Choć wychodzimy z pracy coraz później, wciąż myślimy o posiłkach, jakbyśmy tkwili w PRL, gdzie o 16 cała rodzina spotykała się przy stole. Efekt? Obiad jemy na kolację, a w międzyczasie zapychamy się kanapką i chińską zupą. – Czas przejść na zachodni system, gdzie w pracy przerwa na obiad jest rzeczą świętą – uważa Robert Makłowicz.
– Kapitalizm zmienił kuchnię – mówi Robert Makłowicz, kucharz który w poszukiwaniu najlepszych smaków objechał już niemal cały glob. – Dziś nie pracujemy już od 7 do 15, więc do przeszłości należą czasy, kiedy po pracy spotykaliśmy się na obiad całą rodziną. Myśląc o swoim dniu powinniśmy patrzeć raczej na zachodnie wzorce, gdzie w ciągu dnia je się obiad na mieście, a później spotyka na wspólny wieczorny posiłek – ocenia.
Polacy jednak nie potrafią się jeszcze odnaleźć w nowym systemie. W efekcie z ciepłym posiłkiem czekają na powrót do domu, a w pracy zapychają się śmieciowym jedzeniem. Lub nie jedzą nic.
Kultura fast foodowa
– Jesteśmy tak bardzo pędzącym społeczeństwem, że zapominamy o tym, co podstawowe. A podstawowe jest mądre jedzenie, który zapewnia nam odpowiedni nastrój, koncentrację w pracy, zdrową skórę i oczywiście zdrowie na wysokim poziomie – mówi Katarzyna Pryzmont, specjalista ds. żywienia z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Jak pisaliśmy już w naTemat, kuleje kultura śniadaniowa. Ale, jak dodaje dietetyk, z obiadami wcale nie jest dużo lepiej. – Obiady z moich obserwacji wypadają naprawdę bardzo źle. Powodami są: brak czasu, brak chęci do gotowania, brak pomysłu, zła organizacja dnia, a często po prostu nasze polskie lenistwo – przekonuje Katarzyna Pryzmont.
Dr Małgorzata Białkowska z Instytutu Żywności i Żywienia uważa, że polską kulturę jedzenia obiadów należałoby nazwać raczej brakiem kultury. Zwraca uwagę, że coraz mniejsze znaczenie ma u nas zarówno to, co na obiad podajemy, jak i sama celebracja posiłków.
– W ogóle nie zasiadamy do nich z rodziną. Niektórzy usprawiedliwiają to pracą o różnych porach. Praktyka coraz częściej wygląda jednak tak, że każdy nakłada sobie jedzenie na talerz, a później idzie z nim przed telewizor – mówi dietetyk i przyznaje, że poza zaburzeniem więzi rodzinnych, takie rozwiązanie ma negatywne konsekwencje także dla naszego organizmu. Jesteśmy zajęci tym, co widzimy w telewizorze, więc nie kontrolujemy, ile pokarmu wkładamy do ust. Ten sam błąd dotyczy jedzenia przed monitorem komputera, które jest zmorą pracowników korporacji.
Żądaj przerwy!
– Godziny i warunki socjalne w pracy utrudniają spożycie dobrego, ciepłego obiadu. Mówiąc dobry, mam na myśli urozmaicony, świeży, z odpowiednimi proporcjami białka, tłuszczu i węglowodanów – mówi Katarzyna Pryzmont.
Tymczasem, jak opisuje Małgorzata Białkowska, nasze nawyki żywieniowe, które ujawniają się około godziny piętnastej z węglowodanami mają niewiele wspólnego. – Coraz częściej jemy w biegu, na stojąco, na ulicy, w samochodzie. To odbiera przyjemność z jedzenia i jego racjonalność. Pewnie, że kebab czy pizza raz na jakiś czas nie są tragedią. Ale wiele osób po prostu odżywia się nimi na co dzień – mówi Małgorzata Białkowska. Potwierdzają to dane z badania Instytutu Homo Homini. Według nich jedząc na mieście, najczęściej wybieramy: pizzę, hamburgery, hot dogi, kuchnię azjatycką.
Lekiem na takie nawyki może być przerwa obiadowa w pracy. – Na zachodzie jest rzeczą świętą. Różny oczywiście jest jej wymiar, dłuższą mają południowcy, Włosi i Hiszpanie, krótszą – Niemcy i Holendrzy. Ale wychodzenie z pracy na lunch jest tam zupełnie normalne. Pełno jest też knajpek, które otwierają się tylko wczesnym popołudniem. Nie ma tam tradycyjnej obsługi kelnerskiej, a na posiłki czeka się dużo krócej – opisuje Robert Makłowicz.
Przerwa obiadowa jest coraz bardziej popularna w kulturze korporacyjnej. Katarzyna Pryzmont przyznaje jednak, że do ideału jej daleko. – Przerwy obiadowe w niektórych firmach są zbyt krótkie, aby dobrze zjeść. Najszybciej więc zamówić jedzenie typu fast food. Tylko pytam: jak pracodawca chce, aby jego pracownik pracował na najwyższych obrotach, kiedy właśnie pozapychał się przetworzonym cukrem (tu objawy senności, gorszej koncentracji) i dostarczył bombę wybuchową w postaci tłuszczu?
Ratunek
Nie lepiej jest nawet, kiedy już wieczorem wracamy do domu. Jak mówi Robert Makłowicz, we Włoszech czy Hiszpanii normalne jest wspólne wieczorne siadanie do stołu, bądź wychodzenie do restauracji.
Co robią wygłodzeni po całym dniu Polacy? – Wpadamy do domu i zanim jeszcze zdejmiemy buty, biegniemy do lodówki. Sięgamy po chleb i coś do niego, jemy na stojąco, kompulsywnie – mówi i dodaje, że efekt jest taki, jak z telewizorem: zbyt dużo pochłoniętych naraz kalorii odkłada się w formie kolejnych wałków tłuszczu.
Jak w dłuższej perspektywie kończy się taki sposób odżywiania? Okazuje się, że stawką w grze jest nie tylko nadwaga. Dr Małgorzata Białkowska: – Dużo się teraz mówi o niedożywionych dzieciach. Ale ja zwracam uwagę na inny problem: można być zarówno otyłym, jak i niedożywionym. Oczywiście nie w sensie głodu, ale poważnych niedoborów. Mam pacjentów z dużą nadwagą, a jednocześnie niedokrwistością – ostrzega i dodaje, że podstawą jest przemyśleć, co zabierze się w ramach posiłku do pracy.
Jak przekonują dietetycy, ratunkiem jest samodzielne gotowanie. Maksymalnie prosto i szybko. – Uważam i tak proponuję pacjentom, iż najzdrowsze jest proste gotowanie. Zawsze w posiłku ma znajdować się produkt zbożowy (kasza, ryż, makaron) lub ziemniaki, pół talerza różnych warzyw i sztuka chudego mięsa, ryby czy warzyw strączkowych i oczywiście dobrej jakości oliwa. Wielkość porcji zależy od tego, jaką pracę wykonujemy, czy mamy tendencję do tycia i oczywiście, ile lubimy zjeść.