Niemcy, Norwegowie i Estończycy alarmują, że Putin ma przygotowywać się do starcia z NATO. Jedni eksperci przestrzegają przed wyniszczającym konfliktem z użyciem pocisków balistycznych, inni mówią raczej o przygranicznych incydentach testujących sojuszniczą solidarność. Czy te wojenne scenariusze powinniśmy brać na poważnie? Zapytaliśmy o to koordynatora polskich służb specjalnych Tomasza Siemoniaka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Na początku XXI wieku wydawało się, że zagrożenie ze strony Kremla to już historia. Za czasów Billa Clintona w Waszyngtonie mieli snuć wizje rozszerzenia NATO o Rosję i wzmocnienia w ten sposób pozycji Zachodu wobec rosnących w siłę Chin, czy reżimów islamskich.
Nawet po napaści Rosji na Gruzję w 2008 roku amerykańska dyplomacja nadal dążyła do "zresetowania" stosunków, wyznaczając podobną linię sojusznikom z Europy. Pierwszy przełom w myśleniu nastąpił dopiero dziesięć lat temu, gdy "zielone ludziki" dokonały aneksji Krymu oraz inwazji na Donbas.
Ostatecznie prawdziwą twarz Putina wszyscy zobaczyli 24 lutego 2022 roku, gdy zdecydował się on na wypowiedzenie Ukrainie pełnoskalowej wojny (choć nazwał ją "specjalną operacją wojskową"). Przywódcy Zachodu odpowiedzieli wówczas nie tylko wsparciem dla Ukraińców, ale i sygnałem, że będą bronić "każdego cala NATO-wskiej ziemi".
Jednak Władimir Putin tę przestrogę miał puścić mimo uszu...
O takim prawdopodobieństwie otwarcie wypowiedział się zresztą sam minister obrony RFN. – Musimy liczyć się z tym, że pewnego dnia Władimir Putin zaatakuje nawet kraj NATO – stwierdził Boris Pistorius w rozmowie z "Tagesspiegel". – Nasi eksperci szacują, że jest to możliwe w okresie od pięciu do ośmiu lat – dodał.
O podobnym scenariuszu zaczęto głośno mówić także w Norwegii. Tamtejszy minister obrony Bjorn Arild Gram wezwał do przygotowania kraju na potencjalną rosyjską agresję, która może nastąpić po zakończeniu wojny w Ukrainie. – Musimy być gotowi na to, że w odpowiedzi na członkostwo Finlandii i Szwecji w NATO, Rosja dokona ponownej oceny swoich planów i rozmieszczenia sił – zauważył norweski polityk.
"Muszę brać to na poważnie". Koordynator polskich służb specjalnych o zagrożeniu ze strony Rosji
Czy na Zachodzie przesadzają, czy też konfliktu z Rosją naprawdę nie da się uniknąć? Między innymi o to w ostatniej rozmowie z cyklu #TYLKONATEMAT zapytałem koordynatora służb specjalnych Tomasza Siemoniaka. – Osoby, które odpowiadają za bezpieczeństwo państwa, zawsze muszą przygotowywać się na najgorsze – odpowiedział wymownie minister.
– Wielokrotnie różni wysokiej rangi przedstawiciele Kremla otwarcie grozili Polsce, więc ja codziennie muszę w swojej pracy brać takie zagrożenie na poważnie – podkreślił Siemoniak.
W wywiadzie udzielonym naTemat.pl minister odpowiedzialny za polskie służby wywiadowcze i kontrwywiadowcze zauważył, że dostosowaniu pracy funkcjonariuszy do nowych wyzwań ma służyć m.in. zarządzony po zmianie władzy audyt.
– Musimy być pewni, że służby specjalne rzeczywiście są skoncentrowane na najważniejszych zadaniach i odpowiednio poradzą sobie z odpowiedzią na ewentualne zagrożenie – nie tylko technicznie, ale i kadrowo. Naszym celem nie jest grzebanie w przeszłości, a zapewnienie Polsce bezpieczeństwa w przyszłości – wyjaśnił.
Będzie wspaniale, jeśli urzeczywistnią się te najbardziej optymistyczne scenariusze, ale odpowiedzialni rządzący nie mogą ich brać pod uwagę jako swojego głównego planu. Koordynator służb specjalnych w Polsce nie ma więc pola do spekulacji, czy agresja rosyjska jest mniej lub bardziej prawdopodobna. Rosja napadła na Ukrainę i prowadzi dalej agresywną politykę, gwałcąc przy tym podstawowe założenia prawa międzynarodowego.
Tomasz Siemonak
minister-koordynator służb specjalnych w cyklu #TYLKONATEMAT