tzw. "konkretnych agentów Putina" – wyjaśnia.
– Nie mam wątpliwości, że Jarosław Kaczyński dokonywał wyboru członków komisji. Tu jest jeden, dość widoczny klucz. Większość z tych osób związana jest z Akademią Sztuki Wojennej w Rembertowie. Teraz wszystko zależy od tego, jakie zadania prezes postawi komisji – kontynuuje.
– Pomimo zmienionego charakteru, komisja jest po prostu instrumentem polityki, a nie dochodzenia do prawdy. Dlatego ona nie powinna istnieć, a jej funkcje powinna realizować po prostu prokuratura i inne służby – podsumowuje.
"Jarosław Kaczyński uruchomi wszystkie demony, żeby wygrać wybory"
Szef klubu parlamentarnego Lewicy i "jedynka" tej partii do Sejmu w Bydgoszczy Krzysztof Gawkowski mówi zaś wprost: – Lista kandydatów pokazuje intencje Prawa i Sprawiedliwości. To wywoływanie politycznej awantury, która ma pomóc w wygraniu wyborów.
Według posła nikt niczego nie będzie wyjaśniał – To wierni ludzie Kaczyńskiego, którzy wiedzą, że od wyniku wyborów będą zależały ich kariery polityczne. Tu nie chodzi o to, żeby złapać królika, tylko żeby gonić królika – ocenia.
Cel rządu jest prosty, a według Gawkowskiego nie chodzi nawet o pokazanie wstępnej wersji raportu. – Tu chodzi o to, żeby komisja uruchomiła prace, wezwała ze dwie, trzy osoby, odtajniła parę dokumentów i pokazała palcem "o, tutaj są ruscy szpiedzy". A to jest na rękę PiS, bo nie będziemy rozmawiać o braku pieniędzy z KPO, inflacji czy braku bezpieczeństwa militarnego – podsumowuje.
Trochę to przypomina dzieje Polskiego Ładu, który miał być genialnym rozwiązaniem, a dziś mało kto się tym chwali. Komisji "lex Tusk" wybito zęby, ale ona musi być, bo wyborcy mogą pytać "panie prezesie, co z tą komisją i demaskowaniem Tuska?"
Prof. Antoni Dudek
Politolog, wykładowca UKSW
To jeden z kolejnych trybików w machinie wyborczej PiS. Takich elementów będzie jeszcze więcej. Jarosław Kaczyński uruchomi wszystkie demony, żeby wygrać wybory. A jednym z nich jest wywołanie wojny polsko-polskiej o to, kto jest w Polsce szpiegiem