Afera wizowa przez wiele tygodni nie schodziła z czołówek mediów. Teraz sprawą zajmie się specjalna komisja śledcza, którą wybrał Sejm. Skład zespołu posłowie zatwierdzili w czwartek – to 11 osób ze wszystkich klubów parlamentarnych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Afera wizowa. Sejm powołał członków komisji śledczej
Przypomnijmy: we wtorek Sejm przyjął uchwałę dotyczącą powołania komisji śledczej w sprawie tzw. afery wizowej. W jej skład wejdzie 11 posłów.
Za powołaniem głosowało 259 posłów, przeciw 79, a jedna osoba wstrzymała się od głosu. W głosowaniu nie wzięło udziału 114 posłów Prawa i Sprawiedliwości, w tym m.in. Jarosław Kaczyński oraz były szef MSZ Zbigniew Rau.
"Komisja śledcza powinna zbadać legalność, prawidłowość oraz celowość, a także wystąpienie nadużyć, zaniedbań i zaniechań w zakresie legalizacji pobytu cudzoziemców na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w okresie od dnia 12 listopada 2019 r. do dnia 20 listopada 2023 roku" – podano w uzasadnieniu uchwały o powołaniu komisji.
W czwartek zatwierdzono jej dokładny skład. Ze strony PiS w komisji znajdą się Zbigniew Bogucki, Piotr Kaleta, Andrzej Śliwka oraz Daniel Milewski. KO będzie reprezentować Maria Janyska, Marek Sowa i Michał Szczerba. Aleksandra Leo (Polska 2050) i Mirosław Orliński (PSL) to z kolei skład z ramienia Trzeciej Drogi. Lewica do tego gremium wskazała Macieja Koniecznego, a Konfederacja Krzysztofa Mulawę.
O co chodziło z aferą wizową?
Przypomnijmy, że w sprawie wątpliwych okoliczności napływu do Polski nawet kilkuset tysięcy imigrantów zrobiło się głośno latem tego roku. Tymczasem Jarosław Kaczyński całą sprawę bagatelizował. – W gruncie rzeczy chodzi o jakąś zupełnie drobną sprawę – oznajmił wówczas prezes PiS w Poznaniu.
Efektem afery była seria zatrzymań osób powiązanych z PiS. Mowa między innymi o Edgarze K. – byłym współpracowniku byłego wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka i kieleckim radnym PiS Mariuszu G.
Przeprowadzona przez Marcina Kierwińskiego i Jana Grabca z Koalicji Obywatelskiej kontrola poselska wykazała, że podejrzenia mogło wzbudzić aż 350 tys. wiz dla obywateli 20 państw Afryki oraz Bliskiego Wschodu.
– Okazuje się, że z dużym prawdopodobieństwem mamy do czynienia z korupcjąw tym ministerstwie. Korupcją na najwyższych szczeblach i to w temacie, który jest szczególnie wrażliwy – powiedział wtedy Kierwiński.
Co o tej sprawie ma do powiedzenia Wawrzyk?
W sprawie w końcu głos też zabrał były wiceszef MSZ. – Byłem w gotowości i jestem cały czas gotowy do rozmowy, do składania zeznań, odpowiedzi na wszystkie pytania. Po prostu nie mam nic do ukrycia, nie mam sobie nic do zarzucenia – mówił nie tak dawno w programie Radia Zet Piotr Wawrzyk, który w wyniku afery wizowej stracił swoje stanowisko.
Jak przekonywał, nie było czegoś takiego jak "stragany z wizami". – Nie ma czegoś takiego, nie ma takiej technicznej możliwości. Wiza to jest dokument, który jest wyrabiany w Warszawie i trafia do właściwego konsulatu, gdzie jest przekazywany odpowiedniej osobie – stwierdził.
Dopytany, co tam było w takim razie sprzedawane, zabrał się za wyjaśnienia. – Już mówię. Żeby móc otrzymać wizę, trzeba spełnić określone warunki – to wynika z prawa unijnego, to nie jest nasze prawo, to wynika z kodeksu Schengen. Trzeba na przykład mieć poświadczenie, że jest się dobrze sytuowaną osobą, czyli na przykład, że ma się – nie wiem – 100 tys. dolarów w banku. I tego rodzaju właśnie dokumenty na konkretne osoby można było na tych straganach w Nigerii nabyć – poinformował.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.