Wszystko wskazuje na to, że Sam Esmail miał ambicję, by zrobić z filmu "Zostaw świat za sobą" dzieło oświecone ubrane w szaty Spike'a Lee i Briana De Palmy. Takie o apokalipsie i o ludziach, którzy obudzili się rychło w czas. Adaptacja powieści Rumaana Alama stara się wyrwać nas z konsumpcjonistycznego letargu, jednocześnie serwując nam sceny przywodzące na myśl lokowanie produktu. Satyryczny tytuł spod szyldu Netfliksa ma być może dobrą obsadę, niemniej jest przerostem formy nad treścią, w której kamera kręci się niemiłosiernie, dając widzom złudne przekonanie o swojej wielkości.
Ocena redakcji:
2/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tekst zawiera spoilery dotyczące "Zostaw świat za sobą" o Netfliksa.
"Zostaw świat za sobą" (RECENZJA)
Coraz potężniejsze burze słoneczne, rekordowo gorące lato i topniejące lodowce; przerażające cyberataki, wojny pochłaniające miliony istnień, w skrócie: "ludzie ludziom wilkiem". W mniejszym lub większym stopniu bagatelizujemy wszelkie znaki na niebie wskazujące, że historia nie zmierza we właściwym kierunku. Niby wiemy, że jest źle, ale jeszcze się łudzimy.
"Zostaw świat za sobą" próbuje wytknąć widzom ich nieczułą postawę; dla jednych będzie faktycznym objawieniem na miarę zrozumienia podstaw definicji jaskini platońskiej (tego reżyserowi nie można odebrać), dla drugich historią utkaną hipokryzją, która zrzuca na barki zwykłych obywateli zbyt dużą odpowiedzialność, nie punktując w dobitny sposób bezczynności multimiliarderów mających większą siłę sprawczą niż taki Kowalski.
Zacznijmy od tego, że Sam Esmail ("Mr. Robot") serwuje nam historię o rodzinie z klasy średniej, która może pozwolić sobie na wynajęcie domu będącego jak ta największa i najdroższa parcela w grze The Sims. Amanda ma dość ludzi (już w prologu wygłasza monolog o nienawiści do swojego gatunku), dlatego zachęca męża do wyjazdu na wczasy, bo Nowy Jork ją męczy.
Pobyt w posiadłości na Long Island – nowoczesnej, ale zarazem przepastnej niczym hotel w "Lśnieniu" – zapowiada się z początku idealnie. Po paru dniach wypoczynek rodzinki zakłóca rozbicie się tankowca na pobliskiej plaży, a następnie pojawienie się nieproszonych gości pod drzwiami wynajmowanego przez nią domostwa. I tym sposobem rozpoczyna się koniec świata.
Świat się wali, Tesla rozpada, kamera kręci
Reżyser prezentuje hybrydę z czterema głowami: satyrą, thrillerem psychologicznym, akcyjniakiem i dramatopodobnym produktem. Warstwa wizualna mówi nam, że mamy do czynienia z filmem czerpiącym garściami z kina niezależnego. Problem w tym, że to wyłącznie powierzchowna inspiracja.
Technicznie dobre ujęcia nie wnoszą do scenariusza niczego poza operatorskim popisem. Kamera lata nad głowami bohaterów, obraca się wokół nich niczym weselna fotobudka; z założenia chce budować napięcie, a tylko irytuje jako zbędny zapychacz. Miał być De Palma, a nie ma De Palmy.
Jeśli chodzi o samą fabułę, przez większość czasu prowadzi ona grę opartą na domysłach. Hołduje dialogom, w których zdradzane są najistotniejsze szczegóły związane z apokalipsą. Esmail zamiast pokazywać, woli mówić o tym, co się wydarzyło. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie fakt, że jego kwestie są przeważnie nieznośnie pompatyczne (w tych komediowych faktycznie bywa błyskotliwy), a zwroty akcji przewidywalne.
Poprawny film od Obamów
"Zostaw świat za sobą" pragnie zdjąć klapki z naszych oczu, lecz jako prawdy objawione sprzedaje nam oczywistą oczywistość. Tytuł Netfliksa może przemówić zwłaszcza do ludzi, którzy dotąd nie zdawali sobie sprawy z tego, w jakim błocku utknęła ludzkość. Jednak umówmy się, w filmie Esmaila nie pada nic nowego, o czym nie trąbiliby wcześniej aktywiści, naukowcy i telewizja. Jest to pewna fantazja o apokalipsie, ale na tyle prawdopodobna, że aż nieciekawa.
Film, którego producentami są Michelle i Barack Obama, poucza, ale (jak na ironię) korzysta najpewniej z tzw. lokowania produktu. Tu długie ujęcie na kubeczek Starbucksa i klocki Jenga, a tam na samochody Tesli.
Obsada w "Zostaw świat za sobą" prezentuje się ładnie na plakacie, natomiast po seansie pozostawia niedosyt.Julia Roberts ("Raport pelikana" i "Pretty Woman") wciela się w nieufną i gniewną matkę, która skoczy w ogień za dziećmi. Ethana Hawke'a ("Stowarzyszenie umarłych poetów") obsadzono natomiast w roli pierdołowatego ojca, który chce dobrze, ale nie ma odwagi, by postawić na swoim lub wyjść ze strefy komfortu.
Ich filmowe dzieci symbolizują dwie postawy wśród młodzieży – starszy syn, typowy nastolatek z buzującymi hormonami, jest bierny; młodsza córka reprezentuje za to młode osoby, których nikt nie słucha i które uciekają do fikcyjnego świata, by nadać szaremu życiu jakiekolwiek barwy.
Każda z tych kreacji jest poprawna – najjaśniej świeci gwiazda Roberts, a także odtwórczyni postaci Ruth – Myha'li Herrold ("Branża").Mahershala Ali ("Green book") odgrywa ojca dziewczyny, który jest – w moim odczuciu – najabsurdalniejszym elementem "Zostaw świat za sobą". Wszechwiedzący mężczyzna, ale o ważnych rzeczach, o których widz nie ma prawa wiedzieć, przypomina sobie dopiero w finale filmu.
"Zostaw świat za sobą" miało duży potencjał, przyzwoite efekty specjalne i imponującą obsadę. Koniec końcu zabrakło sensownego scenariusza, własnego stylu i pomysłu na to, jak skutecznie potrząsnąć widzem – zwłaszcza tą napomkniętą przez postać Aliego "bogatą kliką".