Nowe informacje ws. zastrzelonych policjantów. Taką decyzję podjęły rodziny
redakcja naTemat
06 grudnia 2023, 11:32·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 06 grudnia 2023, 11:32
Asp. szt. Daniel Łuczyński oraz asp. szt. Ireneusz Michalak nie przeżyli ataku, jakiego wobec nich dopuścił się Maksymilian F. Chociaż dolnośląscy lekarze robili, co mogli, najpierw 4 grudnia poinformowano o śmierci obu policjantów z Wrocławia. Teraz okazuje się jednak, że przed odejściem na wieczną służbę Łuczyński i Michalak jeszcze raz przyjdą kilku osobom z pomocą.
Reklama.
Reklama.
Jak informowaliśmy w naTemat.pl, do szokujących wydarzeń na Dolnym Śląsku doszło w piątek 1 grudnia około godz. 22:30 przy ulicy Sudeckiej we Wrocławiu. Dwóch policjantów zostało postrzelonych, kiedy nieoznakowanym radiowozem transportowali na posterunek 44-letniego Maksymiliana F.
Wciąż do końca nie wyjaśniono opinii publicznej, w jaki sposób przestępca uzyskał możliwość oddania strzałów do asp. szt. Daniel Łuczyński i asp. szt. Ireneusz Michalak, oraz w jaki sposób w ogóle przemycił broń na pokład radiowozu.
Oficjalnie informacje w sprawie ataku na policjantów z Wrocławia były niestety jedynie tragiczne. Kilka dni 45-latek i 47-latek walczyli o życie pod opieką najlepszych dolnośląskich lekarzy.
Jak informuje teraz dziennik "Fakt", ofiary Maksymiliana F. przed odejściem na wieczną służbę jeszcze raz przyjdą kilku osobom z pomocą. Umożliwiają to decyzje rodzin zamordowanych policjantów z Wrocławia, które zdecydowały o przekazaniu ich narządów na cele transplantacyjne.
– Jest tylko jedno ukojenie bólu, cieszę się, że Daniel będzie żył dalej w innych osobach. I że te osoby dostały szansę na dalsze życie od niego. To też daje nieznaczne ukojenie bólu. I tylko potwierdza, jak pięknym był człowiekiem. Dalej pomaga innym – tak "Fakt cytuje" Bożenę Szymańską, która była przyjaciółką asp. szt. Łuczyńskiego.
Daniel Łuczyński i Ireneusz Michalak nie żyją. Bulwersująca śmierć policjantów z Wrocławia
To jedyny jasny wątek w całej sprawie. Jak informowaliśmy już wielokrotnie w naTemat.pl, wydarzenia z 1 grudnia wzbudzają liczne znaki zapytania i bulwersują mundurowych oraz opinię publiczną w całej Polsce.
Dramat na Sudeckiej przypomniał o skali wieloletniego problemu z wrocławskim garnizonem policji. – Do Wrocławia nikt nie chce iść. Ludzie się boją. Wrocław jest ciężki i nikt nad tym nie panuje. To wszystko jest rozpuszczone, ludzie robią, co chcą. To duży garnizon. Tu się zdarzają mocniejsze rzeczy – powiedział wysoki rangą oficer dolnośląskiej policji w materiale Doroty Kuźnik i Alana Wysockiego.
Narzekał on między innymi na brak odpowiednich szkoleń dla funkcjonariuszy. W tym kontekście wypowiadał się w naTemat.pl także rutynowany funkcjonariusz polskich służb i współtwórca pierwszych oddziałów antyterrorystycznych Jerzy Dziewulski. – Pojawia się pytanie zasadnicze – skąd ten człowiek miał broń mimo dokonania przeszukania? Nie można dwukrotnie spieprzyć przeszukania zatrzymanego. Mało tego, on oddał dwa strzały i to musiały być szybkie strzały – podkreślił w rozmowie z Katarzyną Zuchowicz.