Echa afery wizowej nie milkną. Dziennikarzom Onetu udało się dotrzeć do Hindusów, którzy dostali się do Polski dzięki wizom załatwionym przez firmę VFS. – Bezpieczeństwo granic Polski i Europy zostało oddane w ręce Hindusów z VFS. Pierwsza weryfikacja wniosków Hindusów chcących jechać do Polski spoczywała więc na innych Hindusach – powiedzieli.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ciąg dalszy afery wizowej. "Polska oddała bezpieczeństwo w ręce firmy VFS"
Jak ustalił Onet, w całych Indiach działa dziewięć biur firmy VFS, które zajmowały się obsługą wniosków wizowych, w wyniku których do Polski napływają coraz to kolejni migranci.
O działalności firmy w rozmowie z serwisem powiedziała grupa Hindusów, którzy przyjechali do Polski dzięki wizom zdobytym za pośrednictwem przedsiębiorstwa. Ci wyjaśnili, że od 2019 roku dostęp do polskiej ambasady i konsulatu w Indiach został odcięty.
Zasugerowali również, że celem "blokady" jest możliwość zdjęcia z siebie odpowiedzialności za możliwe nieprawidłowości. – Polska oddała bezpieczeństwo swoich granic i całej Europy w ręce firmy zewnętrznej VFS. (...) Polskie konsulaty nie widziały na oczy ludzi, którym przyznawano wizy – powiedział jeden z migrantów.
Hindusi o aferze wizowej: Kiedy polscy urzędnicy mieliby to wszystko przejrzeć?
Jak wyjaśnił Onetowi, żeby złożyć wniosek o polską wizę, konieczne jest umówienie spotkania w VFS. – Umówienie spotkania odbywało się za łapówkę, za olbrzymią dla Hindusów kwotę będącą równowartością około 800 euro – dodali Hindusi.
Migranci podkreślili, że wszystkie spotkania odbywały się w siedzibie VFS. Wizy pracownicze miały być wydawane dla osób, które z przyczyn zdrowotnych mogły być niezdolne do podjęcia wielu zawodów.
– To była dla nich tak olbrzymia kwota, że niektórzy zastawiali swoje domy, sprzedawali ziemię, zapożyczali się, byle tylko móc wyjechać na Zachód – wyjaśnili.
Głos zabrał także polski pełnomocnik grupy Hindusów, który pomaga im załatwiać sprawy urzędowe w naszym kraju.
– Indie to przecież olbrzymi kraj, poruszanie się po nim zabiera mnóstwo czasu. Zastanawiam się, czy cała masa tych wniosków rzeczywiście trafiała do konsulatu. Część wiz była wydawana błyskawicznie, czasami w dwa dni. Kiedy polscy urzędnicy mieliby to wszystko przejrzeć i zweryfikować? – zapytał.
Jak przeanalizowała "Rzeczpospolita", 44 proc. podań o wizy od Hindusów była rozpatrywana pozytywnie. To oznacza, że w pierwszym półroczu tylko w Indiach wydano aż 12 855 wiz.