TVN24 podało, że biuro prasowe Sądu Rejonowego w Białymstoku przekazało, że wcześniej Maksymilian F. był poszukiwany listem gończym.
Został on bowiem prawomocnie skazany na pół roku więzienia za to, że "21 listopada 2015 roku doprowadził do tzw. niekorzystnego rozporządzenia mieniem osobę, która chciała kupić lampę".
Ta osoba zamówiła ją i wpłaciła pieniądze na wskazane konto. Dostała jednak ekspres do kawy, a jej straty wyniosły 500 zł. Za to białostocki sąd uznał oskarżonego za winnego i wymierzył mu karę sześciu miesięcy więzienia.
"Z akt sprawy wynika, że skazany nie stawił się na wezwanie sądu do odbycia kary pozbawienia wolności w jednostce penitencjarnej, a do chwili wydania ww. orzeczenia (wydania listu gończego) nie udało się go zatrzymać i osadzić. Nadto podjęte czynności nie przyczyniły się do ustalenia jego miejsca pobytu" – poinformował zespół prasowy Sądu Rejonowego w Białymstoku, cytowany przez TVN24.
W środę poznaliśmy wyniki sekcji zwłok dwóch policjantów. Informację w tej sprawie przekazał rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Łukasz Łapczyński.
– Ze wstępnej opinii biegłych z zakresu medycyny sądowej wynika, że przyczyną śmierci policjantów były obrażenia doznane w wyniku postrzału – powiedział PAP prokurator. Śledczy nie udzielają więcej informacji w tej sprawie.
Przypomnijmy: jak informowaliśmy w naTemat.pl, do szokujących wydarzeń na Dolnym Śląsku doszło w piątek 1 grudnia około godz. 22:30 przy ulicy Sudeckiej we Wrocławiu. Dwóch policjantów zostało postrzelonych, kiedy nieoznakowanym radiowozem transportowali na posterunek 44-letniego Maksymiliana F.
Wciąż do końca nie wyjaśniono opinii publicznej, w jaki sposób przestępca uzyskał możliwość oddania strzałów do asp. szt. Daniel Łuczyński i asp. szt. Ireneusz Michalak, oraz w jaki sposób w ogóle przemycił broń na pokład radiowozu.
Oficjalnie informacje w sprawie ataku na policjantów z Wrocławia były niestety jedynie tragiczne. Kilka dni 45-latek i 47-latek walczyli o życie pod opieką najlepszych dolnośląskich lekarzy.
Niestety, w poniedziałek 4 grudnia Komenda Wojewódzka Policji we Wrocławiu najpierw poinformowała o śmierci asp. szt. Łuczyńskiego. Po kilku godzinach równie smutne wiadomości nadeszły w sprawie asp. szt. Michalaka.
Nie jest nadal do końca jasne, skąd napastnik wziął pistolet. Jak dowiedziała się jednak "Rzeczpospolita", Maksymilian F. miał zostać przeszukany przez policję.
Dziennikarze gazety twierdzą, że nagrania kamer monitoringu pokazują mężczyznę bez pistoletu. Jak czytamy, służby mają podejrzewać, że 44-latek ukrył rewolwer w radiowozie, a wykorzystał go po tym, jak został tam umieszczony po raz drugi.