Łukasz Mejza wyszarpał mandat, startując z list Prawa i Sprawiedliwości. W trakcie uroczystości wręczania zaświadczeń o wyborze na posła polityk z frakcji Adama Bielana został wybuczany. Wielu polityków wzniosło okrzyki "hańba". Incydent został zarejestrowany przez kamery, a nagranie trafiło do sieci.
Reklama.
Reklama.
Łukasz Mejza wybuczany w Sejmie! Nagranie właśnie trafiło do sieci
Z informacji dostępnych na stronie Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że poparło go 10 162 mieszkańców. – Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość nawet w tym pierwszym kroku nie utworzy rządu, to po kilku miesiącach wrócimy do władzy – zapowiedział tuż po wyborach w Radiu Zachód.
W czwartek Państwowa Komisja Wyborcza zorganizowała oficjalne wręczenie zaświadczeń o uzyskaniu mandatu posła na Sejm RP. Szczególne emocje wywołał moment wywołania Mejzy.
Wielu polityków opozycji zaczęło buczeć. Dopiero wtedy część parlamentarzystów PiS zaczęło oklaskiwać polityka. Naprzemiennie było słychać okrzyki "brawo" i "hańba".
Warto jednak podkreślić, że nawet w samym obozie władzy mandat dla Łukasza Mejzy nie wzbudził entuzjazmu.
– Sposób działania pana Mejzy był bezwzględny. Jego plakatami było obwieszone całe województwo, a plakaty innych kandydatów, w tym moje, były zrywane – powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską Elżbieta Płonka, była posłanka PiS, która straciła mandat przez Mejzę.
– Pretensje możemy mieć sami do siebie. Trzeba się uderzyć we własne piersi, bo zrobiliśmy sobie niepotrzebne problemy – skomentował dla serwisu anonimowy polityk partii.
– Stracili na tym doświadczeni politycy związani z regionem, zasłużeni, z dorobkiem. Oni zostali pozbawieni szans (...). Frustracja z tego powodu jest ogromna – dodał.
W natłoku wydarzeń w kraju i na świecie łatwo zapomnieć, dlaczego to akurat nazwisko Łukasza Mejzy wywołuje tak ogromne emocje. Wyjaśnijmy, że polityk wszedł do Sejmu z list PSL-Kukiz'15, obejmując mandat po zmarłej posłance Jolancie Fedak.
Polityk jednak od razu przeszedł na stronę Prawa i Sprawiedliwości. Według Cezarego Tomczyka były wiceminister miał także wziąć na swoją stronę byłego posła Koalicji Obywatelskiej, Zbigniewa Ajchlera. Parlamentarzystę, jak tłumaczył Tomczyk, Mejza miał zaszantażować.
Na czym miał polegać domniemany szantaż? Na tym, że Ajchler będzie mógł skorzystać z eksperymentalnej terapii na chorobę Parkinsona, jeśli wesprze obóz Jarosława Kaczyńskiego. Ostatecznie jednak zarówno Mejza, jak i Ajchler dementowali te doniesienia.
To jednak nie kwestia Ajchlera najbardziej rozpaliła media. Według doniesień Wirtualnej Polski członek Partii Republikańskiej miał czerpać korzyści majątkowe na oferowaniu niesprawdzonej terapii na nieuleczalne choroby.
Mowa między innymi o autyzmie, Parkinsonie, Alzheimerze, nowotworach czy też stwardnieniu rozsianym. Działalność miała prowadzić spółka Vinci NeoClinic. Za "leczenie" pobierano blisko 80 tysięcy dolarów.
W oświadczeniu dla mediów Mejza zapewnił, że nie czerpał środków za oferowanie niesprawdzonych terapii. Zapewniał także, że zrezygnował z pracy w spółce, gdy tylko otrzymał informację o prowadzonych przez nią działaniach.
Kolejny zarzut padł ze strony Roberta Gwiazdowskiego. Lider ugrupowania Polska Fair Play podał, że Mejza sfałszował część podpisów poparcia dla jego komitetu w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Skutkiem działania było zarejestrowanie list w 6 z 13 okręgów.